czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział XX

ALVARO
 Czasami każdy chciałby sobie tak poleżeć beztrosko, ale i to leżenie może zacząć wychodzić bokiem. Od mojej operacji minęło dopiero pół nocy i prawie cały dzień, a ja już z wielką chęcią bym sobie wstał i się przeszedł.
 Jak Leire wyszła ode mnie nad ranem, tak później już się nie pokazywała. W sumie się nawet nie zdziwiłem, bo pewnie skończyła dyżur i po co miała przychodzić, jak to mówią - z pomarańczkami i sokiem dla chorego, skoro nasza rozmowa zeszła na dosyć poważne tematy.
 Co chwila zaglądali do mnie lekarze i pielęgniarki, dosyć długo rozmawiałem przez telefon z rodzicami i bratem, a popołudniu nawiedzili mnie chłopaki z drużyny, a nawet i trener. Kazali mi wypoczywać i o nic się nie martwić... Jak tu spokojnie leżeć, kiedy nie mogę grać i pomagać im na boisku?
  Wieczorem przyszedł do mnie Isco. Widziałem, że coś go gnębi, ale za nic nie chciał się wygadać, więc i ja nie naciskałem. Rozmawialiśmy o mojej nodze, a później o meczach. W pewnym momencie do sali weszła młoda pielęgniarka by sprawdzić moją kroplówkę. Uśmiechała się zalotnie do nas, a gdy wychodziła, Isco odprowadził ją wzrokiem.
   - Za dobrze tu masz - mruknął pomocnik.
   - Ty chyba masz żonę, ej!
   - Ale oczy też mam - zaśmiał się.
   - O wszystkim powiem Ali, wiesz, że jest zazdrosna - mruknąłem poważnie.
   - Kapuś! - pokręcił głową. - Ją to już pewnie i tak nie zainteresuje.
   - To, że jesteście małżeństwem nic nie znaczy! Ona nadal nie jest pewna, że jesteś tylko jej, bo wiesz, lubisz zdradzać - zaśmiałem się.
   - Tym razem to całkowicie inna sprawa - podrapał się po brodzie.
   - Stało się coś? - zapytałem. 
   - Nie chce cię tu męczyć, Alvaro - jęknął. - Ale ja i Ali się rozstajemy.
   - Jakiś żart, tak? - otworzyłem szeroko oczy i wtedy usłyszałem otwierające się drzwi. Pomyślałem, że znów to ta pielęgniarka, ale w progu pojawiła się Leire, której na widok Isco, uśmiech od razu zszedł z twarzy.
   - Cześć - powiedziała. 
   - Hej - odpowiedzieliśmy oboje.
   - Jak tam? - powiedziała bardziej do mnie, niż do Isco. Poprawiła swój kucyk i oparła dłonie o poręcz w nogach łóżka.
   - Nadal czuje się beznadziejnie, bo nie mogę chodzić - uśmiechnąłem się słodko.
   - Zażalenia do Marca - pokazała mi język.
   - Racja, nieźle cię podciął - zaśmiał się Alarcon. - Ale Leire miała swój wkład w to by ci odratować tę nogę, prawda?

