piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział XXI

LEIRE
 Któregoś pięknego dnia przez tę kobietę rzucę to wszystko w cholerę i skończą się moje marzenia o zostaniu lekarzem. Dlaczego Costa musi być zawsze taka ostra dla stażystów i musi traktować ich jak tych najgorszych? Miałam jej serdecznie dosyć.
 Usiadłam chwile w dyżurce, ale było tam jednak za dużo osób bym mogła sobie na spokojnie odsapnąć i się uspokoić. Wyszłam na korytarz, kupiłam w automacie gorącą herbatę i usiadłam chwilę na krzesełku, ale tam też nie dane było mi się skupić. Ciągle ktoś chodził, choć była to noc.
Nie wiem która dokładnie była, ale chyba coś koło pierwszej w nocy. Oczywiście mi ostatnio musiały się trafiać same nocne zmiany.
 Dopadło mnie coś dziwnego i potrzebowałam natychmiastowej chwili wytchnienia. Sama nie wiedziałam czego potrzebuję. Tylko gdzie? Za chwilę pewnie i tak tu znajdzie mnie Costa i coś wymyśli. Wróciłam do dyżurki i zabrałam koc. Ruszyłam w poszukiwaniu jakiejś wolnej sali albo pokoju lekarskiego, jak to zawsze się robiło po kryjomu, ale ciągle ktoś chodził w kółko. Stałam się jeszcze bardziej zła.
 Ruszyłam na ortopedię i od razu poszłam do ostatnich drzwi na korytarzu. W środku panowała cisza i ciemność, więc weszłam po cichu, przymknęłam drzwi, usiadłam bezszelestnie na fotelu w kącie i zaczęłam okrywać się kocem, kiedy zaświeciło się maleńkie światełko obok łóżka.
   - Kto... Leire? - usłyszałam głos Alvaro.
   - Przepraszam, nie chciałam cię obudzić - szepnęłam.
   - Dopiero zasypiałem - mruknął cicho. 
   - Chciałam gdzieś się schować, ale to może nie będę ci przeszkadzać - mruknęłam. 
   - Zostań - powiedział pewnie, ciągle na mnie patrząc. - I powiedz dlaczego chciałaś się schować.
   - Dostałam dzisiaj w kość i po woli zaczynam mieć wszystkiego po dziurki w nosie - westchnęłam.    - I to naprawdę nie jest miłe, jeżeli od początku ktoś się na ciebie uweźmie i później traktuje cię jakbyś był nikim. 
   - To przez tę wiedźmę? Lekarkę?
   - Jest okropna... Jeszcze kilka lat temu wszyscy ją chwalili, a teraz ponoć jak już się uweźmie na jakiegoś stażystę to później nie ma życia - powiedziałam zła i okryłam się kocem po sam nos.
   - I chcesz się tutaj przed nią skryć? - zaśmiał się cicho.
   - Może przy tobie nie wparuje i mnie od razu nie zje - wywróciłam oczami.
   - Chodź tu do mnie, będzie ci wygodniej - poklepał miejsce obok siebie na łóżku. - Co się tak patrzysz? Przecież cię nie pogryzę - uśmiechnął się.
   - Skąd pewność? - zaśmiałam się cicho, wstałam i ciągnąc za sobą koc, położyłam się obok niego, a on objął mnie ramieniem. 
   - Bo ja to wiem - szepnął. 
   - W razie czego, będziesz mnie bronił - położyłam się na boku i położyłam dłoń na jego torsie. Popatrzyłam na jego twarz i po chwili sama zaczęłam się śmiać. 
   - Z czego się śmiejesz, co?
   - Nic - pokręciłam głową. - Właśnie przypomniałam sobie jak przyszłam do ciebie po kolacji, na której wszyscy się spotkaliśmy, wmawialiśmy sobie, że to niepoprawne, po czym zacząłeś mnie całować - zaśmiałam się cicho. - Z boku to musiało zabawnie wyglądać.
   - Gdybym wiedział, że tamta dwójka też jest taka niepoprawna!
   - Wtedy co? - znów podniosłam wzrok. - Co byś wtedy zrobił?
   - Nie bawiłbym się w ten głupi ślub - spojrzał mi w oczy. - Bardzo tego żałuje.
   - To było dawno - zmarszczyłam brew i oparłam głowę o jego ramię. Cholera, tęskniłam za tym. Za tym, że mogłam go przytulić, ale nie tak jak przyjaciela. Jak kogoś więcej... - Alvaro, a ktokolwiek więcej, prócz Ali, Isco, moich dziewczyn, Pablo i twojego brata o tym wiedział?
   - Nie sądzę.. Myślę, że nie - uśmiechnął się lekko.
   - No, bo.. - przełknęłam ciężko ślinę. - Już nic. Idź spać - westchnęłam. - No powiedz, Leire..
   - Jeszcze nie wiem - jęknęłam, wtulając twarz w niego. - Rano...
   - Dobrze. To dobranoc!
   - Dobranoc, Alvaro - powiedziałam cicho, a on zgasił światło. Ciągle obejmował mnie ramieniem i całą sobą czułam jak miarowo oddycha, jak jego klatka piersiowa opada i podnosi się. Sama przymknęłam powieki i poczułam taki idealny, błogi spokój, którego nie czułam od bardzo dawna. Wiedziałam, że mogę tutaj zostać i mieć wszystko inne w nosie.
Po woli otworzyłam powieki, czując, że naprawdę się wyspałam, a centralnie przed sobą miałam twarz Vazqueza, który mi się przyglądał z lekkim uśmiechem na twarzy.
   - Dzień dobry, śpiochu - szepnął. 
   - Dzień dobry - odpowiedziałam zaspana. - Która godzina?
   - Jest jeszcze wcześnie. Nikt cię nie szukał, uciekinierko - odparł i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak blisko mnie jest chłopak.
   - Costa mnie na pewno zabije.
   - A ja na to nie pozwolę. Niech znajdzie sobie innego kozła ofiarnego - poprawił się i wtedy czubki naszych nosów prawie się ze sobą stykały.
   - Jednak lepiej będzie jak już pójdę - lekko się uśmiechnęłam.
   - O nie... Czyli to jednak był tylko piękny sen? - jęknął i położył niepewnie dłoń na mojej talii, a czubkiem nosa delikatnie potarł o mój.
   - Ale co?
   - Ty - szepnął. - Chciałaś mi coś powiedzieć, a jest ranek - dodał z minął zbitego psa, a ja spuściłam na chwilę wzrok. Alvaro Vazquezie, niech któregoś pięknego dnia trafi cię szlak jasny z nieba! Najpierw mieszasz w mojej głowie, później przez ciebie płaczę, zbieram się, a potem znów sobie o tym wszystkim przypominasz, znów wparowujesz z buciorami w moje życie, a teraz... - Więc? - znów się odezwał, a ja podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy, w te cudowne źrenice. Przygryzłam dolną wargę i lekko się przysunęłam, dotykając jego ust swoimi.
   - To mi się podoba - uśmiechnął się.
   - Masz czego chciałeś - szepnęłam i się do niego przytuliłam, a on bardzo mocno mnie objął. - Vazquez, dusisz!
    - Bo się tak bardzo cieszę!
    - Pozwolę ci się cieszyć. gdy tutaj wrócę niepożarta przez swoją szefową - wywróciłam oczami. - Alvaro, nie wiem co ja właściwie robię, ale tak, to jest moja odpowiedź na twoje pytania.   - Najlepsza wiadomość jaką mogłem usłyszeć!
   - Więc masz już pomysł jak to będzie wyglądać? - popatrzyłam na niego i w tej chwili poczułam wibrujący telefon w kieszeni. Wyjęłam go i popatrzyłam na wyświetlacz. Dostałam SMS od jednej z dziewczyn, że za dziesięć minut jest jakieś zebranie stażystów.
   - Coś wymyślimy - puścił do mnie oczko. - Jak mnie wypuszczą najlepiej.
   - Dobrze - pokiwałam głową. - Chcąc, nie chcąc muszę już iść - skrzywiłam się.
   - Do zobaczenia później - jeszcze mnie cmoknął.
   - Pozwalam ci się jeszcze zdrzemnąć - puściłam mu oczko i wstałam. Zabrałam koc, który pożyczyłam sobie w nocy z dyżurki. - Cześć - powiedziałam jeszcze i wyszłam z sali. Idąc przed siebie, złożyłam materiał i przycisnęłam go do siebie, zakładając ręce na piersiach. To wszystko oznaczałoby, że dałam szansę Alvaro. Jedyne czego chcę, to znów się nie sparzyć. 

