sobota, 21 lutego 2015

Rozdział VIII

ALICE
 Była piękna niedziela. Słońce świeciło, lekki wiaterek powiewał i na dodatek miałam umówione spotkanie z Francisco. Nie widzieliśmy się przez kilka ostatnich dni, bo musiał być z Leire, a ja i tak pomagałam mamie w domu. Musiałam się też zająć przygotowaniami do ślubu. Wszystko musi być idealne.
Podjechałam taksówką pod kawiarnię, w której się spotykaliśmy. Miałam na sobie kwiecistą sukienkę sięgającą do połowy ud, cieliste sandałki na szpilce i małą torebeczkę. Włosy związałam w lekkiego koka i całkowicie zrezygnowałam z makijażu. Postawiłam dziś na naturalność.
Po kilku minutach zjawił się też Isco w niebieskiej koszuli, trzy-czwartych jeansach i trampkach. Uśmiechnął się szeroko, gdy mnie tylko zobaczył.
   - Cześć, piękna - lekko musnął moje usta. - Przepraszam, jeśli długo czekałaś. Korki.
   - Nie czekałam długo - odpowiedziałam z uśmiechem. - Fajnie, że już jesteś.
   - Udało mi się jakoś wyjść z domu. Wiesz jak to jest - wzruszył ramionami.
   - Wiem, ale ci się udało - kiwnęłam głową. - Wieczorem wraca Alvaro - dodałam.
   - A ja jutro wyjeżdżam. Od rana mam trening, a później lot do Los Angeles - spojrzał na mnie uważnie. - Nie będzie mnie przez dwa tygodnie.
   - To długo - posmutniałam.
   - Taką mam pracę - chwycił moją dłoń i ją ścisnął. - Będę codziennie dzwonił, obiecuje. Tam jest inna godzina, ale się dostosuje do ciebie.
   - Nie chcę też byś zarywał przez to noce. Rano, na treningach powinieneś być wypoczęty - powiedziałam. - Ale cieszę się, że tak mówisz - uśmiechnęłam się lekko.
   - Nie martw się o mnie. Ja sobie poradzę - zaśmiał się. - Wypijemy kawę?
   - Z chęcią. Mam ochotę na jakąś dobrą, może Mocha albo Latte? - uśmiechnęłam się szeroko.
   - Latte! Po proszę dwie latte i coś słodkiego - zawołał do kelnera i wtedy wszyscy się na nas spojrzeli.
   - Isco, ty głupku - zaśmiałam się. 

   - No co? - wzruszył ramionami. - Czekalibyśmy wieki zanim by podszedł!
   - Tak, kochanie, oczywiście - nadal się śmiałam, ale po chwili spoważniałam. Czy ja właśnie powiedziałam do niego kochanie? O Boże, źle ze mną.
   - Zawsze mówię prawdę, kochanie - odezwał się, a po chwili skrzywił, drapiąc po karku. - No może prawie zawsze.
   - Kochanie? - uśmiechnęłam się.
   - Kochanie - powtórzył pewnie, przysuwając się do mnie i całując mnie w usta delikatnie, pocierając swoim nosem o mój. 

   - Lubię to - szepnęłam zadowolona, choć przed chwilą karciłam się za to samo.
   - Ja też - kiwnął głową.
   - Proszę, to państwa zamówienie - obok nas pojawił się kelner. - Dwie latte i dwa razy sernik na zimno z malinami. Życzę smacznego - uśmiechnął się i odszedł. 

   - Dziękujemy - powiedziałam i przyjrzałam się deserowi. Wyglądał świetnie i jakoś nie interesowało mnie to, że nie trzy tygodnie mam się zmieścić w moją sukienkę. - Wygląda przepysznie - wyszczerzyłam się.
   - Możesz też zjeść i mój, bo ja za dużo nie mogę - skrzywił się.
   - Super! - ucieszyłam się.

   - Więc smacznego - puścił do mnie oczko i upił trochę kawy, zostawiając nad ustami biały wzorek wąsów. Zaczęłam się cicho śmiać, a ten spojrzał na mnie pytająco.
   - Nic - cmoknęłam go w usta i był już bez pianki. - Czy ty zawsze musisz mieć ten zarost.. To drapie!
   - Ale ja go lubię - jęknął. - I jestem do niego przyzwyczajony!
   - Ale czasami się chyba golisz?
   - Jeżeli trzeba i Leire już grozi, że zrobi to gdy będę spał - stwierdził.
   - Jeszcze cię nie widziałam bez zarostu - zaznaczyłam. - Musisz się dla mnie ogolić! Natychmiast!
   - Teraz? W kawiarni? - zmarszczył brew.
   - Pojedziemy gdzieś - uśmiechnęłam się.
   - Wyglądam wtedy jak dzieciak! 