   - Szkoda, że ciebie nie da się odratować - warknęła zła.
   - Chodzi ci o coś konkretnego? - spojrzał na nią.
   - A jak myślisz?! Jak mogłeś jej to zrobić?!
   - Hej.. Mogę się dowiedzieć o co chodzi? - odezwałem się niepewnie.
   - Leire, nie wtrącaj się - warknął Isco.
   - Jak mam się nie wtrącać? Ali to moja przyjaciółka - prychnęła. - Bo wy wszyscy najpewniej założylibyście nam smycz na długość, by swobodnie poruszać się po domu. Prać, sprzątać, gotować, czasem zaspokajać wasze zachcianki i najlepiej nie dopuszczać do głosu - powiedziała z zawziętością w głosie. 
   - A może wystarczyło wspomnieć o tym odrobinę wcześniej, co? Wcale się jej nie dziwię, że tak zareagowała. Postąpiłabym pewnie podobnie.
   - Jeśli mnie kocha, to wróci do mnie, a jeśli nie to weźmiemy rozwód. To proste - rozłożył ręce.
   - Jesteś cholernie pewny siebie - przymrużyła powieki i popatrzyła na niego. - Isco, nie poznaję cię. Przecież chodzi o Alice.
   - Która potraktowała mnie jak śmiecia, kiedy poszedłem do jej rodziców! To nie była moja Alice.
   - Ej, uspokójcie się, tak? Zaraz sobie skoczycie do gardeł - zawołałem, patrząc to na nią, to na niego.
   - Widzisz jakie są kobiety, Alvaro? - zaśmiał się Isco. - Dajesz im wszystko czego tylko chcą, a one i tak zostawiają cię jak nic nie znaczącą rzecz.
   - Isco, nawet nie wiesz jak się teraz cieszę, że jednak się wtedy rozstaliśmy! - powiedziała Leire z niedowierzaniem w głosie.
   - Jakoś ja się nie cieszę! Może wtedy byłoby wszystko inaczej..
   - Isco, uspokój się, dobra? - odezwałem się. - Nie wiem o co w ogóle chodzi, ale nie jesteś sobą!
   - Okej, to chyba najlepiej będzie jak już sobie pójdę - warknął i przesunął głośno krzesło, na którym przed chwilą jeszcze siedział. - Cześć - rzucił i wyszedł, trzaskając drzwiami, a Leire odprowadziła go wzrokiem, którym gdyby mogła, zabiłaby go.
   - Oboje wiemy, że taki nie jest - spojrzałem na nią.
   - I to nie mnie najbardziej przeraża - mruknęła i usiadła na rogu łóżka.
   - To ich sprawy.. Pogodzą się przecież.
   - Mam taką nadzieję - westchnęła ciężko. - Widziałam się dziś z Ali i stwierdziła, że cię musi odwiedzić - uśmiechnęła się lekko.
   - To sobie z nią porozmawiam!
   - Chociaż tyle, że tu nie wybuchnie taka wymiana zdań jak w przypadku moim i Isco - wywróciła oczami. - Wiesz, czasami myślę, że nawet dobrze się to wszystko potoczyło.
   - Bo pomyślę, że go nigdy nie kochałaś - zaśmiałem się.
   - Nie każ mi się w tym momencie nad tym zastanawiać - zaśmiała się i popatrzyła na mnie. - Nie miałam czasu żeby o czymkolwiek dziś myśleć - szepnęła, a ja od razu domyśliłem się, że nawiązuje do naszej porannej rozmowy.
   - Ale obiecujesz, że zrobisz to w najbliższym czasie?
   - Chyba tak - dodała. - I dziękuję, że tak walczyłeś o to bym była przy twojej operacji - uśmiechnęła się.
   - Podziękujesz mi kiedy indziej - wyszczerzyłem się.
   - Mądrala! - jęknęła i pochyliła się, całując mój policzek.
   - Wyglądasz na zmęczoną, Leire. Odpoczywasz w ogóle?
   - Mało i chyba coraz mniej - zaśmiała się cicho. - Ale wymarzyłam sobie bycie lekarzem, więc nie powinnam narzekać. W sumie teraz mogę wykorzystywać okazję, że tutaj jesteś by chwilę sobie usiąść.
   - Możesz zostać na noc!
   - Panie Vazquez! Co to za niemoralne propozycje w sali szpitalnej? - wyszczerzyła się.
   - Tak naprawdę to nie myślałem o tym, ale skoro masz ochotę..
   - Nie kuś losu, Alvaro - pokręciła głową i pogroziła mi palcem. - Dobrze wiesz, że tylko żartowałam.
   - No dobrze, dobrze.
   - Więc odpoczywaj, bo tylko to ci zostało, a ja uciekam, bo ta Wiedźma mnie będzie szukać - wywróciła oczami.
   - Dobrze. Do zobaczenia później - wysłałem jej buziaka w powietrzu.
   - Trzymaj się - zaśmiała się, podniosła i znów ucałowała mój policzek.
   - Ho ho, dawno nie dostałem od ciebie tylu buziaków w jednym dniu - wyszczerzyłem się.
   - Zamilcz już Vazquez i idź spać - pokręciła głową i wyszła z sali, a ja się cicho zaśmiałem. Gdzieś tam w głębi liczyłem na to, że jednak coś jeszcze z tego może być. Głupi byłem wtedy, że odpuściłem. Oj głupi byłem...

