Po kilku dniach miałam dopiero odwagę, by zadzwonić do Alvaro i poprosić go o spotkanie. Zgodził się, niechętnie, ale zgodził. Musiałam mu wszystko wyjaśnić. Oczywiście razem z Isco, który postanowił zaprosić Leire. Jej też należą się przecież jakieś wyjaśnienia.
Przez te dni rozmyślałam o tym wszystkim. Vazquez na pewno czuł się okropnie i to byłą tylko i wyłącznie moja wina. Martwiłam się o niego. Byliśmy ze sobą bardzo blisko i sama sobie nigdy nie wybaczę, że tak bardzo go zraniłam.
Razem z Isco podjechaliśmy do kawiarni, w której byliśmy umówieni. Alvaro już tam siedział i bawił się swoimi kluczykami od samochodu, a kiedy nas zobaczył od razu wstał i przywitał się.
- Mam nadzieje, że obędzie się bez rękoczynów - spojrzałam na piłkarzy, a ci grzecznie zaprzeczyli. Usiedliśmy i po chwili zjawiła się blondynka. Była bardzo zdziwiona, kiedy zobaczyła całą naszą trójkę razem. Zapewne myślała, że ma spotkać się tylko z Francisco.
- Cześć - powiedziała cicho i usiadła na czwartym krześle. Dziwnie unikała spojrzenia mojego byłego narzeczonego.. Albo po prostu mi się wydawało.
- Może najpierw coś zamówimy, hmm? - zapytał Isco.
- Może być - kiwnął głową Alvaro i przywołał kelnera. Złożyliśmy swoje zamówienie i znów zapadła cisza. Nie mogłam tego wytrzymać i postanowiłam się odezwać. W końcu to była moja wina.
- Wiem, że czekasz na jakieś wyjaśnienia, Alvaro - spojrzałam na niego. Patrzył na mnie takim pustym wzrokiem, że przeszły mnie dreszcze.
- Raczej tak - poprawił się na krześle. - Długo? - popatrzył po nas.
- Odkąd się pokłóciliśmy o tą bluzę. Uznałam, że skoro i tak uważasz, że cię zdradzam..
- Ali, może bez szczegółów - szepnął Isco.
- Jeżeli pozostaje mi się domyślać, to ta noc kiedy poszłam do klubu z Julią i Lią? - zapytała niepewnie Leire.
- Tak. Dokładnie wtedy - przytaknął Alarcon.
- Więc chyba każdy z nas powinien być tutaj szczery - mruknęła i spojrzała kątem oka na Alvaro. - Tej i kolejnej nocy nie spałam w domu.. - mówiła lekko zmieszana.
- Spała u mnie - rzucił chłopak, wbijając wzrok w swoją filiżankę z czarną kawą.
- Co?! - warknął Isco.
- No ja tak samo zareagowałam jak dowiedziałam się, że uciekłeś z Ali - zaśmiała się kpiąco.
- A ja głupia się zamartwiałam o ciebie - spojrzałam na Alvaro. - Jak mogłeś?!
- Tak samo jak ty - rzucił w moją stronę.
- Hej, spokojnie - odezwał się Isco.
- Jak mam być spokojna? No jak?
- Przecież wszystko się dobrze skończyło - złapał mnie za dłoń. - My też przecież nie byliśmy fair.
- Nie wydaje wam się to wszystko zabawne? - zauważyła Leire.
- Dla was jest to zabawne, ale to ja wyszedłem na idiotę - burknął Alvaro.
- Wybacz - skrzywiłam się. - Wiesz, że nie chciałam by tak to wyglądało.
- Ale teraz wszystko układa się przynajmniej w jedną, spójną całość.. Wiemy dlaczego tacy dla siebie wszyscy byliśmy - zaśmiał Isco, obejmując mnie ramieniem.
- Każde z nas wtedy myślało o kimś innym - odezwał się Vazquez i spojrzał na Leire, która bawiła się malutką łyżeczką, którą dostała do swojej kawy.
- A wy teraz będziecie udawać aniołki?
- Z całej tej historii tylko wy wyszliście na tym najlepiej - uśmiechnęła się lekko do mnie.