ALICE
  Wychodziłam już z oddziału ginekologi i kierowałam się do mojego przełożonego. Musiałam mu dać swoje zwolnienie lekarskie, na które się jednak zdecydowałam. Ostatnio nie czułam się najlepiej i wolałam zrezygnować z stażu i na razie ze studiów. Dziecko jest dla mnie najważniejsze. Na szczęście dziś na wizycie okazało się, że mój maluszek ma się dobrze, ale i tak wolę być ostrożna.
Chciałam wejść do Alvaro i u niego trochę posiedzieć, ale okazało się, że ma teraz jakieś badania i nie wróci zbyt szybko. Leire też nie miała teraz dyżuru, więc jak na złość musiałam porozmawiać z innymi naszymi koleżankami. Wszystkie wypytywały o dziecko.. i Isco. Przemilczałam fakt, że nie jesteśmy już razem.
Po oddaniu swojego zwolnienia udałam się na małe zakupy. Od zawsze poprawiało mi to humor. Wybrałam się oczywiście do sklepu z dziecięcymi różnościami. Przechadzałam się między półkami i po chwili poczułam rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam swoją teściową. Zatkało minie.
   - Dzień dobry, Ali.

   - Dzień dobry, mamo - powiedziałam niepewnie. - Nie wiedziałam, że jesteś w Madrycie.
   - Musiałam przyjechać. Przecież tak nie może być, Ali - spojrzała na mnie. 
   - Isco sam wolał podjąć decyzję, więc według niego to tak właśnie powinno być - przełknęłam ciężko ślinę.
   - Obie wiemy jaki jest Francisco.. To duże dziecko i sam sobie nie radzi. Może pójdziemy gdzieś usiąść i porozmawiać? - uśmiechnęła się lekko.
   - No dobrze - kiwnęłam głową. - Za rogiem jest taka przytulna kawiarenka.
   - No to super - uśmiechnęła się. - Zapłacę tylko za to i pójdziemy - dodała, więc obie udałyśmy się do kasy. Ekspedientka na obsłużyła i po chwili byłyśmy już w knajpce. Mama zamówiła sobie kawę, a ja ziołową herbatę.
   - Co słychać w domu? - zapytałam by jakoś to rozwinąć i chyba oddalić chwilowo temat jej syna.
   - Sytuacja jest napięta, ale najpierw powiedz mi jak się czujecie? Wszystko w porządku?
   - Nie jest źle, ale na wszelki wypadek przerwałam staż - powiedziałam cicho.
   - Czyli jest coś nie tak, Ali. Jakieś komplikacje? Albo za bardzo się denerwujesz? Zabije tego Francisco, to jego wina! - mówiła jak nakręcona.
   - Mamo, spokojnie.. Po prostu czasami źle się czuję, ale poza tym wszystko jest w porządku.
   - Martwię się o ciebie.
   - Ja to rozumiem, ale niepotrzebnie - uśmiechnęłam się lekko.
   - Wiesz, rozmawiałam dziś rano z Francisco - kiedy wypowiedziała jego imię, zrobiło mi się niedobrze. - Dziwnie się zachowuje.
   - A kiedy wyjeżdża do Anglii? - zapytałam nagle.
   - Na prezentację dopiero. Może się spotkacie jeszcze przed tym?
   - Nie wiem czy chcę - westchnęłam. - Nie wiem jak to będzie.
   - To niemożliwe, abyście przestali się kochać. On udaje, że go nie interesujesz, ale tak nie jest.
   - Ale ja nie przestałam go kochać. Po prostu sądzę, że w małżeństwie powinno się pewne decyzje podejmować razem.
   - Ja też mam takie zdanie - skinęła głową. - I wiesz, to mój syn, zawsze będę go bronić. Małżeństwo nie jest łatwe i macie wspólną historię i myślę, że powinnaś mu wybaczyć.
   - Ale on też powinien zrozumieć co zrobił źle - mruknęłam pod nosem.
   - To daj mu na to szansę, Ali. Ty od razu was skreśliłaś - pokręciła głową. - Tak nie powinno być.
   - To on już podjął ostateczną decyzję. Mógł ze mną wcześniej porozmawiać, a nie działać na własną rękę w tajemnicy przede mną.
   - Oboje jesteście uparci!
   - Najwidoczniej tak się dobraliśmy - spuściłam wzrok.
   - I jesteś pewna swojej decyzji na milion procent?
   - Nie jestem niczego pewna, szczególnie w tym momencie - przerwałam. - Isco działał za moimi plecami i tego nie odwróci.
   - Jednakże nic w tym kierunku nie robi. Nie widzę tego, że on chce bym z nim tam była - westchnęłam. - Przepraszam cię mamo, ale trudno mi o tym wszystkim rozmawiać.
   - A biedny Isco nadal to rozpamiętuje... - zdenerwowałam się. - Mam być szczera? Jeżeli byłabym na jego miejscu i naprawdę chciałabym by moja żona była przy mnie, nie odpuściłabym tak szybko. Takie jest moje zdanie - pokiwałam głową.
   - Jestem jego matką i zawsze będę go bronić, więc proszę cię, Ali.. Porozmawiaj z nim. 
   - Nie rozumiem dlaczego to zawsze kobiety muszą wykonywać ten pierwszy krok... Wiem, że faceci mają swoją dumę, którą bardzo łatwo skrzywdzić, ale bez przesady. Tak jak przyznałaś wcześniej, też jestem uparta - mówiłam pewnie. Tak jest! Oni są tacy nieporadni i to kobiety muszą wszystkim się przejmować. I to jest śmieszne, bo czuję się jakby Isco nadal był maleńkim syneczkiem mamusi, która musi za niego wszystko załatwiać.
   - Ale Ali..
   - Nie, mamo.. Ja już mam dosyć Isco. Zrobił, co zrobił, a ja nie chce mieć takiego faceta - spojrzałam na nią. - Może i mieliśmy wielką miłość, ale to się już skończyło, bo on nie dorósł do bycia w małżeństwie. 

   - Bardzo bym chciała, ale widzę, że nic tutaj nie wskóram - pokręciła głową. - I chyba masz rację, że to on powinien tutaj siedzieć, a nie ja.
   - A znając jego to siedzi w domu i użala się nad sobą z butelką szkockiej - warknęłam zła.
   - Już nic o nim nie mówię - westchnęła. - Co u twoich rodziców?
   - Wszystko dobrze. Przygotują dla nas wspólne święta - uśmiechnęłam się lekko.
   - Pozdrów ich ode mnie, dobrze? Dawno się nie widzieliśmy i nie miałam okazji do ploteczek z twoją mamą - dodała. - A co słychać u Leire? Nadal macie taki dobry kontakt, prawda?
   - Prawda. Studiujemy razem.
   - Zazwyczaj w takich sytuacjach kobiety są dla siebie rywalkami, a tu stałyście się przyjaciółkami. To raczej dobrze - uśmiechnęła się. - Nie chciałabym ci zajmować czas, więc chyba będę się zbierać. 
   - Ja też już się zbieram. Czas wrócić do domu, więc do zobaczenia - ucałowałam ją w policzek. - Niech mama pozdrowi tatę i Antonio.
   - Na pewno to zrobię. Do zobaczenia, kochana.
 Wyszłyśmy razem z lokalu i udałyśmy się w zupełnie inne strony. Ja wsiadłam w taksówkę i odjechałam w stronę rodzinnego domu. Przez tę rozmowę miałam jeszcze większy mętlik w głowie, bo wiedziałam, że będzie bronić Isco. To akurat normalnie, ale nie rozumiem dlaczego nikt nie chciał stanąć na moim miejscu.

czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział XX

ALVARO
 Czasami każdy chciałby sobie tak poleżeć beztrosko, ale i to leżenie może zacząć wychodzić bokiem. Od mojej operacji minęło dopiero pół nocy i prawie cały dzień, a ja już z wielką chęcią bym sobie wstał i się przeszedł.
 Jak Leire wyszła ode mnie nad ranem, tak później już się nie pokazywała. W sumie się nawet nie zdziwiłem, bo pewnie skończyła dyżur i po co miała przychodzić, jak to mówią - z pomarańczkami i sokiem dla chorego, skoro nasza rozmowa zeszła na dosyć poważne tematy.
 Co chwila zaglądali do mnie lekarze i pielęgniarki, dosyć długo rozmawiałem przez telefon z rodzicami i bratem, a popołudniu nawiedzili mnie chłopaki z drużyny, a nawet i trener. Kazali mi wypoczywać i o nic się nie martwić... Jak tu spokojnie leżeć, kiedy nie mogę grać i pomagać im na boisku?
  Wieczorem przyszedł do mnie Isco. Widziałem, że coś go gnębi, ale za nic nie chciał się wygadać, więc i ja nie naciskałem. Rozmawialiśmy o mojej nodze, a później o meczach. W pewnym momencie do sali weszła młoda pielęgniarka by sprawdzić moją kroplówkę. Uśmiechała się zalotnie do nas, a gdy wychodziła, Isco odprowadził ją wzrokiem.
   - Za dobrze tu masz - mruknął pomocnik.
   - Ty chyba masz żonę, ej!
   - Ale oczy też mam - zaśmiał się.
   - O wszystkim powiem Ali, wiesz, że jest zazdrosna - mruknąłem poważnie.
   - Kapuś! - pokręcił głową. - Ją to już pewnie i tak nie zainteresuje.
   - To, że jesteście małżeństwem nic nie znaczy! Ona nadal nie jest pewna, że jesteś tylko jej, bo wiesz, lubisz zdradzać - zaśmiałem się.
   - Tym razem to całkowicie inna sprawa - podrapał się po brodzie.
   - Stało się coś? - zapytałem. 
   - Nie chce cię tu męczyć, Alvaro - jęknął. - Ale ja i Ali się rozstajemy.
   - Jakiś żart, tak? - otworzyłem szeroko oczy i wtedy usłyszałem otwierające się drzwi. Pomyślałem, że znów to ta pielęgniarka, ale w progu pojawiła się Leire, której na widok Isco, uśmiech od razu zszedł z twarzy.
   - Cześć - powiedziała. 
   - Hej - odpowiedzieliśmy oboje.
   - Jak tam? - powiedziała bardziej do mnie, niż do Isco. Poprawiła swój kucyk i oparła dłonie o poręcz w nogach łóżka.
   - Nadal czuje się beznadziejnie, bo nie mogę chodzić - uśmiechnąłem się słodko.
   - Zażalenia do Marca - pokazała mi język.
   - Racja, nieźle cię podciął - zaśmiał się Alarcon. - Ale Leire miała swój wkład w to by ci odratować tę nogę, prawda?

   - Szkoda, że ciebie nie da się odratować - warknęła zła.
   - Chodzi ci o coś konkretnego? - spojrzał na nią.
   - A jak myślisz?! Jak mogłeś jej to zrobić?!
   - Hej.. Mogę się dowiedzieć o co chodzi? - odezwałem się niepewnie.
   - Leire, nie wtrącaj się - warknął Isco.
   - Jak mam się nie wtrącać? Ali to moja przyjaciółka - prychnęła. - Bo wy wszyscy najpewniej założylibyście nam smycz na długość, by swobodnie poruszać się po domu. Prać, sprzątać, gotować, czasem zaspokajać wasze zachcianki i najlepiej nie dopuszczać do głosu - powiedziała z zawziętością w głosie. 
   - A może wystarczyło wspomnieć o tym odrobinę wcześniej, co? Wcale się jej nie dziwię, że tak zareagowała. Postąpiłabym pewnie podobnie.
   - Jeśli mnie kocha, to wróci do mnie, a jeśli nie to weźmiemy rozwód. To proste - rozłożył ręce.
   - Jesteś cholernie pewny siebie - przymrużyła powieki i popatrzyła na niego. - Isco, nie poznaję cię. Przecież chodzi o Alice.
   - Która potraktowała mnie jak śmiecia, kiedy poszedłem do jej rodziców! To nie była moja Alice.
   - Ej, uspokójcie się, tak? Zaraz sobie skoczycie do gardeł - zawołałem, patrząc to na nią, to na niego.
   - Widzisz jakie są kobiety, Alvaro? - zaśmiał się Isco. - Dajesz im wszystko czego tylko chcą, a one i tak zostawiają cię jak nic nie znaczącą rzecz.
   - Isco, nawet nie wiesz jak się teraz cieszę, że jednak się wtedy rozstaliśmy! - powiedziała Leire z niedowierzaniem w głosie.
   - Jakoś ja się nie cieszę! Może wtedy byłoby wszystko inaczej..
   - Isco, uspokój się, dobra? - odezwałem się. - Nie wiem o co w ogóle chodzi, ale nie jesteś sobą!
   - Okej, to chyba najlepiej będzie jak już sobie pójdę - warknął i przesunął głośno krzesło, na którym przed chwilą jeszcze siedział. - Cześć - rzucił i wyszedł, trzaskając drzwiami, a Leire odprowadziła go wzrokiem, którym gdyby mogła, zabiłaby go.
   - Oboje wiemy, że taki nie jest - spojrzałem na nią.
   - I to nie mnie najbardziej przeraża - mruknęła i usiadła na rogu łóżka.
   - To ich sprawy.. Pogodzą się przecież.
   - Mam taką nadzieję - westchnęła ciężko. - Widziałam się dziś z Ali i stwierdziła, że cię musi odwiedzić - uśmiechnęła się lekko.
   - To sobie z nią porozmawiam!
   - Chociaż tyle, że tu nie wybuchnie taka wymiana zdań jak w przypadku moim i Isco - wywróciła oczami. - Wiesz, czasami myślę, że nawet dobrze się to wszystko potoczyło.
   - Bo pomyślę, że go nigdy nie kochałaś - zaśmiałem się.
   - Nie każ mi się w tym momencie nad tym zastanawiać - zaśmiała się i popatrzyła na mnie. - Nie miałam czasu żeby o czymkolwiek dziś myśleć - szepnęła, a ja od razu domyśliłem się, że nawiązuje do naszej porannej rozmowy.
   - Ale obiecujesz, że zrobisz to w najbliższym czasie?
   - Chyba tak - dodała. - I dziękuję, że tak walczyłeś o to bym była przy twojej operacji - uśmiechnęła się.
   - Podziękujesz mi kiedy indziej - wyszczerzyłem się.
   - Mądrala! - jęknęła i pochyliła się, całując mój policzek.
   - Wyglądasz na zmęczoną, Leire. Odpoczywasz w ogóle?
   - Mało i chyba coraz mniej - zaśmiała się cicho. - Ale wymarzyłam sobie bycie lekarzem, więc nie powinnam narzekać. W sumie teraz mogę wykorzystywać okazję, że tutaj jesteś by chwilę sobie usiąść.
   - Możesz zostać na noc!
   - Panie Vazquez! Co to za niemoralne propozycje w sali szpitalnej? - wyszczerzyła się.
   - Tak naprawdę to nie myślałem o tym, ale skoro masz ochotę..
   - Nie kuś losu, Alvaro - pokręciła głową i pogroziła mi palcem. - Dobrze wiesz, że tylko żartowałam.
   - No dobrze, dobrze.
   - Więc odpoczywaj, bo tylko to ci zostało, a ja uciekam, bo ta Wiedźma mnie będzie szukać - wywróciła oczami.
   - Dobrze. Do zobaczenia później - wysłałem jej buziaka w powietrzu.
   - Trzymaj się - zaśmiała się, podniosła i znów ucałowała mój policzek.
   - Ho ho, dawno nie dostałem od ciebie tylu buziaków w jednym dniu - wyszczerzyłem się.
   - Zamilcz już Vazquez i idź spać - pokręciła głową i wyszła z sali, a ja się cicho zaśmiałem. Gdzieś tam w głębi liczyłem na to, że jednak coś jeszcze z tego może być. Głupi byłem wtedy, że odpuściłem. Oj głupi byłem...

