poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział XXIII

LEIRE
  Przed samym spotkaniem z rodzicami Alvaro, będąc już jego dziewczyną, bardzo się obawiałam, ale gdy już tam chwilę pobyłam, okazało się, że mogę czuć się tam jak we własnym domu. Przecież byli to ci sami ludzie, z którymi rozmawiałam, tylko przyjaźniąc się z Vazquezem. Spędziłam cudowne święta w Badalonie i strasznie żal było mi stamtąd wyjeżdżać. W przeddzień wylotu, dostałam jasne wskazówki od pani Susany jak sobie radzić z Alvaro i by go pilnować. Chyba naprawdę cieszyła się, że jestem z jej synem. Gdyby tylko wiedziała co my wyrabialiśmy te trzy lata temu...
  Przez święta rozmawiałam tylko przez chwilę z Alice przez telefon gdy składałyśmy sobie życzenia, ale nadal nie pisnęłam ani słówka o mnie i Vazquezie, czy nawet, że jestem w Katalonii! Dzień później razem z Isco udostępnili wspólne zdjęcie, co naprawdę nas zaskoczyło, ale i ucieszyło. Od razu zadzwoniłam do przyjaciółki i o wszystko wypytałam. Podobno pogodzili się w same święta! To słodkie! Postanowili również wyprawić nieduże przyjęcie sylwestrowe w swoim domu w Madrycie, bo zaraz później mają lecieć do Londynu. Isco wreszcie zmądrzał!
   - Wiesz co? Bardziej boję się powiedzieć im o tym niż w momencie gdy mówiłeś rodzicom o tym, że jestem twoją dziewczynom, a ja moim, że mam chłopaka - zaśmiałam się cicho, siedząc na miejscu kierowcy. Jechaliśmy razem z Alvaro właśnie do Isco i Alice.
   - A dlaczego? - zapytał ze śmiechem.
   - Pewnie się ucieszą i tak dalej, ale zaraz zacznie się głupie gadanie, że nam to wmawiali i inne... - wywróciłam oczami.
   - A to prawda! Isco mi żyć nie dawał! 
   - Miałam to samo z Alice! Nie chcesz wiedzieć jak czasami wyglądały nasze rozmowy - zaśmiałam się i skręciłam na osiedle, gdzie mieszkali nasi przyjaciele.
   - Trzeba było ich wcześniej posłuchać - westchnął.
   - Po prostu się przyznaj, że się obudziłeś, kiedy zaczęłam spotykać się z Ericiem - wyszczerzyłam się.
   - On w ogóle nie jest przystojny!
   - Pozwól, że to ja będę określać, który facet jest przystojny, a który nie - powiedziałam i wjechałam na podjazd do Alarconów.
   - No wiesz, byłaś z Isco! - zaśmiał się.
   - Kochanie, według mnie, połowa twoich kolegów jest przystojna i nieziemsko seksowna, ale ciebie nie przebiją - zgasiłam silnik i spojrzałam na niego, przygryzając wargę.
   - Będziemy musieli o tym poważnie porozmawiać - powiedział śmiertelnie poważnie. - Chyba cały Real tu jest - wskazał na samochody.
   - To będzie na kogo popatrzeć - zażartowałam, a on znów popatrzył na mnie "tym" wzrokiem zazdrośnika. - I tańczyć - wyszczerzyłam się.
   - Ze mną!
   - I kulami - zaśmiałam się. - No chodźmy już - dodałam i wysiadłam, obeszłam samochód i zaczekałam aż Alvaro wydostanie się z samochodu. Trochę nam to zajęło zanim dotarliśmy do środka. Bez pukania weszliśmy, bo w mieszkaniu i tak było głośno. Właściciele właśnie rozmawiali z Moratą i jego partnerką, który najwidoczniej święta i nowy rok spędzają w Madrycie.
   - Leire! - zawołała Ali.
   - Obecna - zaśmiałam się.
   - Ej, ale ja też tutaj jestem! - oburzył się Vazquez. 

   - Trudno cię nie zauważyć - odezwał się Alarcon.
   - Zabawne! - pokręcił głową. - Jak dobrze znów was widzieć razem.
   - Isco zmądrzał - zaśmiała się Ali. - Wiesz jak to z facetami.. - spojrzała na mnie.
   - Coś o tym już wiem - uśmiechnęłam się tajemniczo i kątem oka spojrzałam na Alvaro, który ruszył w głąb pomieszczenia razem z Francisco do chłopaków. 
   - Napijesz się czegoś?
   - Jasne, możesz mi zaserwować jakiegoś dobrego drinka, takiego za nas obie - zaśmiałam się.
   - No tak, my nie możemy - pogłaskała się po brzuchu. - Ale nie narzekam, bo Junior to kochane dziecko.
   - Powiesz tak za kilka miesięcy - powiedziałam i obie weszłyśmy do kuchni. - Jak minęły święta u rodziców? - zapytałam i od razu usiadłam na blacie, jak przeważnie automatycznie robiłam.
   - Druga część zdecydowanie lepsza - uśmiechnęła się szeroko. - A twoje? Tylko mi nie mów, że miałaś dyżur..
   - A nie! - wyszczerzyłam się. - Mam wolne od samych świąt i wracam pojutrze i uwaga, w końcu na dzień! Mi też święta minęły bardzo fajnie.
   - To gdzie byłaś?
   - Spędziłam je w Katalonii - uśmiechnęłam się lekko.
   - A co tam robiłaś? - zamyśliła się, a po chwili na mnie spojrzała. - Nie! Tylko mi nie mów, że.. Isco, mężu! - zaczęła krzyczeć.
   - Ale co mam ci nie mówić? - zaczęłam się śmiać i wtedy do kuchni wkroczył zadowolony Alarcon.
   - Wołałaś? Stało się coś?