- Zawsze możecie to zmienić - wtrącił się Francisco. - Czasem warto jest zaryzykować - dodał i cmoknął mnie w policzek. Alvaro tylko na nas patrzył.
- Wam to ryzyko wyszło na dobre - stwierdziła. - Chyba już wszystko wyjaśniliśmy i nikt nie ma do nikogo teraz żalu?
- Najbardziej poszkodowany został Alvaro.. - spojrzałam na niego. - Przepraszam. Teraz wiesz, że oboje bylibyśmy nieszczęśliwi.
- Wiem. Od momentu tej kłótni nam się nie układało i oboje dobrze o tym wiedzieliśmy. Może wy po prostu byliście znakiem by odwołać ślub?
- Mogliśmy zrobić to wcześniej - zgodziłam się.
- Prosiłem cię o to! - odezwał się Isco.
- I pewnie już wtedy dowiedzielibyśmy się o naszej czwórce - uśmiechnął się Alvaro. Oboje z Leire zachowali się wobec siebie dziwnie, pomimo, że też się spotykali. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego..
- Cieszę się, że moja Ali jednak zrezygnowała z tego ślubu - zaśmiał się Isco.
- Tak.. Twoja Ali - mruknął Alvaro, uśmiechając się lekko.
- Alvaro, chcę z tobą porozmawiać - wypaliła nagle Leire i spojrzała na niego. Wcześniej była cicha i jakby zamyślona. Pewnie to miało związek z tym wszystkim.
- To może my sobie pójdziemy? - zapytałam, spoglądając na swojego chłopaka. - Nie chcemy przeszkadzać.
- Chodźmy - uśmiechnął się Isco i złapał mnie za rękę, wcześniej puszczając oczko do tamtych.
- Myślisz, że coś z nich będzie? - szepnęłam do niego.
- Coś się pewnie wydarzyło, że tak się zachowują, ale może się dogadają... - powiedział, gdy wychodziliśmy z lokalu.
- Niech się pogodzą. Niech będą szczęśliwi - skinęłam głową. - Rozmawiałam dziś z Messim - powiedziałam dumnie.
- Ooo! Jestem zdumiony! - zaśmiał się.
- Lubi mnie. Trochę o tobie poplotkowaliśmy i zgodził się ze mną, że jesteś bałaganiarzem - dałam mu pstryczka w nos.
- Ej, wcale nie! - oburzył się, a ja na niego spojrzałam pobłażliwie. - No może odrobinkę..
- Razem z Messim doszliśmy do wniosku, że..
- Ali, to pies! - jęknął.
- Daj mi skończyć - machnęłam ręką. - Doszliśmy do wniosku, że albo się poprawisz, albo wyprowadzisz - powiedziałam poważnie.
- Wychowałem sobie szatana i zdrajce!
- Po prostu mnie polubił.
- A ty się go bałaś - wyszczerzył się.
- Czasem jest przerażający! Jak wskakuje do łóżka!
- Też czasem potrzebuje miłości..
- To na pewno ma po tobie - zaśmiałam się głośno. - Może zabierzesz mnie na lody, co? Jest taka ładna pogoda..
- Jak sobie panienka życzy - cmoknął mnie w policzek, rozejrzał się i pociągnął mnie w kierunku, gdzie zauważył cukiernie.
ALVARO
Siedziałem w tej pieprzonej kawiarni i patrzyłem, jak moja niedoszła żona mizia się z moim przyjacielem. Kiedyś powiedziałbym, że to nierealne, a jednak.. Nie mogłem powoli tego znieść. Ali wydawała się taka szczęśliwa i miałem wrażenie, że ze mną nigdy taka nie była. Od czasu ślubu czuje się okropnie. Nie chciała mnie Alice ani Leire.. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
- Więc o czym chciałaś pogadać? - zapytałem, kiedy tamta dwójka wyszła.
- O tym, że musimy coś z tym zrobić. To nierealne, żebyśmy się nie spotykali, bo mamy wielu wspólnych znajomych.
- I teraz nagle nie chcesz mnie unikać, co?
- Nie powiedziałam tego. Chodzi mi raczej o to, że nie chcę by było niezręcznie w naszej obecności.