   - Zrób to dla mnie! - zatrzepotałam rzęsami z szerokim uśmiechem.
   - No dobrze, ale dopijmy kawę chociaż - mruknął. Może był troszeczkę zły, ale byłam pewna, że to będzie tego warte! Byłam całkowicie zadowolona, więc tylko go pośpieszałam, a ten kręcił głową. W końcu oboje dokończyliśmy kawę, ja zjadłam ona serniki, zapłaciliśmy i wyszliśmy na zewnątrz. Isco otworzył mi drzwi od strony pasażera, wsiadłam i po chwili on również był już w środku. - Co ty ze mną robisz to ja nie wiem - pokiwał głową i odpalił silnik.    - Same dobre rzeczy - poruszyłam brwiami. - To źle, że chcę cię zobaczyć bez zarostu? 
   - Nie spodobam ci się! Ani trochę - jęczał.
   - Wręcz przeciwnie, zobaczysz! - wyszczerzyłam się. - Jedź do jakiegokolwiek hotelu, gdziekolwiek - dodałam.
   - Dobrze. Tylko musimy kupić po drodze jakąś lepszą maszynkę, bo mój zarost ma już kilka dni.. No może dwa tygodnie - zaśmiał się.
   - Przerażasz mnie, Isco! W takim razie bez żadnego gadania, sam powinieneś to zrobić!
   - Mówiłem ci, że lubię swój zarost - uśmiechnął się. Już nic nie mówiłam na ten temat, bo sprzeczka na temat zarostu wydawała mi się bezsensowna. Isco zatrzymał się przy pierwszym lepszym sklepie i pobiegł szybko kupić to co było mu potrzebne. Później znalazł jakiś hotel i tak samo jak ostatnio, wynajął pokój.

ISCO
  Chcąc, nie chcąc musiałem pokazać się Alice bez zarostu... Nalegała, a ja nie potrafię jej nie ulec. Wynająłem pokój, poszliśmy do niego i poprosiłem by chwilę poczekała. W łazience zdjąłem z siebie koszulę by jej nie zmoczyć i odwiesiłem na wieszak obok ręcznika. Ochlapałem wodą twarz po czym nałożyłem piankę na cały zarost, którego Ali tak bardzo chciała się pozbyć. Lubiłem go, Leire nie przeszkadzał, ale marudziła gdy był już naprawdę duży i nazywała mnie "zarośniętym Rumunem". Wtedy go podcinałem albo goliłem cały, ale w tym przypadku z niecierpliwością czekałem aż odrośnie. 
 Wykonałem pierwszy ruch i wtedy w lustrze zobaczyłem jak Alice opiera się o framugę uchylonych drzwi.
   - Masz zamiar mnie teraz rozpraszać? Bym się zaciął? - zaśmiałem się.
   - Chce tylko popatrzeć - puściła mi oczko.
   - No dobrze - uśmiechnąłem się. - Możesz zostać.
   - No to do dzieła - odparła, a ja zabrałem się do pracy, bo naprawdę miałem co robić. Wszystko szło jak z płatka, ale do momentu gdy maszynka całkowicie się nie stępiła, a byłem w połowie roboty. Na szczęście miałem nosa i kupiłem dwie. Szybko to dokończyłem, próbując się nie zaciąć, umyłem twarz i wytarłem się ręcznikiem. Odwiesiłem go i odwróciłam się, by zaprezentować mój brak zarostu dziewczynie.
    - No jaki przystojniak.. - zaczęła, podchodząc bliżej. - I nic nie drapie, gładziutki - zaśmiała się i ucałowała mój policzek.   - I tak nieswojo - jęknąłem.
   - To dostaniesz za to buziaka! Zadowolony?
   - Dobrze kombinujesz - wyszczerzyłem się i sam wpiłem się w jej usta.
   - No teraz to my możemy się całować - zaśmiała się, obejmując moje nagie plecy.
   - Jesteś wymagająca!
   - A ty teraz bardzo przystojny - zamruczała mi do ucha.
   - No przestań, zawsze jestem - powiedziałem, śmiejąc się. - Wiesz, wrodzona skromność. 
   - Oczywiście - jeszcze raz mnie pocałowała, a ja skorzystałem z okazji i wziąłem ją na ręce. Ruszyłem do pokoju i ułożyłem ją na łóżku, ciągle całując. Zjeżdżałem niżej do szyi, kiedy usłyszałem głośny i irytujący dzwonek mojej komórki. Przerwałem to czym się zajmowałem, opadłem obok na plecy i wyjąłem z kieszeni telefon. Antonio. On tez miał cudowne wyczucie czasu.
   - To mój brat. Muszę odebrać - spojrzałem na nią przepraszająco. - Słucham? - odebrałem.     - Cześć, Isco - usłyszałem. - Co tam słychać przed wyjazdem? - pytał. Najwidoczniej bardzo mu się nudziło..
   - Nic nie słychać. Muszę się spakować!
   - I oczywiście pożegnać ze swoją księżną - zaśmiał się głupkowato.
   - Niekoniecznie z nią - mruknąłem cicho.
   - Masz rację, Messi ważniejszy - powiedział.
   - Dokładnie. To wszystko? Śpieszę się - jęknąłem, bo obok siebie miałem Ali.
   - Dobra, widzę, że trafiłem na twój zły humor. Zadzwoń jak będziesz już na zgrupowaniu. Do usłyszenia - powiedział i się rozłączył, a ja odrzuciłem telefon na łóżko. Od razu okręciłem się na bok i wpiłem w usta Ali, ale ta lekko mnie odepchnęła.
   - Powinnam już wracać. Samolot Alvaro już wylądował - powiedziała cicho. 