ISCO
   Siedziałem na kanapie i przeglądałem właśnie mieszkania w Londynie. Tak, przenoszę się do Anglii w zimowym okienku i to już postanowione. Ojciec ma przywieź mi dokumenty i wtedy wszystko będzie już postanowione. Moim nowym klubem zostanie Chelsea. Cieszę się, że w końcu będę mógł wszystkim pokazać na co mnie stać.
Popijałem szkocką i bardzo żałowałem, że nie ma ze mną też Ali. Mogłaby wybrać dla nas dom.. Dla nas i naszego dziecka. Ale obiecałem sobie, że daje jej spokój, że jeśli nie chce, bym był obok, to trudno. Wiem, że to poddanie się, ale nie potrafię znieść tego, jak mnie traktuje. Nie jestem żadną jej zabawką.
Nagle drzwi otwarły się i do domu wszedł mój ojciec. Cholera, zabije mnie, jeśli zobaczy, że pije.
   - Cześć - przywitałem się. 
   - Cześć, Isco - powiedział i spojrzał na stolik, butelkę i szklankę, których nie zdążyłem schować. Po chwili przeniósł wzrok na mnie. Nie był zadowolony, ale nic nie powiedział. Tylko usiadł obok.
   - Masz dla mnie te dokumenty? - zapytałem.
   - Mam, ale może wytłumaczysz mi co ty wyprawiasz?
   - Miałem ciężki dzień - mruknąłem. - W sumie to dni. Mogę je zobaczyć? - zmieniłem temat.
   - Chcesz sobie zniszczyć karierę?! - nadal drążył temat.
   - Tato, przestań - wywróciłem oczami. - Jeżeli jednego wieczora trochę wypiję to nic się nie stanie.
   - Nie wiem co ty robisz innymi wieczorami. Wczoraj nie odbierałeś telefonu - spojrzał na mnie.
   - Bo byłem u Vazqueza w szpitalu. Miał operacje.
   - A może byś się tak zajął ratowaniem swojego małżeństwo..
   - Nawet nie zaczynaj! - podniosłem głos.
   - To źle, że nie chciałbym byś ledwo co po ślubie się już rozwodził? Isco, zawsze coś musisz nabroić. Byłeś rok z Leire, nie pasowała ci. Zmieniłeś ją na Alice. Wszystko było pięknie, ożeniłeś się z nią i co? To już koniec? - popatrzył po mnie. - Matka się o ciebie martwi.
   - Nie musi, bo jestem już dorosły przecież.
   - Jednak czasem mamy wrażenie, że tak wcale nie jest - westchnął i wyjął z aktówki kilka dokumentów i rzucił je na stolik obok butelki.
   - Po prostu nie mam szczęścia w miłości - odparłem i od razu zabrałem je do ręki.
   - Ostatnio za dużo zrzucasz na to swoje szczęście - mruknął, a ja zacząłem przeglądać papiery.
   - A może to moja wina, że Antonio się wygadał, co?
   - A to chciałeś powiedzieć o tym Ali dzień przed przeprowadzką?
   - Powtarzacie się już wszyscy...
   - Bo taka jest prawda! To ty zawiniłeś, a teraz próbujesz się z tego wykręcić. 
   - Skończmy ten temat, dobrze? - krzyknąłem zły i zacząłem rozkładać przed sobą wszystkie propozycje.
   - Nie, nie dobrze - jęknął. - Ja wiem, że bez niej nie będziesz tam szczęśliwy.
   - W nosie to mam. Powiedziała, że nie chce ze mną jechać gdziekolwiek.
   - Dobrze. Niech będzie.
   - I tego się trzymajmy - powiedziałem cicho i zacząłem dokładnie czytać każdą stronę nowego wstępnego kontraktu. Pieniądze były w porządku, inne szczegóły też, więc mogłem nawet w tym momencie wsiadać w samolot i podpisać to wszystko na miejscu.
   - Pojadę tam kilka dni wcześniej i wszystko załatwię. Wybrałeś już jakieś mieszkanie? 
   - Mam kilka na oku - odparłem i chciałem sięgnąć po szklankę z trunkiem, ale się powstrzymałem przy ojcu. 
   - Isco, ale z życiem.. Tam zaczniesz wszystko na nowo, jeśli twierdzisz, że to koniec z Ali. Może ci to wyjdzie na dobre - lekko się uśmiechnął.
   - Oby! - powiedziałem i jednak wziąłem do ręki szklankę i na raz wypiłem to co zostało na spodzie.    - Koniec - mruknąłem, zabrałem butelkę i schowałem do barku. - Zadowolony?
   - Tak, teraz tak! 
   - Więc jeżeli chodzi o mieszkanie, to daj mi jeszcze chwilę. Zadzwonię do któregoś z chłopaków na miejscu i może mi doradzą - kiwnąłem głową. - Kiedy mam tam być dokładnie? 
   - Jeszcze nie ustaliliśmy twojej prezentacji, ale porozmawiam z nimi jak najszybciej. A teraz myju i do spania - wyszczerzył się. - Ojciec mówi, to się słuchaj.
   - Zapomniałeś o ząbkach i bajce na dobranoc - zrobiłem smutną minkę.
   - A niby taki dorosły jesteś - pokręcił roześmiany głową. 
Nie odpowiedziałem nic, tylko grzecznie wstałem z kanapy i pomaszerowałem na górę. Dobrze, że ojciec przyjechał i trochę przemówił mi do rozsądku. Czas wziąć się w garść, niedługo zaczynam nowe życie.

piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział XIX

LEIRE
 Tak jak obiecałam, poszłam do sali Alvaro tuż po jego operacji, ale chłopak spał. Szczęściarz dostał osobną salę pooperacyjną, w której kącie stał fotel. Postanowiłam chwilę poczekać aż wstanie. Zwinęłam się w kłębek na fotelu i ciągle obserwowałam Alvaro, jak śpi, jak miarowo oddycha. Nie widziałam o co mu chodziło gdy zapytał mnie, co byłoby gdyby było tak jak dawniej.. Miał na myśli coś konkretnego?
 Siedziałam tak dłuższą chwilę i chyba nawet się zdrzemnęłam, bo zerwałam się na dźwięk otwierających się drzwi. Jak na złość musiała być to Costa!
   - Tu się pani skryła - powiedziała ze swoim kąśliwym tonem.
   - Przepraszam, już miałam wracać - poprawiłam włosy.
   - Spokojnie, może tutaj pani zostać - dodała i popatrzyła na kroplówkę oraz pikające urządzenie. - Niech sobie pani odpuści Fernandeza, jeżeli inny facet tak zażarcie upierał się na pani obecność przy operacji - mruknęła i z dłońmi w kieszeni wyszła z pomieszczenia. I kolejna rzecz, którą nie do końca przyswoiłam.. Ja naprawdę muszę z nim porozmawiać! Oparłam się o tył fotela i znów wbiłam wzrok w unoszącą się i opadającą klatkę piersiową Vazqueza. Cholera, jakby to było, gdybym faktycznie wtedy z nim spróbowała? Udałoby się czy popsuło od razu?
  Siedziałam tak jeszcze dobrych kilka godzin, bijąc się ze swoimi myślami na temat Alvaro.. i siebie. Znów zasnęłam, a przebudziłam się gdy usłyszałam jak ktoś wypowiada moje imię. Otworzyłam oczy i od razu zauważyłam wschodzące słońce za oknem.
   - Leire - powtórzyło się. Teraz rozpoznałam, to był głos Alvaro. Leżał w tym łóżku i patrzył się w moją stronę. Wstałam i przecierając oczy, wolno do niego podeszłam.
   - Tak, Alvaro? - zapytałam cicho. - Boli cię coś?
   - Nie, ale w końcu postanowiłem cię obudzić, bo zaczęło mi się nudzić - zaśmiał się cicho.
   - Długo spałam? - odezwałam się niepewnie.
   - Była tu pielęgniarka i nawet Eric, ale oni też nie mieli serca cię budzić - uśmiechnął się. 