- Wydaje mi się, że jest w porządku - mruknąłem cicho.
- Ale mnie wcale.. - jęknęła. - Przynajmniej to tak nie wyglądało, sądząc po minach Alice i Isco.
- Oni są zakochani i w ogóle się nami nie przejmują.
- A tobie teraz o co chodzi? O to, że powiedziałam, że to nie ma sensu?
- O to, że oni jednak potrafią być razem.
- Niestety nie wszystko ma happy end - warknęła. - Co tak właściwie było pomiędzy nami? Seks?
- Fajnie, że tak to odbierasz - skinąłem głową.
- Więc może to nazwij po swojemu? - przymrużyła powieki. - Zawsze mogłam się poczuć jak taka alternatywa po Alice!
- Ale przyszedłem do ciebie przed ślubem. Wyrzuciłaś mnie - przypomniałem jej.
- A gdybym poprosiła, zrezygnowałbyś z niego? - szepnęła, a mnie troszeczkę ścięło. - No właśnie, Alvaro..
- Może masz rację.. - mruknąłem. - Może między nami nie było nic silnego.
- Zapewne - mruknęła i zaczęła nerwowo miąć białą serwetkę, którą zabrała ze stojaczka. Wbiła w nią wzrok. - Więc nie chcę byśmy się kłócili, ani tego rozpamiętywali. Jesteśmy zwykłymi znajomymi, którzy czasem będą się widywać w gronie znajomych.
- Niech tak zostanie.
- Świetnie - pokiwała głową. - Cieszę się, że doszliśmy do jakiegoś wniosku i zgody.
- Ja też. W końcu i tak muszę wiele spraw sobie poukładać.
- Racja - wysiliła się na lekki uśmiech. - Po prostu tak miało być, a pewnie wyszłoby to wszystko prędzej czy później. Chcę ci życzyć powodzenia.
Siedziałem w tej pieprzonej kawiarni i patrzyłem, jak moja niedoszła żona mizia się z moim przyjacielem. Kiedyś powiedziałbym, że to nierealne, a jednak.. Nie mogłem powoli tego znieść. Ali wydawała się taka szczęśliwa i miałem wrażenie, że ze mną nigdy taka nie była. Od czasu ślubu czuje się okropnie. Nie chciała mnie Alice ani Leire.. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
- Więc o czym chciałaś pogadać? - zapytałem, kiedy tamta dwójka wyszła.
- O tym, że musimy coś z tym zrobić. To nierealne, żebyśmy się nie spotykali, bo mamy wielu wspólnych znajomych.
- I teraz nagle nie chcesz mnie unikać, co?
- Nie powiedziałam tego. Chodzi mi raczej o to, że nie chcę by było niezręcznie w naszej obecności.
- Wydaje mi się, że jest w porządku - mruknąłem cicho.
- Ale mnie wcale.. - jęknęła. - Przynajmniej to tak nie wyglądało, sądząc po minach Alice i Isco.
- Oni są zakochani i w ogóle się nami nie przejmują.
- A tobie teraz o co chodzi? O to, że powiedziałam, że to nie ma sensu?
- O to, że oni jednak potrafią być razem.
- Niestety nie wszystko ma happy end - warknęła. - Co tak właściwie było pomiędzy nami? Seks?
- Fajnie, że tak to odbierasz - skinąłem głową.
- Więc może to nazwij po swojemu? - przymrużyła powieki. - Zawsze mogłam się poczuć jak taka alternatywa po Alice!
- Ale przyszedłem do ciebie przed ślubem. Wyrzuciłaś mnie - przypomniałem jej.
- A gdybym poprosiła, zrezygnowałbyś z niego? - szepnęła, a mnie troszeczkę ścięło. - No właśnie, Alvaro..
- Może masz rację.. - mruknąłem. - Może między nami nie było nic silnego.
- Zapewne - mruknęła i zaczęła nerwowo miąć białą serwetkę, którą zabrała ze stojaczka. Wbiła w nią wzrok. - Więc nie chcę byśmy się kłócili, ani tego rozpamiętywali. Jesteśmy zwykłymi znajomymi, którzy czasem będą się widywać w gronie znajomych.