   - Ale już? Jeszcze chociaż 10 minut - uśmiechnąłem się szeroko.
   - Chcę jeszcze wrócić do domu i się przebrać - pogłaskała mnie po policzku i lekko się uśmiechnęła. - Mówiłam, że tak będzie lepiej - ucałowała mnie w gładki policzek.
   - No dobrze - mruknąłem zrezygnowany. - Więc zobaczymy się za dwa tygodnie.
   - No jeszcze się zgadamy albo i nie. To tydzień przed ślubem - wstała. 

   - Damy radę - również się podniosłem i wróciłem do łazienki po koszulę. - Nie wyobrażam sobie tego, że moglibyśmy się już nie spotkać. Wiesz o co mi chodzi - mówiłem, zapinając guziki.
   - Wiem, wiem. Postaram się, abyśmy się jeszcze spotkali. No i masz zaproszenie na ślub - przypomniała mi.
   - Nie mógłbym przegapić widoku ciebie w... bieli - zaśmiałem się, przypominając sytuację gdy pożyczałem jej mój T-shirt. Wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy na parter.
   - Pojadę do domu taksówką. Tak będzie bezpieczniej - uśmiechnęła się. - Jak będziesz już na miejscu, to zadzwoń albo napisz, dobrze? Nie będę musiała się martwić.
   - Oczywiście, każdy mi to mówi - kiwnąłem głową i zatrzymałem się, dopóki byliśmy sami w bocznym korytarzu. Złapałem ją w pasie i pocałowałem.
   - Więc do usłyszenia - uśmiechnęła się słodko i poszła przodem. Ja zapłaciłem za pokój i kiedy wyszedłem z hotelu jej już nie było. Widocznie taksówka musiała być już pod hotelem i tak szybko odjechała. Wsiadłem do swojego auta i skierowałem się w stronę domu. Leire na pewno już na mnie czeka. 
Zaparkowałem pod budynkiem i przekręciłem kluczyk w stacyjce, automatycznie wyłączając silnik i radio. Wysiadłem i szybkim krokiem ruszyłem do środka. Przeskakiwałem po dwa schodki i po chwili byłem już pod drzwiami. Wszedłem do mieszkania.
   - Jestem! - zawołałem.
   - W sypialni - usłyszałem głos blondynki i tam się pokierowałem. Leire pakowała moje rzeczy, czyli to co ja miałem zrobić po powrocie.      
   - Przecież ja bym to zrobił - zacząłem.
   - Postanowiłam ci trochę pomóc - powiedziała i odwróciła się do mnie, zastygając. - Isco! Coś ty zrobił?! - wybuchnęła śmiechem.
   - Przegrałem zakład - wymyśliłem, drapiąc się po głowie.
   - Okej, nie wnikam - uniosła dłonie i podeszła do mnie, dając mi całusa. - Ale chyba wolę gdy lekko drapiesz - uśmiechnęła się słodko.
   - No wiem, nie wyglądam za dobrze - skrzywiłem się.
   - Który cię tak urządził? - zapytała i wróciła do pakowania moich ubrań.
   - Wszyscy! Już nigdy więcej się z nimi nie zakładam!
   - Głupki - pokręciła głową. - Za dwa tygodnie ma być taka jak była - pokazała mi język.
   - Dobrze! - zgodziłem się od razu. - Cieszę się, że lubisz mój zarost.
   - Moja mama zawsze mi powtarzała, że to po niej mam ten pociąg do męskiego zarostu - zaśmiała się.
   - I twoja siostra też - dodałem ze skwaszoną miną.
   - Moja siostra jest nieszkodliwa, jedynie nieszczęśliwie zakochana w facecie starszej siostry.
   - Nie odstępuje mnie na krok jak przyjeżdżamy! I dodaje moje zdjęcia na swojego Instagrama.
   - A ja mogę? - wyszczerzyła się i usiadła na moich kolanach, owijając ręce wokół mojej szyi. - Dawno nikt cię nie widział bez zarostu!
   - Nawet nie próbuj! - pogroziłem jej palcem.
   - Skarbie, noo - jęknęła. - Te wszystkie fanki mogą mi cię tylko pozazdrościć.
   - Dlatego nie dodawaj moich zdjęć, bo później są zazdrosne - wytłumaczyłem. Tak naprawdę chodziło mi o Ali. Nie chciałem, aby to widziała.
   - Ale ja lubię gdy one są zazdrosne! Są wtedy takie zabawne - zrobiła błagalną minę.
   - Leire.. Nie zaczynaj!
   - Francisco.. Jedno malutkie zdjęcie z moim wspaniałym chłopakiem!
   - Dobra, ale tylko jedno - w końcu się zgodziłem.
   - Uwielbiam cię - zawołała i sięgnęła po swój telefon. Zrobienie odpowiedniego zdjęcia nie zajęło nam wiele czasu, więc po chwili na profilu mojej dziewczyny widniało nasze zdjęcie. Uśmiechnięci i tacy zakochani.. Szkoda tylko, że myślami byłem przy innej dziewczynie.

 ALVARO
  Zgrupowanie się skończyło i mogliśmy wrócić do Madrytu. Byłem bardzo zmęczony, ale chciałem się zobaczyć z Alice. Byliśmy umówieni na wieczór. Zostawiłem swoje rzeczy, zabrałem szybki prysznic, przebrałem się i mogłem do niej jechać. Pewnie się stęskniła.
 Wsiadłem do swojego samochodu i ruszyłem w drogę. Wszędzie się rozglądałem, bo może akurat spotkałbym Leire. Alvaro, jesteś idiotą! Jedziesz do narzeczonej, a rozmyślasz o innej. Jaki porządny facet tak robi? Kilkanaście minut później byłem już pod domem Ali. Chyba była sama, bo samochodu jej rodziców nie było. Wyszedłem z samochodu i w podskokach ruszyłem do wejścia.
   - Cześć - po chwili w progu pojawiła się moja Ali. Chyba na mnie czekała.