   - Ty wiedziałeś, że ta dwójka? - wskazała na mnie i Alvaro, który stał za Francisco. - Wiedziałeś?!
   - Ale co wiedziałem? - otworzył szeroko oczy i najpierw popatrzył na mnie, a później odwrócił się do Alvaro, który z kolei sam do siebie zaczął się śmiać. - Nadal nie wiem o co chodzi - ciągnął Isco. 
   - Że są razem! - wyjaśniła mu żona. 
   - No ej, czemu ja nic nie wiem?! - zawył Isco, a my z Vazquezem nadal siedzieliśmy cicho, tylko się uśmiechając. 
   - Tak nas wrobili, widzisz - Alice popatrzyła na nas. - Może jakieś wyjaśnienia?
   - A to wszystko przez niego! - wskazałam na Vazqueza. - To on zaczął majaczyć podczas operacji.
   - Tak czy siak, gratulacje - Isco poklepał przyjaciela po plecach. - Wychodzi na to, że mieliśmy rację - zwrócił się do ukochanej.   - Tak, tylko to oni nas słuchać nie chcieli! Ale zaraz... To wy już od operacji jesteście razem? Przecież to już szmat czasu!
   - Mieliście swoje problemy - uśmiechnęłam się lekko. 
   - Problemy, nie problemy, ale bądź co bądź, powinnam wiedzieć o wszystkim od początku! - westchnęła Ali. - Zawiedliście nas!
   - Ty się teraz nie denerwuj, bo jeszcze zaczniesz rodzić i co wtedy zrobimy? - zapytał Alvaro.
   - Nie filozofuj, tylko idziemy do wszystkich... Nie będziemy tutaj sami siedzieć - zapowiedział Isco i wygonił wszystkich z kuchni. Wyszliśmy do dużego pokoju, gdzie faktycznie było pełno piłkarzy.
   - Hej, nie było tak źle - za mną pojawił się Alvaro, który oparł głowę o moje ramię. 

   - Dobrze, że wyjeżdżają do Londynu. Dadzą nam żyć - zaśmiałam się.
   - I tak będziecie ciągle siedzieć na telefonach - wyszczerzył się. - Leire.. - oparł się o komodę i przyciągnął mnie za dłoń do siebie. - Zamieszkaj ze mną - powiedział pewnie.
   - Co?! - no, no. Zaskoczył mnie!
   - Chciałbym żebyś się do mnie przeprowadziła - powtórzył. - Wiem, że praktycznie jesteśmy razem bardzo krótko, ale chyba bardzo dobrze się znamy, prawda?
   - To prawda, ale to bardzo poważny krok.
   - Boisz się? - popatrzył na mnie łagodnym wzrokiem. - Na początku tylko na próbę.
   - Boję się, że znów się nam nie uda.
   - Nie pozwolę na to - przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. - Nie będę drugi raz takim kretynem jak wtedy.
   - Więc dobrze - skinęłam głową. - Zamieszkajmy razem.
   - Cieszę się - ucałował mnie w czoło i wtedy podszedł do nas Morata, a po chwili jeszcze dwóch kolejnych piłkarzy. Wszyscy wypytywali Alvaro o nogę, operację, o samopoczucie i wszystko po kolei, więc ja odeszłam do grupy dziewczyn. Mamy razem zamieszkać? On zwariował, ale czemu nie? Jeżeli już na jedną próbę się zgodziłam, to powinnam chyba też przystanąć na tą.

ALICE
Było już kilkanaście minut po dwunastej w nocy. Wszyscy staliśmy na dworze i składaliśmy sobie życzenia, popijając szampana. Ja niestety piłam bezalkoholowego, bo Isco nie pozwolił mi nawet lekko zamoczyć ust w jego kieliszku. Taki opiekuńczy się zrobił.
Wszyscy się świetnie bawiliśmy, było dużo naszych znajomych i oczywiście alkohol. To wystarczyło, aby impreza się udała. Była to praktycznie nasza ostatnia noc w Madrycie, więc lekko się smuciłam. Tu się urodziłam i to tu chciałam mieszkać, ale trudno. Za mężem polecę wszędzie.
   - Możemy wracać? - zapytałam Alarcona. - Zimno tu trochę.
   - Jasne, chodźmy - uśmiechnął się i objął mnie ramieniem, wolno prowadząc do środka. Spojrzałam jeszcze w niebo. Wszędzie dookoła było mnóstwo fajerwerków, co wyglądało przepięknie.
   - Będziemy mieli jutro co robić - zaśmiałam się widząc porozwalane plastikowe kubki i butelki.
   - Przynajmniej się czymś zajmę by nie myśleć o bólu głowy i kacu - uśmiechnął się i zaraz za nami zaczęli się pojawiać pozostali. Zapewne ich też zaczął wyganiać mróz.
   - Dlatego od teraz już nie pijesz!
   - Ale, Ali... - mruknął.
   - Co tam mu już zabraniasz? - zaśmiał się stojący obok Morata.