- Niech tak zostanie.
- Świetnie - pokiwała głową. - Cieszę się, że doszliśmy do jakiegoś wniosku i zgody.
- Ja też. W końcu i tak muszę wiele spraw sobie poukładać.
- Racja - wysiliła się na lekki uśmiech. - Po prostu tak miało być, a pewnie wyszłoby to wszystko prędzej czy później. Chcę ci życzyć powodzenia.
- Teraz to raczej nic nie da. Mój przyjaciel spotyka się z moją żoną - spojrzałem na nią. - A raczej niedoszłą żoną.
- Do tego, przede wszystkim, powinieneś się przyzwyczaić i pogodzić. Pewnie wam też nie było dane.
- Pojadę już - uśmiechnąłem się lekko. - Do zobaczenia.- Do tego, przede wszystkim, powinieneś się przyzwyczaić i pogodzić. Pewnie wam też nie było dane.
- Na razie - również odpowiedziała uśmiechem. Zostawiłem banknot na stoliku, płacąc za zamówienia i skierowałem się do wyjścia, przy którym się obejrzałem jeszcze na blondynkę, bo sam nie wiedziałem czy o tym, o czym rozmawialiśmy, było prawdą.
LEIRE
Najpierw po rozmowie z całą trójką, a później z samym Vazquezem, czułam się jakoś dziwnie. Isco z Alice skończyli razem, a ja i Alvaro.. Tak jak wyszło, nie było nam to pisane. Gdy mówiłam mu, że powinniśmy się stać zwykłymi znajomymi, czułam pewne ukłucie w sercu. Nie wiedziałam czy do końca tego chciałam.. Musiałam zataić to w sobie, że piłkarz jest dla mnie ważny i skryć to na dnie, razem z wszystkimi uczuciami. Mam zacząć na nowo i on też.
Wróciłam do mieszkania, opowiedziałam o wszystkim Julii i Lii, która przyszła do nas w odwiedziny, po czym dostałam równy opieprz... Dziewczyny pukały się w głowę po tym co usłyszały, bo myślały, że wrócę cała w skowronkach z mianem dziewczyny Alvaro. Niestety, tak nie było.
Zabrałam niewielką torbę, do której wpakowałam trochę ubrań i innych rzeczy. Tak jak rozmyślałam wcześniej, resztę wakacji spędzę u rodziców.
Przez całą, prawie godzinną podróż busem, który tłukł się do miasteczka, w którym się wychowałam, myślałam o tym jak wytłumaczę wszystko rodzicom. Zawsze byłam z nimi blisko i mówiłam im o wszystkim, a odkąd poznałam Alvaro, mówiłam im coraz mniej. Sypianie z mężczyzną, który lada chwila miał być czyimś mężem nie jest powodem do dumy. Miałam z nimi sporo do omówienia..
Na przystanek przyszły obie moje siostry i w dobrym nastroju wróciłyśmy do domu, gdzie od progu wołał mnie cudowny zapach maminego obiadu.
- Kocham tutaj wracać! - powiedziałam z zachwytem, wchodząc do środka.
- Też się cieszę, że jesteś - powiedziała mama, która na chwilę odeszła od kuchenki i ucałowała mnie w czoło.
- Stęskniłam się - wyszczerzyłam się.
- A ja stęskniłam się za Isco! Czemu przyjechałaś bez niego?! - jęczała Sol.
- A ja stęskniłam się za Isco! Czemu przyjechałaś bez niego?! - jęczała Sol.
- Cóż.. Nie czytałaś wiadomości? - spojrzałam na nią.
- Nie - pokręciła głową. - Jakoś nie miałam ostatnio na to czasu. Nie mów mi, że się o coś pokłóciliście?! - otworzyła szeroko oczy. - Może będę miała szanse! - zawołała, a wtedy do kuchni weszła moja najmłodsza siostra.
- Sol, głupia jesteś! - Amaia przewróciła oczami. - Isco ma inną! - zawołała. Mała bardzo przypominała mnie, kiedy byłam w jej wieku. Zawsze o wszystkim poinformowana, a inni mówią, że nawet wyglądamy identycznie.