   - Hej, Ali - uśmiechnąłem się i ją ucałowałem. - Cieszę się, że wróciłem.
   - Ja też się cieszę, że wróciłeś. Wchodź do środka - złapała mnie za dłoń. - Ugotowałam dla nas kolacje.
   - Jaka cudowna informacja - zaśmiałem się. - Bo jestem strasznie głodny - powiedziałem i w jednej chwili przyciągnąłem ją do siebie, wpijając się w jej usta.
   - To siadaj, a nie ci się na amory zebrało - zaśmiała się. W kuchni był przygotowany dla nas stół. Nawet miejsce na świece się znalazły!
   - Bo się stęskniłem - powiedziałem pewnie. Oczywiście, tęskniłem i to bardzo, ale chyba nie tylko za nią.
   - Przecież wiesz, że ja też. Zaraz ci opowiem co ustaliłam z fotografem - mówiła, ciągle stawiając jakieś pyszności na stół.
   - Właśnie. A jak tam z sukienką? Czeka gotowa?
   - Tak - uśmiechnęła się szeroko i w końcu też usiadła. - Myślę, że ci się spodoba.
   - Bez dwóch zdań - zapewniałem. - Dobra, a teraz muszę przyznać, że jak na to patrzę to staję się bardziej głodny - rozejrzałem się po talerzach na stole.
   - No to jedz, jedz!
   - Smacznego - powiedziałem i zabrałem się do jedzenia.
   - Wzajemnie - odparła i zapadła między nami cisza. Oboje jedliśmy, ale co chwilę spoglądaliśmy w swoją stronę. Czułem pomiędzy nami napiętą atmosferę i miałem nadzieje, że po ślubie wszystko się zmieni. Zjedliśmy, a później wspólnie posprzątaliśmy. Usiedliśmy razem na kanapie, a ona wtuliła się w moje ramię. Znów było cicho, za cicho.. No może prócz odgłosów z włączonego telewizora. W dodatku Alice wyglądała na zamyśloną.
   - O czym tak rozmyślasz? - zapytałem, gładząc jej włosy.    
   - Jak będzie wyglądało nasze życie po ślubie.. Będę na ciebie czekała z posiłkami.. I dziećmi - odparła uśmiechnięta.
   - No tak - zaśmiałem się cicho i ucałowałem ją w czubek głowy. - Właśnie, dzieci.. Ile planujemy pociech?
   - Dużo! Skoro nie mam rodzeństwa, to chce, aby moje dzieci je miały. Tak jest weselej.
   - Chcesz tyle rodzić? - zapytałem, bo chyba ta wizja lekko mnie przerażała.
   - I to naturalnie - pokiwała głową.
   - Raz podsłuchałem jak moja mama rozmawiała z koleżanką o porodach - aż się wzdrygnąłem. - Dobrze, że nie jestem kobietą.
   - Ale to piękna rzecz. Urodzić dziecko - rozmarzyła się. - Mogę już nawet po ślubie.
   - Rodzić zaraz po ślubie? Nie jestem pewny czy w trzy tygodnie dzidziuś będzie już duży, bo o ile mi wiadomo, jest tam jeszcze pusto - pochyliłem się i pogłaskałem jej brzuszek.
   - Jeszcze, ale możemy to zmienić, prawda? - popatrzyła na mnie.
   - W każdym momencie - pocałowałem ją w czoło, a w środku poczułem się trochę dziwnie.
   - Kocham cię - szepnęła, całując mnie w usta.
   - Ja ciebie też - powiedziałem. Alice już chciała mieć dziecko, ale ja nie wiem czy jestem na to gotowy i czy też tego chcę. Wielu mówi, że sam jestem jeszcze dużym dzieciakiem! Zabrałem swój telefon do ręki i trochę w nim pogrzebałem. Kiedy wszedłem, by sprawdzić Instagrama.. Cóż, zrobiło mi się gorąco. Leire dodała zdjęcie z Isco i wyglądali na bardzo szczęśliwych.
   - Zobacz, Isco bez zarostu - zaśmiałem się i przekazałem telefon narzeczonej.    
   - Takiego go chyba jeszcze nie widziałam - uśmiechnęła się lekko. - Fajnie razem wyglądają - dodała dopiero po chwili.
   - Muszą być bardzo szczęśliwi.
   - Na pewno - mruknąłem i jeszcze raz spojrzałem na zdjęcie. Jutro już zobaczę się z Leire i tak jak ustaliliśmy, musimy porozmawiać.
   - Może my też powinniśmy pokazać jak bardzo jesteśmy szczęśliwi?
   - Czemu nie? - kiwnąłem głową i podałem jej mój telefon by się tym zajęła. Od razu przełączyła na przedni aparat zaczęła mną dyrygować, jaką minę mam zrobić lub żebym się przesunął.
   - Ale ja też chce dobrze wyglądać! - zaśmiała się.
   - Zawsze wyglądasz świetnie - pocałowałem ją wtedy w policzek, a ona nacisnęła na boczny przycisk na telefonie, robiąc nam właśnie takie zdjęcie.
- To będzie idealne - uśmiechnęła się.
- Też tak myślę - powiedziałem. - Możesz go dodać.
- Dobrze - pokiwała głową i poszło.


wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział VII

ISCO
  Razem z Ali siedzieliśmy do późna w pokoju. Nawet nie wiedzieliśmy, że czas tak szybko będzie mijać przy oglądaniu telewizji i przy rozmowach. Czułem się wspaniale w jej towarzystwie, tak spokojnie, jakbym niczym nie musiał się przejmować, choć było raczej odwrotnie. Gdy tutaj byliśmy, mogłem trzymać ją w ramionach, całować, śmiać się z nią i podziwiać. Jednak ten czas mijał, nawet za szybko. Dziewczyna od razu gdy zobaczyła, która jest godzina, zerwała się i poprosiła bym ją odwiózł do domu. Zebraliśmy się i wyszliśmy. Podałem Alice kluczyki do samochodu i powiedziałem by w nim na mnie poczekała, a ja poszedłem uregulować rachunek w hotelu. Nie zajęło mi to długo, więc po chwili byłem już z brunetką. Uśmiechnąłem się do niej i złapałem za jej dłoń, po czym ucałowałem jej wierzch. Wywołało to u niej lekkie rumieńce i uśmiech na twarzy. Odpaliłem silnik i wyjechałem z parkingu. Myślałem o tym wszystkim, jakby to wyglądało gdyby nie było w naszym życiu Leire i Alvaro. Pewnie nie poznałbym Alice na ślubie Jordiego, bo nie byłoby jej tam, ale w końcu oboje mieszkamy w Madrycie, więc może jakoś byśmy się sami poznali? Może bylibyśmy razem, bez żadnych przeszkód.
   - Czemu co najlepsze, tak szybko się kończy? - mruknąłem, wpatrując się w czerwony kolor na sygnalizatorze.
   - Masz na myśli zielone światło? - zaśmiała się głośno. 
   - Też - uśmiechnąłem się. - Ale mam na myśli nasze spotkania - spojrzałem na nią.
   - Mam dla ciebie teraz cały tydzień, ale wiem, że musisz też spędzać czas z Leire - mruknęła cicho, odwracając głowę do szyby. - Doskonale to rozumiem.
   - Znów się z nią pokłóciłem - powiedziałem i ruszyłem, bo właśnie wskoczyło zielone światło.
   - Ostatnio często się kłócicie. Mam nadzieje, że to nie z mojego powodu, Francisco.
   - Nie - pokręciłem głową. - Zniknęła na całą noc, a miała iść tylko na chwilę do Julii, jej przyjaciółki.
   - I to cię wkurzyło? Przyjaciele są ważni. 
   - Ale mogła uprzedzić, że nie wróci - westchnąłem. - Z resztą to była druga noc pod rząd.
   - Po prostu jesteś o nią zazdrosny - mruknęła cicho. - To znak, że ci na niej zależy i ją kochasz - dodała ciszej. Miałem wrażenie, że jest z tego powodu zła, a przecież to ona miała za miesiąc wyjść za mąż, nie ja.
   - I też się o nią martwię. W sumie to zaczynaliśmy od zwykłej przyjaźni, a o przyjaciół martwię się tak samo - dodałem. - Mam cię podwieźć pod sam dom czy nie chcesz by nas ktoś zobaczył? - zapytałem.
   - Mogę wysiąść nawet tutaj.
   - Przecież jeszcze kawałek - spojrzałem na nią.
   - Spacer dobrze mi zrobi - westchnęła.
   - Nie wygłupiaj się - pokręciłem głową. - Mamy nie mówić już o Leire i Alvaro, tak?
   - Tak - skinęła lekko głową. - Nie mogę przeżyć, że do niej zaraz wrócisz.
   - Alice, a ty za miesiąc wychodzisz za mąż. Co ja mam powiedzieć? - podniosłem troszeczkę głos.
   - Masz rację. Przepraszam - spojrzała na mnie. - Masz gorzej i to o wiele.
   - Więc widzisz - westchnąłem. Miałem w tym momencie ogromną ochotę poprosić ją o to by zrezygnowała ze ślubu i była ze mną, ale nie chce ją przestraszyć i jakoś na nią naciskać. Nie wiem co dokładnie czuje w środku.
   - Będziesz z nią sypiał? - zapytała. Ali była bezpośrednią osobą, więc nie powinno mnie dziwić to pytanie, a jednak.
   - A ty i Alvaro? - spojrzałem na nią z ukosa, ale ta się speszyła i spuściła wzrok. - Nie wiem - szepnąłem.
   - To mój narzeczony.. - również odpowiedziała szeptem. - Oboje jesteśmy w związkach i nie będziemy żyć w celibacie, to chyba logiczne.
   - Masz rację - przytaknąłem i złapałem za jej dłoń, mocno ściskając. Skręciłem w uliczkę, którą wskazała mi dziewczyna i za prośbą, stanąłem trzy domy wcześniej.
   - Dziękuje za dziś. To był naprawdę wspaniały dzień - uśmiechnęła się.
   - Dla mnie też - powiedziałem i pochyliłem się, by ją pocałować. - Dobranoc - powiedziałem. 
   - Miłych snów, Isco. Pozwalam ci o mnie śnić - powiedziała zadziornie i wysiadła. Wziąłem swój telefon do ręki. Chciałem sprawdzić godzinę, a tam zobaczyłem nieodebraną wiadomość od Leire i jakieś połączenia. "Wrócisz na noc?" Ciężko westchnąłem i przejechałem dłonią po twarzy. Było już naprawdę późno, a jak rano wyszedłem tak już nie wróciłem ani się nie odzywałem. Odpaliłem silnik i obrałem kierunek do domu. Długo mi to nie zajęło, bo te drogi które wybrałem były prawie puste. Zaparkowałem pod apartamentowcem i wysiadając, zauważyłem damską postać z psem na smyczy, wracającą od strony parku. Miała na sobie za dużą szarą bluzę z kapturem, naciągniętym na głowę. Gdy Messi mnie tylko zobaczył, radośnie zaszczekał.
   - Messi! - zawołałem, a ona wtedy na mnie spojrzała. Zadowolona nie było. - No chodź do pana - przywitałem się z nim, kiedy podeszła z nim bliżej.
   - Doczekałeś się - mruknęła do psa i wręczyła mi koniec smyczy, a sama udał się w kierunku wejścia do klatki.
   - Leire, zaczekaj - zawołałem, przyśpieszając. - Leire! - powtórzyłem.
   - Słucham? - nagle się zatrzymała i odwróciła do mnie.
   - Nie bądź zła. Chcesz się znów kłócić?
   - Na dziś mój limit się już wyczerpał. Jeszcze przedtem dzwonił Antonio, bo nie mógł się do ciebie dodzwonić. Zaczął mi prawić kazania, że powinnam wiedzieć, gdzie jest mój chłopak - mruknęła.
   - Przepraszam, to moja wina. Byłem zajęty - mruknąłem.
   - Zorientowałam się - kiwnęła głową i ruszyła do wejścia, a ja z Messim za nią. Wyszliśmy na górę do mieszkania. - Dziś mam zamiar nocować tutaj - powiedziała ironicznie, zdejmując bluzę przez głowę. Już miałem rzucić jakiś głupi komentarz, ale się opamiętałem. Za miesiąc Ali i ja przestaniemy istnieć, a Leire będzie. W końcu się kochamy. Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.
   - I bardzo się z tego cieszę - cmoknąłem ją w głowę.