ISCO
   Siedziałem na kanapie i przeglądałem właśnie mieszkania w Londynie. Tak, przenoszę się do Anglii w zimowym okienku i to już postanowione. Ojciec ma przywieź mi dokumenty i wtedy wszystko będzie już postanowione. Moim nowym klubem zostanie Chelsea. Cieszę się, że w końcu będę mógł wszystkim pokazać na co mnie stać.
Popijałem szkocką i bardzo żałowałem, że nie ma ze mną też Ali. Mogłaby wybrać dla nas dom.. Dla nas i naszego dziecka. Ale obiecałem sobie, że daje jej spokój, że jeśli nie chce, bym był obok, to trudno. Wiem, że to poddanie się, ale nie potrafię znieść tego, jak mnie traktuje. Nie jestem żadną jej zabawką.
Nagle drzwi otwarły się i do domu wszedł mój ojciec. Cholera, zabije mnie, jeśli zobaczy, że pije.
   - Cześć - przywitałem się. 
   - Cześć, Isco - powiedział i spojrzał na stolik, butelkę i szklankę, których nie zdążyłem schować. Po chwili przeniósł wzrok na mnie. Nie był zadowolony, ale nic nie powiedział. Tylko usiadł obok.
   - Masz dla mnie te dokumenty? - zapytałem.
   - Mam, ale może wytłumaczysz mi co ty wyprawiasz?
   - Miałem ciężki dzień - mruknąłem. - W sumie to dni. Mogę je zobaczyć? - zmieniłem temat.
   - Chcesz sobie zniszczyć karierę?! - nadal drążył temat.
   - Tato, przestań - wywróciłem oczami. - Jeżeli jednego wieczora trochę wypiję to nic się nie stanie.
   - Nie wiem co ty robisz innymi wieczorami. Wczoraj nie odbierałeś telefonu - spojrzał na mnie.
   - Bo byłem u Vazqueza w szpitalu. Miał operacje.
   - A może byś się tak zajął ratowaniem swojego małżeństwo..
   - Nawet nie zaczynaj! - podniosłem głos.
   - To źle, że nie chciałbym byś ledwo co po ślubie się już rozwodził? Isco, zawsze coś musisz nabroić. Byłeś rok z Leire, nie pasowała ci. Zmieniłeś ją na Alice. Wszystko było pięknie, ożeniłeś się z nią i co? To już koniec? - popatrzył po mnie. - Matka się o ciebie martwi.
   - Nie musi, bo jestem już dorosły przecież.
   - Jednak czasem mamy wrażenie, że tak wcale nie jest - westchnął i wyjął z aktówki kilka dokumentów i rzucił je na stolik obok butelki.
   - Po prostu nie mam szczęścia w miłości - odparłem i od razu zabrałem je do ręki.
   - Ostatnio za dużo zrzucasz na to swoje szczęście - mruknął, a ja zacząłem przeglądać papiery.
   - A może to moja wina, że Antonio się wygadał, co?
   - A to chciałeś powiedzieć o tym Ali dzień przed przeprowadzką?
   - Powtarzacie się już wszyscy...
   - Bo taka jest prawda! To ty zawiniłeś, a teraz próbujesz się z tego wykręcić. 
   - Skończmy ten temat, dobrze? - krzyknąłem zły i zacząłem rozkładać przed sobą wszystkie propozycje.
   - Nie, nie dobrze - jęknął. - Ja wiem, że bez niej nie będziesz tam szczęśliwy.
   - W nosie to mam. Powiedziała, że nie chce ze mną jechać gdziekolwiek.
   - Dobrze. Niech będzie.
   - I tego się trzymajmy - powiedziałem cicho i zacząłem dokładnie czytać każdą stronę nowego wstępnego kontraktu. Pieniądze były w porządku, inne szczegóły też, więc mogłem nawet w tym momencie wsiadać w samolot i podpisać to wszystko na miejscu.
   - Pojadę tam kilka dni wcześniej i wszystko załatwię. Wybrałeś już jakieś mieszkanie? 
   - Mam kilka na oku - odparłem i chciałem sięgnąć po szklankę z trunkiem, ale się powstrzymałem przy ojcu. 
   - Isco, ale z życiem.. Tam zaczniesz wszystko na nowo, jeśli twierdzisz, że to koniec z Ali. Może ci to wyjdzie na dobre - lekko się uśmiechnął.
   - Oby! - powiedziałem i jednak wziąłem do ręki szklankę i na raz wypiłem to co zostało na spodzie.    - Koniec - mruknąłem, zabrałem butelkę i schowałem do barku. - Zadowolony?
   - Tak, teraz tak! 
   - Więc jeżeli chodzi o mieszkanie, to daj mi jeszcze chwilę. Zadzwonię do któregoś z chłopaków na miejscu i może mi doradzą - kiwnąłem głową. - Kiedy mam tam być dokładnie? 
   - Jeszcze nie ustaliliśmy twojej prezentacji, ale porozmawiam z nimi jak najszybciej. A teraz myju i do spania - wyszczerzył się. - Ojciec mówi, to się słuchaj.
   - Zapomniałeś o ząbkach i bajce na dobranoc - zrobiłem smutną minkę.
   - A niby taki dorosły jesteś - pokręcił roześmiany głową. 
Nie odpowiedziałem nic, tylko grzecznie wstałem z kanapy i pomaszerowałem na górę. Dobrze, że ojciec przyjechał i trochę przemówił mi do rozsądku. Czas wziąć się w garść, niedługo zaczynam nowe życie.

1 komentarz:

  1. ojjj czekam już aż obie pary się pogodzą i chociaż chwilkę będzie cukierkowo :D albo chociaż Alvaro i Leire - im baaardzo kibicuję :) / zaczytana

    OdpowiedzUsuń