   - Pić. Musi jutro mi pomóc z ogarnięciem domu - spojrzałam na niego surowym wzrokiem. - Już więcej nie pije.
   - No dobrze, już dobrze - Isco uniósł obie dłonie. - Myślę, że nam się dziś wszystko udało. 
   - Prawda - pokiwał głową Morata. - Impreza jest zajebista, tylko szkoda, że gospodyni pić nie może. 
   - Gospodyni jeszcze się w życiu opije i ja tego dopilnuję - zaraz za nim pojawiła się uśmiechnięta Leire wraz ze swoim Alvaro. 
   - Słyszałeś to, Vazquez? - spojrzał na niego mój mąż. 
   - Moja kobieta chce rozpijać twoją - zaśmiał się. - Dlatego trzeba je dobrze pilnować - dodał. 
   - Od jutra nie wychodzą z domu! - zarządził Isco.
   - Isco, nie przesadzaj - wywróciłam oczami. - Alvaro przecież nie miał tego na myśli! 
   - O! Już buzują hormony - zaśmiał się. 
   - W końcu to normalne - dodała Leire. - Kurczę, nie mogę sobie wyobrazić, że będziecie tak daleko! - jęknęła. 
   - Musicie nas odwiedzać - szepnęłam. 
   - Jeżeli tylko się da - odparła blondynka. 
   - I tak ma być!- A co robicie z tym domem? - zapytał nagle Morata. - Sprzedajcie, wynajmujecie, zostawiacie?
   - Isco chce sprzedać, a ja zostawić - mruknęłam cicho. - Chciałabym tutaj wrócić z Juniorem.
   - Może wynajmijcie jakimś studentom do wakacji? - zaproponował Morata.
   - Tak, a jak wrócą na te wakacje to zastaną dziury w ścianach - zaśmiał się Vazquez.

   - Jeszcze zobaczymy. Na razie nie ma co denerwować mojej księżniczki - ucałował mnie w policzek.
   - Tak czy siak - zaczęłam. - Nie stójmy i nie gadajmy. Muzyka leci z głośników i możemy jeszcze tańczyć! - dodałam.
   - Albo pić! - zawołał Morata.
   - Ja i tak nie potańczę, wiec chodźmy, Alvaro - zwrócił się do niego Katalończyk, po czym spotkał się z gniewnym spojrzeniem blondynki. - No Leire, nooo...
   - Idź! - zamachała dłonią.
   - Kochanie, to może ja też?
   - Isco... - warknęłam.
   - No puść go - zaśmiała się Leire. - Przecież długo nie zobaczą się w takim towarzystwie - puściła oczko.

   - Ale jutro nie ma się zmiłuj - jęknęłam, bo wiem, że i tak by poszedł. Uśmiechnął się szeroko i podziękował.
   - W razie czego nawet ja ci pomogę - odezwała się dziewczyna, a na chłopaki odeszli do stolika. - Dobrze, że doszliście do porozumienia - uśmiechnęła się.
   - To ten jedyny. Wiesz.. Myślę, że wiedziałam to już na ślubie Amata - zaśmiałam się.
   - Kochana, wtedy to byłaś wielce zakochana w moim obecnym chłopaku - zaśmiała się i obie usiadłyśmy na kanapie.
   - Może nam się tak tylko wydawało.. - pogłaskałam się po brzuszku. - Leire, on kopnął!
   - Co? - szeroko otworzyła oczy. - Naprawdę? To cudownie!
   - Sama zobacz! - zabrałam jej dłoń i przyłożyłam do miejsca, gdzie kopał mały.
   - To takie... - zacięła się. - Nawet nie wiem jak mam to określić, ale to coś wspaniałego.
   - Muszę pokazać Isco.. - ciągle się uśmiechałam. - Na chwilę cię opuszczę, przepraszam.
 Znalazłam go wśród chłopaków, którzy byli. Odciągnęłam na chwilę na bok i bez słowa przyłożyłam dłoń do brzuszka. Popatrzył na mnie zszokowany, ale po chwili zaczął całować miejsca, gdzie kopał mały. To było coś wspaniałego.
Byłam w tej chwili cholernie szczęśliwa. Miałam wspaniałego męża, któremu niedługo urodzę syna i wspaniałych przyjaciół. Patrząc na Leire i Alvaro moje serce się radowało. Ta dwójka powinna być ze sobą. Cóż, ta cała historia z naszą czwórką.. To chyba przeznaczenie. 



I to by było na tyle :)
Dziękujemy!