ALVARO
  Po ciężkim treningu i posiłku wróciłem z Pablo do naszego pokoju hotelowego. Drugi dzień zgrupowania, a ja czułem jakby to był środek sezonu. Trener nas nie oszczędzał i zarządził dwa treningi dziennie, a w międzyczasie jeszcze sesję na siłowni. W pokoju byłem z Sarabią, bo znamy się z młodzieżówki i zawsze się razem trzymamy.
 Wczoraj wieczorem rozmawiałem z Alice. Wydawała mi się taka zadowolona i rozmowa nawet się kleiła. Opowiadała o sukni ślubnej, która już podobno jest prawie gotowa i tym spotkaniu z fotografem, które ostatnio przełożyliśmy z powodu tej kłótni. Ta kłótnia wszystko zmieniła.. Nie wiem tylko czy na dobre czy na złe.
   - O czym tak myślisz, stary? - zagadał Pablo.
   
   - Co? - spojrzałem na niego pytająco. Fakt, siedziałem zamyślony i jakby nie kontaktowałem co się działo dookoła. - Nie, o niczym - pokręciłem głową. - Wiesz, te wszystkie przygotowania. 
   - Do sezonu czy ślubu? - zaśmiał się.
   - Do tego i do tego - westchnąłem. - Ale chyba bardziej do ślubu. To już niedługo.
   - Tylko mi nie mów, że masz wątpliwości. Nie bądź baba, Vazquez - rzucił we mnie poduszką.
   - Spokojnie - zaśmiałem się i odrzuciłem ja do niego. - Wszystko jest w porządku, chyba - wzruszyłem ramionami.
   - Chyba? Kochasz Ali, czy nie kochasz?
   - Gdybym jej nie kochał, nie oświadczałbym się i nie przygotowywał wszystkiego do ślubu, prawda geniuszu?
   - No prawda - skinął głową. - Nie zapominaj, że podczas wypożyczenia skomlałeś do słuchawki jak bardzo tęsknisz - nabijał się ze mnie.
   - Spadaj, Sarabia - zmierzyłem go wzrokiem i tak po prostu spojrzałem na wyświetlacz telefonu, jakbym na coś czekał, a tak przecież nie było..    
   - Ale widzę, że coś się dzieje - teraz spoważniał. - I powinniśmy o tym pogadać. Spróbuje poradzić.
   - Ale co ma się dziać? - zaśmiałem się trochę nerwowo. Dzieje się. Niecały miesiąc do mojego ślubu, a ja wymyśliłem sobie schadzki z dziewczyną. Na dodatek taką, która jest zajęta.
   - Bo zaraz pomyślę, że zdradzasz Ali, a to taka fajna dziewczyna. Kocha cię.
   - Ja? Nie żartuj - palnąłem i odwróciłem wzrok, tak jakby Pablo miał mnie zaraz całego przeskanować.
   - Zdarzają się takie przypadki, Alvaro - drążył ten temat. - Może znalazła się jakaś ślicznotka.
   - Zdarzają - mruknąłem i spojrzałem na niego. Wiedziałem, że i tak drążyłby dopóki ze mnie by tego nie wyciągnął. - Masz rację: ślicznotka, blondynka i zajęta. Ale jak cokolwiek komuś piśniesz...
   - Alvaro! - ryknął. - Boże, co ja mam mu teraz powiedzieć.. Boże, Boże - mówił sam do siebie.
   - Człowieku, uspokój się! - krzyknąłem na niego.
   - To raczej ty to powinieneś zrobić. Zdradzasz narzeczoną - popatrzył na mnie. - Za miesiąc bierzesz ślub. - dodał, ale po chwili zmiękł. - No to opowiadaj - uśmiechnął się.
   - No więc tak jak już wspominałem jest śliczną blondynką - zacząłem. - Albo inaczej... Pablo, pamiętasz jak spotkaliśmy dziewczynę Isco w klubie? - zapytałem, a ten o mało co się nie zakrztusił wodą, którą właśnie pił.
   - Powiedz, że to żart - jęknął.
   - Nie - powiedziałem pewnie. - Później zniknęliśmy i... Obudziliśmy się dopiero rano u mnie.
   - Co ty narobiłeś, Alvaro..
   - A co najciekawsze - ciągnąłem. - Kolejną noc też spędziliśmy razem, tym razem całkowicie trzeźwi - niepewnie na niego spojrzałem, czekając na jego reakcję.
   - Czyli zrezygnowałeś już z Ali i ślubu, a zabrałeś się za dziewczynę naszego przyjaciela!
   - Zaraz... Nie powiedziałem, że zrezygnowałem ze ślubu i z Alice!
   - Przespałeś się z inną dziewczyną i to świadomie - wytłumaczył.
   - Nie, jeżeli nic nikomu nie powiesz - powiedziałem ostrożnie.
   - Alvaro, chcesz mieć je obie? Jeszcze nie znałem cię od tej strony, stary. 