   - No cóż, ostatnio brakowało mi snu - uśmiechnęłam się do niego lekko.
   - Trzeba było się nie pchać na medycynę - puścił mi oczko.
   - A ty do piłki! Miałbyś wtedy nogę w całości!
   - Ale twój doktorek powiedział, że operacja się udała, więc nie ma co narzekać - powiedział i podciągnął się lekko do góry.
   - Mój doktorek? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
   - To Eric nie jest twoim doktorkiem? - zaśmiał się. - Ale był jakiś taki dziwny gdy tutaj przyszedł...    - Nie, nie jest! A dziwisz się? Bo ja nie.
   - Stało się coś? - zmarszczył brwi.
   - Nic nie pamiętasz? - pytała zdziwiona. - Mówisz serio, Alvaro?
   - Noo... Pamiętam jak dostałem zastrzyk, Eric się pytał czy jestem gotowy do operacji... I w sumie byłem zadowolony, bo ty tam byłaś. I później tak się poczułem jakbym odlatywał.. To normalne?
   - Tak działają środki przeciwbólowe, ale sądziłam, że wszystko było dobrze - mruknęła, drapiąc się po głowie. - Czyli nic nie pamiętasz?
   - Leire, tylko cię proszę, nie strasz mnie! Nagadałem coś, tak?
   - Napomknąłeś tylko o tym jak się poznaliśmy - mruknęłam.
   - A to było bardzo ciekawe - zaśmiałem się. 
   - Ciekawe? Za wszelką cenę chciałam cię wtedy poznać - uśmiechnęłam się lekko i usiadłam na rogu łóżka.
   - Tego nigdy mi nie mówiłaś..
   - Naprawdę nigdy ci nie mówiłam, że to ja pociągnęłam Isco w waszą stronę, po tym jak zrobiłeś wielkie wejście drużby i wzniosłeś toast?
   - No nie!
   - No to wpadłam - szepnęłam i popatrzyłam się na podłogę. - Może ja już pójdę? Niedługo pewnie zadzwonię do twoich rodziców i powiem, że jednak nie amputowali ci nogi - dodałam z lekkim zakłopotaniem. Wstawałam, ale on w ostatnim momencie złapał za moją dłoń.
   - Nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie - powiedział z tym jego durnym uśmieszkiem na twarzy. 

   - Jakie? - szepnęłam.
   - Jak myślisz, jakby to wszystko wyglądało, gdyby było tak jak kiedyś? - wbił we mnie swój wzrok. Dokładnie obserwował moje ruchy i czekał na odpowiedź. Czyli wszystko pamiętał! 
   - Alvaro.. - spojrzałam na zakłopotano. - Nigdy więcej tego nie rób!
   - Mam więcej nie udawać, że nic nie pamiętam czy więcej o to nie pytać? - przekręcił lekko głowę. 
   - Nie wiem - pokręciłam głową.
   - Obiecałaś, że później o tym porozmawiamy. Teraz jest później, Leire. Powiedz, że całkowicie wymazałaś to co było kiedyś i zapomnijmy o całej sprawie - wzruszył ramionami.
   - A co jeśli tego nie zrobiłam, Alvaro? No powiedz mi co wtedy!
   - Wtedy zapytałbym czy nie chciałabyś znów spróbować... - zamyślił się. - Tylko chyba nie ma sensu, jeżeli zaczęłaś umawiać się z Ericiem. Wiesz co.. Jednak zapomnij. Wygłupiłem się chyba - spojrzał w okno.
   - Nie wygłupiłeś się, Alvaro, bo mnie i Erica nic nie łączy. Byliśmy tylko razem w centrum, ale jeśli chcesz, aby między nami było tak, jak jest, to okej, nie ma sprawy - mówiła coraz ciszej. - A teraz muszę wracać do pracy.
   - Leire, a jeżeli zapytałbym cię o drugą szansę? - ścisnął mocniej moją dłoń i znów spojrzał na mnie.
   - Powiedziałabym, że muszę sobie to wszystko dokładnie przemyśleć - powiedziałam cicho i wyswobodziłam swoją dłoń z jego uścisku. - Wpadnę później - dodałam i wyszłam z sali. Nie poszłam dalej, ale oparłam się o ścianę i popatrzyłam przed siebie na korytarz, w którym panowął półmrok. Dlaczego teraz? Coś mu się przypomniało czy po prostu ciągle dusił to w sobie? Przyznaję, że Vazquez nigdy nie był mi obojętny, ale to za trudna decyzja tak na raz.

ALICE
  W końcu postanowiłam wyjść z domu i porozmawiać z kimś bliskim. Rodzice oczywiście też chcieli wszystko wiedzieć, wspierali mi, ale nie mogłam im wszystkiego powiedzieć. Ojciec zabiłby Isco na miejscu, a tego na pewno bym nie przeżyła. Umówiłam się więc z Leire, aby z nią porozmawiać i dowiedzieć się co u niej i Alvaro, bo w końcu to ona się nim tam opiekuje. Przez to wszystko z Isco nawet nie byłam go odwiedzić w szpitalu. Okropna ze mnie była dziewczyna, wiem.
Podjechałam taksówką pod kawiarnie i weszłam do środka. Blondynka siedziała przy stoliku pod ścianą i patrzyła na ekran swojego telefonu. Podeszłam więc i ze śmiechem się przywitałam.
   - Czyżby Eric? 

   - Hej, Ali - uśmiechnęła się lekko i odłożyła telefon na stolik, wcześniej blokując ekran. - Eric? Nie - pokręciła głową, a ja usiadłam naprzeciw. - Ostatnio jakoś się tylko mijamy na korytarzach.
   - Dlaczego tak? - zainteresowałam się.
   - Za dużo pracy i... - skrzywiła się. - I chyba troszeczkę przez Vazqueza - westchnęła i wbiła wzrok w blat stolika.
   - Tak z nim źle?!
   - Właściwie to chyba za dobrze - mruknęła sobie pod nosem i po chwili spojrzała na mnie. - Nieważne.. Takie tam - machnęła ręką, ale mnie nie oszuka. Ją też coś trapiło i to nie było coś błahego!
   - Mnie i tak będziesz musiała powiedzieć - uśmiechnęłam się lekko.
   - Alvaro podczas operacji i po niej zaczął zadawać mi dziwne pytania - wywróciła oczami. - Czy chciałabym spróbować jeszcze raz - dodała, ale dużo, dużo ciszej.
   - Leire, do rzeczy! Ale co spróbować? O co chodzi? - zmrużyłam oczy.
   - Najpierw zapytał mnie, co byłoby jakby było tak jak kiedyś. Myślałam, że bredzi, bo był na mocnych lekach. Po operacji myślałam, że nic nie pamięta, ale ten po prosto mnie wkręcał, że nie pamięta, a później zapytał czy wymazałam wszystko to co było kiedyś i chciałabym spróbować jeszcze raz! - powiedziała z prędkością światła na jednym wdechu. Zawsze tak robiła, gdy była podenerwowana!    - I oczywiście nic mu nie powiedziałaś - prychnęłam.
   - Z jednej strony.. - zaczęła i wzięła głęboki oddech. - Mam mętlik w głowie, a z drugiej miałam ochotę powiedzieć mu, żeby się walił, bo przypomniał sobie o wszystkim w porę i na czas - zacisnęła usta.
   - Wiesz jacy są faceci.. - westchnęłam głośno.
   - Ale błagam, nie rozmawiajmy już o Alvaro, bo odkąd pojawił się tylko w szpitalu to widzę go wszędzie - potrząsnęła głową. - Powiedz mi, co u was słychać?
   - Chwilowo jestem u rodziców - odparłam wymijająco.
   - Sekunda.. Coś mnie ominęło? Jak to u rodziców?
   - Rozstaliśmy się z Isco - szepnęłam.
   - Co?! Nie, zaraz... - popatrzyła na mnie. - Co?!
   - On zimą się przenosi do innego klubu, a ja nic o tym nie wiedziałam.. - machnęłam dłonią. - Rozumiesz to?!
   - Postawił cię przed faktem dokonanym? - popatrzyła na mnie pytająco. - Nie no, dupek z niego! Porozmawiam sobie z nim.
   - Nie musisz, ale dziękuje - lekko się uśmiechnęłam. - Ja zostaje tutaj.
   - Alice, ale nie powinniście jeszcze o tym porozmawiać? Będziecie mieć przecież dziecko.
   - Wiem o tym - skinęłam głową. - Będzie mógł się z nim widywać, ale ja zdania nie zmienię.
   - Załamaliście mnie, naprawdę.. Miałam was za wzór ideału, no tuż zaraz za moimi rodzicami. Ali, tak mi przykro - załapała moją dłoń i ścisnęła ją.
   - Mnie też. On w ogóle się ze mną nie liczy.
   - Tak czy siak, dostanie mu się ode mnie i to porządnie - westchnęła.
   - To raczej nie zrobi na nim wrażenia. Ostatnio zrobił mi awanturę u rodziców - wzruszyłam ramionami.
   - Nie rozumiem jego postępowania - skrzywiła się. - A jak rodzice? Mówią coś na ten temat? Może chcesz się zatrzymać u mnie?
   - Zostanę u rodziców. Tak będzie najlepiej.
   - Jak wolisz - uśmiechnęła się lekko. - Ale wiedz, że jakby co, zawsze ci pomogę!
   - Wiem i bardzo ci dziękuje, ale teraz wolę zamknąć się w pokoju i być sama.
   - Całkowicie cię rozumiem. Też zawsze po czymś lądowałam u rodziców, ale też nie możesz się całkowicie zamykać. A postanowiłaś co dalej ze stażem? W końcu jesteś w ciąży, a z tym się wiąże mnóstwo pracy i stres.
   - Chciałam zrezygnować, bo Isco nalegał, ale teraz.. Nie wiem, chyba zostanę, aby się czymś zająć - wyjaśniłam.
   - Ale masz się nie przepracowywać, bo inaczej cię znajdę i przywiążę do łóżka! - zaśmiała się, machając mi palcem przed nosem.
   - Spokojnie! Maluszek jest jeszcze mały i wiem jak o siebie dbać - uśmiechnęłam się szeroko.
   - Więc może jednak minęłaś się ze specjalizacją? - puściła do mnie oczko.
   - Nie, nie.. Dobrze mi tam, gdzie jestem.
   - To dobrze. Kiedy masz dyżur?
   - Jutro popołudniu, więc mam nadzieje, że tam mi się polepszy. W domu tylko zamulam.
   - Powinnam być. W sumie ostatnio bywam w domu tylko po to by się zdrzemnąć... Ale może później jakoś zmienią mi te dyżury - odgarnęła włosy do tyłu.
   - Ja muszę zajrzeć do Alvaro!
   - Nie martw się, na razie się nigdzie stamtąd nie wybiera, a nawet jeżeli, to daleko nie ucieknie - zażartowała.
   - Ale nie chce wyjść na złą byłą dziewczynę.. Chociaż może już nią jestem, skoro zostawiłam go przed ołtarzem?
   - W sumie, może gdybym go wtedy nie wykopała za drzwi mieszkania Julii, to może to on by cię wtedy zostawił - zamyśliła się. - Jestem okropna - zaśmiała się.
   - Zawsze miałabym Isco - również się zaśmiałam, ale po chwili posmutniałam. - Teraz też go nie mam.
   - Oj, Ali.. Wiem, że jest i będzie ci ciężko, ale pomyśl o tym z innej strony.. Nie będziesz musiała po nim sprzątać - skrzywiła się. Chyba wymyśliła to na poczekaniu.
   - On jest bałaganiarzem, to prawda.
   - No widzisz - zaśmiała się. - I pomogłam ci znaleźć jakiś plus w tym wszystkim - puściła do mnie oczko.
   - Chciałabym, aby to było takie proste. Jednak jeszcze muszę wybrać się do adwokata.
   - Jeżeli będziesz chciała, pójdę z tobą - uśmiechnęła się. - W końcu kobiety powinny trzymać się razem.
   - Dobrze, a teraz będę już wracać - uśmiechnęłam się. - Wolę być w domu.
   - Ja też wracam do siebie, za bardzo stęskniłam się za moim ukochanym łóżkiem!
   - Rozumiem - skinęłam głową ze śmiechem. - Do zobaczenia.
   - Pa, kochana - wstała, zabrała swoją komórkę i torebkę, po czym ucałowała mnie w policzek i się ulotniła z lokalu. Po chwili zrobiłam to także i ja. Zamówiona taksówka podjechała pod kawiarnię i wtedy mogłam wracać do domu. Kiedy przejeżdżaliśmy obok stadionu.. Poczułam dziwny ucisk w brzuchu. Wiedziałam, że już zawsze tak będę miała, ale tak musi zostać. Jak sobie już coś postanowię to koniec.

czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział XVIII

ALICE
  Siedziałam na kanapie i próbowałam sobie to wszystko poukładać.. Dziś nad ranem wpadł do nas Antonio na mecz i jakoś tak zaczął rozmowę o tym, że ciekawe gdzie będziemy mieszkać w nowym roku. Byłam zdziwiona, bo przecież miałam mieszkać w Madrycie! Miałam tu urodzić nasze dziecko, a Isco nic nie wspominał.. Wiem, że źle szlo mu w Realu, ale nigdy nic nie wspominał o transferze.
Byłam tak wściekła, że miałam ochotę strzelić mu w pysk, a wiem, że to i tak by nic nie dało. Francisco zataił przede mną fakt, że chce się przeprowadzić.. Cała jego rodzina wiedziała, tylko nie ja! Po co niby informować ciężarną żonę?
Czekałam aż ten dupek wróci do domu. Nawet nie pojechałam na ten głupi mecz i nawet nie obchodził mnie ten głupi wynik. Antonio też został w domu i niby mnie pilnował, ale myślę, że chciał się wytłumaczyć przed Isco.
W końcu pojawił się w domu z szerokim uśmiechem jakby co najmniej wygrał Ligę Mistrzów. Denerwowała mnie sama jego obecność!
   - Brat, wiem, zabijesz mnie, ale lepiej pogadaj z żoną - powiedział starszy Alarcon i ruszył schodami na górę. Isco spojrzał na mnie zdziwiony.
   - Nie pogratulujesz mi bramki? I o co chodzi z Antonio? - zapytał.
   - Nie, nie pogratuluję ci bramki - fuknęłam. - Z Antonio? Z nim nic. Chodzi o twoje wielkie plany, o których wiedzą wszyscy tylko nie ja!
   - Jakie plany, Ali? I dlaczego jesteś taka zła?
   - Czemu jestem zła?! Jeszcze się pytasz? - warknęłam. - To gdzie chcesz się przeprowadzić? Włochy, Francja, Portugalia, czy może jednak Anglia?
   - Chciałem, abyśmy zamieszkali we Włoszech.. Chociaż mam też oferty z Anglii, jeśli chcesz - uśmiechnął się. - Możesz wybrać.
   - Co? - zatkało mnie. - I mówisz o tym tak spokojnie?! - jęknęłam.
   - No a jak mam mówić? Jeszcze jakieś dwa tygodnie do otwarcia okienka. Mamy czas, kochanie.
   - Ja po prostu jestem w szoku - potrząsnęłam głową. - Nic mi wcześniej nie wspominałeś o żadnym transferze ani przeprowadzce! Może ja wcale nie chcę się przeprowadzać? Pomyślałeś o tym?
   - I tak nie dokończysz już nauki.. Alice, zostaniemy rodzicami i nawet nie sądziłem, że nie chciałabyś ze mną wyjechać. Tak chyba robią żony!
   - Rozumiem.. Czyli o nowym podpisanym kontrakcie też dowiedziałabym się po fakcie? - odgarnęłam włosy do tyłu. - Nie uważasz, że gdybyś mi powiedział o tym wcześniej i przede wszystkim sam byś to zrobił, byłoby całkiem inaczej?
   - Powiedziałbym ci wcześniej, to przecież oczywiste.. - zbliżył się do mnie. - Ojciec jest moim agentem i dlatego Antonio wiedział.
   - Ale przyznaj, że myślałeś o przenosinach i rozmawiałeś o tym ze swoim ojcem!
   - Rozmawiałem - skinął głową. - W Rzymie by ci się spodobało. Albo w Manchesterze!
   - Na ten moment mam w nosie Rzym i Manchester! - pisnęłam.
   - Ale dlaczego? Chce się rozwijać i przede wszystkim grać! - warknął na mnie, a ja bardzo nie lubię, gdy to robi.
   - Ale nie rozumiesz, że nie powinieneś tego przede mną zatajać, Isco?!
   - Czyli teraz mam rozumieć, że ze mną nie wyjedziesz? - jak zwykle wymigiwał się od trudnych odpowiedzi.
   - Możliwe, że nie wyjadę. Chcę zostać i urodzić tutaj - odpowiedziałam całkowicie poważnie.
   - Mogłaś od razu mówić, że o to ci chodzi! Ty po prostu już nie chcesz ze mną być!
   - Tak, Isco - prychnęłam. - Twoje rozumowanie jest wprost cudowne! Gratuluję - powiedziałam z ironią. - Kocham cię, do jasnej cholery, ale zabolało mnie to, że nie powiedziałeś mi o tak ważnej decyzji. Raczej chyba razem powinniśmy ją podjąć.
   - Tak, oczywiście! Ale w Madrycie chcesz zostać, chociaż wiesz, że nie będę wtedy szczęśliwy! - krzyczał.
   - Więc proszę cię bardzo... Teraz już rób sobie co chcesz - fuknęłam i chwyciłam za pasek swojej torebki. - Jedź sobie do tego swojego Rzymu, Manchesteru czy nawet na Grenlandię. Twój wybór - dodałam i ruszyłam do drzwi.
   - Ale Ali.. Co z nami? Co z naszym dzieckiem? Nie możesz sobie tak teraz wyjść!
   - Mylisz się, Isco - zaśmiałam się mu prosto w twarz. - Mam takie samo prawo do wyjścia jakie ty miałeś, planując wszystko sam. Z nami? Nie wiem. Co z dzieckiem? Ono nie jest niczemu winne i będzie miało jak najlepiej. 
   - Zostań w domu i jutro sobie wszystko na spokojnie wyjaśnimy.. Nie rób głupot, kochanie. Przecież się dogadamy - próbował jeszcze zmienić moją decyzję, ale ja już byłam pewna. Nie chce być teraz z takim facetem, który nawet nie chce mówić mi o tak ważnych sprawach.
   - W tym przypadku? Nie sądzę. Przecież dla ciebie to wszystko to nic złego... - pokręciłam głową i wyszłam z domu. Do Leire nie pojadę, bo wiem, że jest w szpitalu. Pomimo tego, że ma dyżury to jeszcze przejęła się Alvaro.. Nie mam wyjścia i muszę jechać do rodziców.

ALVARO
  Pamiętam jak Leire zawsze narzekała na tą swoją przełożoną, że jest okropna! I miała racje! Przyszła do mnie z pielęgniarką się przedstawić, bo ma być obecna przy mojej operacji jako anestezjolog, a pielęgniarka miała zgodę na operację, którą miałem podpisać. Podała mi ją oraz długopis, ale ja w ostatnim momencie się powstrzymałem i spojrzałem na wielką panią doktor Costę. Powiedziałem jej, że podpiszę zgodę, jeżeli ta weźmie na salę jedną ze swoich stażystek. Najpierw zaczęła się rzucać, że to szpital, a nie przedszkole, ale grzecznie "wytłumaczyłem" jej, że powinna dawać szansę młodym i przyszłym lekarzom. Później zmiękła, bo zapytała o kogo mi chodzi. Odpowiedziałem, że chodzi mi o Leire Alvarez, a ta tylko kiwnęła głową i wyszła z sali, a ja podpisałem papiery. Będzie tam Leire, będę spokojniejszy. 
 Pielęgniarki przygotowały mnie do operacji i pozostawiły na sali operacyjnej, Niedługo później pojawił się tam ten goguś od Leire, który jak się okazało, miał składać moją nogę. Zaraz po nim pojawiła się doktor Costa, a dalej lekko przejęta Leire w kolorowym czepku na głowie i jasnoniebieskim stroju. Wyglądała lekko zabawnie, ale poczułem się spokojniej. 
   - To jesteśmy wszyscy i chyba możemy zaczynać. Pacjent gotowy? - powiedział radośnie Eric. 
   - Tak - skinąłem głową. 
   - To życzę wszystkim powodzenia - dodał i wtedy nad klatką piersiową zawisnął mi nieduży parawan bym nie widział co dzieje się tam na dole.
   - Panno Alvarez, to pani dziś przejmuje stery - odezwała się starsza lekarka, a blondynka nagle stanęła wmurowana, a po chwili przytaknęła. - Znieczulenie miejscowe - dodała. I się zaczęło. Dostałem jakiś zastrzyk, coś jeszcze i wtedy poczułem się tak nagle błogo.
   - Alvaro, jak się czujesz? - usłyszałem Leire, stając centralnie nade mną. 

   - Na razie dobrze, ale czuje, że może być gorzej - odparłem całkowicie poważnie.   
   - Jak będziesz tak mówił, to postaram się by naprawdę zabolało - powiedziała ciszej z uśmiechem. 
   - Poskarżę się!
   - Na co będziesz się skarżył? - zapytał roześmiany lekarz. - Leire, co ty mu tam robisz? 
   - Tak tylko sobie żartujemy - zaśmiała się.
   - A to rzadkie przy stole operacyjnym, jednak w takiej atmosferze też dobrze się pracuje - powiedział. - Długo się przyjaźnicie? - zapytał, a mnie od razu wydało się, że chciał wypytać o wszystko co dotyczy Leire!
   - Trochę czasu minęło, ale opowiem ci o tym kiedy indziej!
   - Dlaczego kiedy indziej? - poruszyłem się. - Ja mam teraz czas więc mogę opowiadać! - stwierdziłem. - Poznaliśmy się ponad trzy lata temu na weselu mojego przyjaciela. Ja wtedy byłem tam z moją narzeczoną, a ona ze swoim chłopakiem. Eric, kojarzysz Isco?
   - Tak, kojarzę. Też piłkarz - odpowiedział.
   - Ali znasz, bo tu jest na stażu.. - zamyśliłem się. - Isco to jej mąż i były Leire! Ali była moją narzeczoną!
   - Jak to? Naprawdę? - był zdziwiony, a Leire chyba miała ochotę mnie zabić.
   - Naprawdę! Każdy miał wtedy swoje grzeszki, prawda? - spojrzałem na nią.
   - Alvaro, a może ty chcesz jednak zasnąć, co? - warknęła na mnie.