   - Nie wiem jak to będzie wyglądało po ślubie, ale teraz nie mogę się jej oprzeć. Wtedy myślałem, że Ali mnie zdradza, ale wszystko mi wytłumaczyła i teraz czuje się jeszcze bardziej winny.
   - Na jej miejscu nie brałbym się za żonatego faceta - stwierdził. - Więc to ty jesteś ten niegrzeczny, a ona ta święta.
   - Wiem, że robię źle, ale kiedy Leire jest obok.. Po prostu wtedy nawet Ali się nie liczy!
   - Isco bardzo kocha swoją dziewczynę - powiedział poważnie. 

   - Nie obchodzi mnie Isco - powiedziałem z wyrzutem. - Oczywiście pod tym względem, że jest chłopakiem Leire.
   - A co będzie jak się dowie? Myślałeś o tym?
   - Nie... I nie dowie się! 
   - Całe szczęście!
   - Ej, wcale nie pomagasz!
   - Pomagam ci wrócić na właściwy tor - wzruszył ramionami. - Zadzwoń do narzeczonej lepiej i ci przejdzie - dodał, kładąc się na bok. - Czas na sieste.
   - Pablo.. - nagle przyszło mi coś do głowy. - A ty się bawiłeś wtedy z jej koleżanką... Nie masz może jej numeru?
   - Spadaj! Nie będziesz mnie w to mieszał!
   - Pablito, noo! - wstałem i usiadłem na jego łóżku. - Powiedz, że masz!
   - Mam - mruknął cicho. - Ale nie będę się pytał Julii o jej numer!
   - Więc mi go podaj, a ja coś zmyślę i poproszę ją o numer Leire!
   - Masz dwie, to jeszcze trzecią chcesz?! - naskoczył na mnie. O, chyba mu się spodobała i dlatego nie chciał dać tego numeru.
   - Sarabia, wyluzuj! Więc ty do niej zadzwoń i załatw mi ten numer. Proszę! - wyszczerzyłem się.
   - Zobaczę, co da się zrobić!
   - Wiem, że to dla mnie zrobisz - poklepałem go po ramieniu i i wróciłem na swoje łóżko.
   - Po siescie - wymamrotał i wtulił się w swoją poduszkę.
   - Jasne, jasne - pokiwałem głową i ułożyłem się wygodnie. Pozostało mi czekać, aż w końcu Pablo się zlituje, wstanie i zadzwoni do przyjaciółki Leire. Miałem ochotę do niej napisać lub zadzwonić.