   - Nie! Jest fajnie! - zacząłem się głupio śmiać.
   - Leire, najważniejsze jest tutaj samopoczucie pacjenta - dopowiedział Eric. No dobrze, więc jeżeli chcesz słuchać... Proszę bardzo.
   - A pamiętasz tę imprezę na których poznaliśmy ze sobą Julię i Pablo? Wtedy też...
   - Alvaro, a pamiętasz, że potrafię się mścić? 

   - Ale to jest interesująca historia! Dzięki nam Ali i Isco są razem!
   - Wiem, Vazquez - wywróciła oczami.
   - Leire... - zacząłem i na chwilę zamilknąłem. To poczucie błogości się jakby pogłębiło i zrobiło się tak przyjemnie. - A co jeżeli byłoby tak jak kiedyś?

   - Co? - pochyliła się nade mną i szepnęła. - Ale co jak kiedyś? 
   - No wiesz.. W sumie to ty postanowiłaś, że mamy się rozstać. - popatrzyłem na nią. - I wyrzuciłaś mnie wtedy z mieszkania!    
   - Bo na drugi dzień brałeś ślub, Alvaro - popatrzyła na mnie.
   - Który i tak zepsuł twój chłopak - przymrużyłem powieki. Doktorek się już nie odzywał, więc albo odpuścił albo po prostu woli się nam nie wcinać w paradę i robić to co powinien. 
   - Porozmawiamy o tym później - poklepała mnie po ramieniu. - Teraz odpoczywaj, dobrze?
   - Ale porozmawiamy? - upewniłem się.    
   - Tak. Przyjdę po operacji - uśmiechnęła się szeroko.  
   - No dobrze - kiwnąłem głową. - Eric, jak noga? - zapytałem go.
   - Po woli zaczyna wracać do pierwotnej postaci, ale jeszcze chwilę to potrwa - powiedział bardziej neutralnie. Czyli mam go! Ma sobie facet odpuścić. Przymknąłem powieki i postanowiłem naprawdę odpocząć. 


ISCO
  Po treningu od razu skierowałem się na parking i wsiadłem do swojego Audi. Wiedziałem doskonale, gdzie jechać, aby zobaczyć się z Ali, która nie wróciła na noc. Do teściów.
Oczywiście wczoraj wieczorem oberwało się Antonio, który jak zwykle musiał jej wszystko wygadać! Nie chciałem tego przed nią ukryć, ale wolałem jej sam powiedzieć o tym, że się wyprowadzimy. I nie miałem też pojęcia, że ona nie chce się wyprowadzać!
Zaparkowałem pod domem teściów i wyszedłem z samochodu. Rolety w oknie Alice były zasłonięte, więc wiedziałem, że tu jest. Wiem, że ją zraniłem i chce to naprawić, bo ją kocham. No i niedługo zostaniemy rodzicami.
Podszedłem bliżej i zadzwoniłem do drzwi. Po dłuższej chwili otworzył mi zły ojciec Ali. Widziałem, że jest na mnie wściekły.
   - Dzień dobry - mruknąłem cicho. - Jest może Alice?

   - Może i jest - mruknął. - Isco, nie wiem co się stało, ale ona nie chce cię widzieć. Wczoraj przyjechała tutaj cała zapłakana.
   - Wiem, domyślam się.. Ale chce z nią porozmawiać. Ja muszę z nią porozmawiać!
   - Prosiła, by cię nie wpuszczać - powiedział twardo.
   - Jednak jestem jej mężem i mam do tego pełne prawo - spojrzałem na niego. - I nie odpuszczę.
   - Nie wiem, Isco - pokręcił głową i popatrzył przez chwilę na wnętrze domu. Otworzył jednak szerzej drzwi. - Masz tylko chwilę i jeżeli ona nie będzie cię chciała słuchać, masz to uszanować.
   - Dobrze. Dziękuję - skinąłem głową i od razu skierowałem się schodami na górę. Zapukałem raz do drzwi od pokoju mojej żony i wszedłem do środka. Ali leżała na łóżku. Płakała. Przeze mnie. Gdy tylko usłyszała, że wszedłem, podniosła głowę i spojrzała na mnie. Zmarszczyła brew.
   - Co tutaj robisz? Miałeś mnie zostawić w spokoju! - wytarła mokry policzek.    - Ale jak mam cię zostawić samą? No jak?
   - Nie jestem sama - mruknęła i odwróciła się do mnie tyłem.
   - No nie jesteś, bo masz mnie - położyłem się obok niej.
   - Isco, proszę, idź stąd.
   - Nie, Ali. Wróć do domu, bo już nie mogę wytrzymać - szepnąłem. - Obiecuje ci, że to się nigdy nie powtórzy. Nigdy.
   - Za późno. Jedź sobie gdzie chcesz!
   - A ty? Zostawisz mnie?
Nastała chwila ciszy, a Ali nawet się nie poruszyła. Chciałbym teraz zobaczyć jej wyraz twarzy, co zdradza. I chciałbym popatrzyć w jej oczy i przekonać, by wróciła i było jak kiedyś.
   - Tak - powiedziała cicho, a ja nie wierzyłem w to co usłyszałem. 

   - Co? Ale Ali! Nie możesz! - zacząłem panikować.
   - Właśnie, że mogę - odwróciła się do mnie i popatrzyła z bólem. - Nie jestem twoją własnością i mogę to właśnie zrobić.
   - Ale nosisz moje dziecko.. Chce być obecny w waszym życiu - czułem, że powoli tracę wszystko, co kocham.
   - Nie musisz się o to martwić, bo nie odseparuje cię od dziecka. Będziesz go widywał kiedy będziesz chciał i będziesz miał czas by do niego przyjechać - prychnęła i znów odwróciła się do mnie tyłem. - A teraz bądź tak łaskaw i wyjdź. Chcę zostać sama.
   - Nie mogę cię stracić - wyszeptałem i postanowiłem mocno ją przytulić. Musiałem chociaż ten ostatni raz. - Kocham cię.
   - Idź już - powiedziała prawie niesłyszalnie. Nie zareagowała na to, że ją przytuliłem, jakby była już całkowicie obojętna to wszystko. Zabolało.
   - Więc teraz tak chcesz, co? - zdenerwowałem się. - Nie pozwolę ci na to. Nie pozwolę, abyś mnie zostawiła.
   - Już postanowiłam i nie zmienię swojej decyzji - powiedziała pewnie, ale spokojnie.
   - I dlatego mnie wyrzucasz z swojego życia, jak nic nie znaczącego śmiecia!
   - Chciałabym żeby tak było! - zerwała się do pozycji siedzącej i popatrzyła na mnie. Po jej policzkach znów spływały łzy. - Chciałabym o tobie nie myśleć i mieć cię gdzieś! - krzyknęła i wtedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Do środka zajrzał jej ojciec, który popatrzył na mnie wrogo.
   - Isco, pora na ciebie - warknął zły.
   - Ali, ja nie odpuszczę - powiedziałem do dziewczyny, po woli się podnosząc.
   - Ja też nie, więc czekaj na papiery rozwodowe.
To wszystko zaszło za daleko.. Nie myślałem, że tak to się potoczy! Wyminąłem jej ojca w progu i ruszyłem na dół, do wyjścia. Usłyszałem za sobą jego kroki.
   - Nie wiem co jest między wami, ale Alice to moja córka i będę obstawał po jej stronie - powiedział. 

   - Może sobie robić co chce, ale obiecuje to panu i jej, że moje dziecko będzie przy mnie! - zamachałem mu dłonią przed nosem.
   - Lepiej faktycznie będzie gdy już pójdziesz - kiwnął głową i wskazał mi drzwi. Jego mina była nieugięta. - Do widzenia, Francisco.
   - Tak, do widzenia! - fuknąłem i wyszedłem, oczywiście trzaskając drzwiami. Jeszcze raz spojrzałem w okno od pokoju Ali i miałem nadzieje, że się w nim pojawi, ale roleta nawet nie drgnęła. Wsiadłem więc do samochodu i zacząłem walić pięściami w kierownicę. Straciłem teraz wszystko. I nie wiem co dalej.