LEIRE
 Siedzieliśmy oboje przy niewielkim stole w kuchni i jedliśmy śniadanie. Isco swoje kanapki, a ja płatki zbożowe z mlekiem. W pewnym momencie chłopak spojrzał na zegarek i zrobił wielkie oczy, po czym zaczął szybciej przeżuwać końcówkę chleba. Oczywiście zaczęłam się z niego śmiać. W pośpiechu odłożył talerz do zlewu i ucałował mnie w odsłonięty kark. 
   - Idę - mruknął z pełnymi ustami i wyszedł z pomieszczenia. 
   - Pa - powiedziałam za nim. Słyszałam jeszcze jak zabiera swoją treningową torbę i wychodzi z mieszkania. Ostatnio się nawet nie kłóciliśmy, co dobrze wróżyło, a popołudniu nawet obiecał, że pojedzie ze mną do rodziców. Jestem w szoku, bo zrobił to samowolnie... Wiem, że ma dość mojej młodszej siostry, ale przeżyje. 
  Ja też skończyłam jeść i pozmywałam po nas. Od razu skierowałam się do łazienki by wziąć prysznic. Jeszcze nie wiedziałam co będę robić gdy Isco jest na treningu, ale może po prostu wyjdę z Messim na spacer do parku. Po dwudziestu minutach wyszłam z kabiny i owinięta ręcznikiem, ruszyłam do sypialni. Rzuciłam okiem na telefon, który podświetlał się co kilka sekund. Nacisnęłam największy przycisk i zobaczyłam powiadomienie o nieodebranej wiadomości i połączeniu. Połączenie było od jakiegoś numeru, a SMS od Julii. Otworzyłam go i się lekko zdziwiłam. Pisała, że niedługo powinna do mnie zadzwonić bardzo interesująca osoba. Pewnie to do niej właśnie należał ten numer, ale jeżeli to coś ważnego to zadzwoni ponownie. 
 Wyjęłam z szuflady bieliznę i rzuciłam na łóżko. Wzięłam też szorty i bluzkę, ale też je tam rzuciłam, bo moja komórka znów zaczęła dzwonić. Ten sam numer. 
   - Alvarez, słucham? - odebrałam. 
   - Vazquez, dzień dobry - usłyszałam jego głos.
   - Alvaro.. Hej - uśmiechnęłam się lekko i usiadłam na rogu łóżka.
   - Pewnie się nie spodziewałaś.
   - Nie bardzo - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Julia pisała mi przed chwilą, że ktoś do mnie zadzwoni, ale byłam w łazience. Rozumiem, że wyciągnąłeś od niej mój numer podstępem, ale nie wiem skąd miałeś jej?
   - Pablo - odpowiedział ze śmiechem. - Z nim to dopiero musiałem się namęczyć!
   - No tak, bawili się razem - zaśmiałam się. - Co słychać na zgrupowaniu? - usiadłam na środku łóżka, bawiąc się ramiączkiem od bluzki.
   - Trener nas nie oszczędza. Jestem wymęczony!
   - Biedak! - powiedziałam udawanym, smutnym tonem. - Później za to odpoczniesz.
   - Z tobą - odpowiedział tak, jakby to było oczywiste.
   - Nie z Alice? - zapytałam ciszej.
   - Ją będę miał po ślubie.
   - A ze mną się wyszumisz przed nim? - westchnęłam.
   - Jeszcze nie ustaliliśmy tego, prawda?
   - Prócz tego, że dwa razy wylądowaliśmy ze sobą w łóżku po bezsensownej rozmowie, że nie powinniśmy, o niczym nie mówiliśmy - powiedziałam i wtedy do pokoju przydreptał Messi i wskoczył na łóżko obok mnie. Od razu wyniuchał, że leżą tu ubrania i chciał już coś pogryźć. - Oddawaj to! - krzyknęłam, wyciągając mu z pyska górną cześć bielizny. Isco zawsze powtarzał, że od małego szczeniaka nie potrafił go oduczyć gryzienia wszystkiego.
   - Więc jeszcze porozmawiamy jak wrócę - odparł cicho. - A do kogo ty tam mówisz? 
   - Do psa - odpowiedziałam. - Messi, uciekaj stąd - machnęłam ręką, a ten obrażony zeskoczył z łóżka i wyszedł. - Chciał pożreć mój nowy stanik - warknęłam.
   - Wie co dobre - zaśmiał się.
   - Mogę go napuścić na twoją szafę, zobaczysz do czego jest zdolny - dodałam ze śmiechem. - A co do rozmowy... Poczekam.
   - Czyli jesteśmy umówieni po moim powrocie!
   - Na rozmowę! - odpowiedziałam automatycznie.
   - Tylko i wyłącznie.
   - Więc zgoda - kiwnęłam głową. - Kiedy wracacie?
   - W niedziele wieczorem, ale wtedy raczej zobaczę się z Ali - powiedział ostrożnie. - Poniedziałek pasuje?
   - Jasne, jak najbardziej. Isco już i tak nie będzie, więc obejdzie się bez kolejnej awantury, że znikam.
   - To na ile chcesz zniknąć?
   - Mówię o wcześniejszych przypadkach, Alvaro - mruknęłam.
   - Dobrze, dobrze.
   - Więc jesteśmy umówieni? Teraz muszę wziąć Messiego na spacer, bo inaczej całkowicie się na mnie obrazi. Nie wiesz co to znaczy mieszkać pod jednym dachem z obrażonym psem - zachichotałam.
   - I nie chce wiedzieć - zaśmiał się.
   - Więc kończę, bo muszę się jeszcze ubrać - uśmiechnęłam się lekko.
   - Szkoda, że nie mogę popatrzeć!
   - Masz rację, nie możesz - wyszczerzyłam się. - Do zobaczenia lub usłyszenia - dodałam.
   - Pa! - pożegnał się i rozłączył. Odłożyłam telefon na bok i zaczęłam się ubierać, ciągle myśląc o piłkarzu i o tym co my tak właściwie będziemy ustalać. Później zabrałam Messiego na smyczy i wybraliśmy się do parku, by mógł tam trochę pobiegać, a ja pewnie w ciszy nadal myśleć o tym wszystkim.