- Sol, głupia jesteś! - Amaia przewróciła oczami. - Isco ma inną! - zawołała. Mała bardzo przypominała mnie, kiedy byłam w jej wieku. Zawsze o wszystkim poinformowana, a inni mówią, że nawet wyglądamy identycznie.
- Jak to ma inną? Kochanie, co się stało? - zainteresowała się mama.
- To dosyć długa historia - skrzywiłam się.
- Porwał jakąś sprzed ołtarza - machnęła ręką Amaia.
- Porwał jakąś sprzed ołtarza - machnęła ręką Amaia.
- O matko.. - mruknęła mama. - Muszę usiąść.
- Jak on mógł tak postąpić! - zawyła Sol i pobiegła do swojego pokoju.
- Normalnie dom wariatów - skomentowała najmłodsza i również wyszła z pomieszczenia, a mama usiadła przy stole.
- Jest teraz szczęśliwy - lekko się uśmiechnęłam. - I rozstaliśmy się wcześniej.
- Leire, słońce - ścisnęła moją dłoń. - Zdradzał cię z nią?
- Jakiś czas tak - skinęłam lekko głową.
- No typowy facet - pokręciła głową. - Nie przejmuj się nim, jeżeli wywinął taką akcję, to w przyszłości pewnie nabroiłby jeszcze więcej.. A miałam go za takiego porządnego!
- Ja też miałam romans - szepnęłam.
- Leire! - krzyknęła na mnie. - Jaki romans?! Co to za chłopak?
- To taka dziwna sytuacja.. To pan młody z tego ślubu.
- Córeczko.. Ja już wiedziałam wtedy, gdy chciałaś wymienić roczną Sol na nowy rower z koleżanką, że wyroście z ciebie niezłe ziółko, ale aż takie?!
- Troszeczkę się pogubiłam tylko - wzruszyłam ramionami.
- No dobrze. Rozumiem, że Isco jest z tą dziewczyną, tak? A ty i ten chłopak?
- Oni są razem, a my.. To jednak nie było to.
- I zgaduję, że dlatego tutaj jesteś? - zapytała, a ja pokiwałam głową i spojrzałam na nią niepewnie. Wstała i podeszła do mnie. - Moja córeczka - powiedziała i przytuliła mnie.
- Dziękuje, mamo. Jesteś najlepsza - szepnęłam.
- W końcu udało mi się wytrzymać z takimi trzema niesfornymi stworzeniami z czwartym najgorszym na czele - zaśmiała się, a ja po niej. Oczywiście miała na myśli ojca.
- Czyli mogę liczyć na ciepły i pyszny obiadek każdego dnia?
- Oczywiście! Zostaniesz tyle ile zechcesz. Niedawno wprowadził się tu taki wdowiec z dwoma synami w podobnym do ciebie wieku, wiesz...
- Mamo, na razie nie mam chęci na flirty i randki - pokręciłam głową.
- No dobrze, dobrze.
- Mamo, na razie nie mam chęci na flirty i randki - pokręciłam głową.
- No dobrze, dobrze.
- Tak, więc zostaje tutaj do końca wakacji, a później wracam do Madrytu. Będę mieszkać z Julią - pokiwałam głową.
- I jesteś tego pewna? - zapytała z troską w głosie.
- Pewna tego, że zostaję czy że wracam do Madrytu?
- Że wracasz. W domu zawsze możesz zostać.
- Mamo, chcę skończyć studia i później znaleźć tam dobrą pracę - westchnęłam.
- Dobrze, niech będzie - wstała i podniosła ręce do góry. - Zawołaj dziewczyny na obiad. Sol pewnie płaczę w poduszkę - zaśmiała się.
- Jasne - uśmiechnęłam się. - Będę musiała jeszcze z nią o tym poważnie porozmawiać. Czasami przesadza - dodałam i ruszyłam schodami na górę. Chciałabym by te wakacje były udane. By było tak, zanim wyjechałam do Madrytu i poznałam Alarcona. Rodzice zawsze wychodzili do pracy na różne zmiany, a ja jako najstarsza rozdzielałam wtedy obowiązki między nas trzy. Amaia robiła za tą wymądrzałą i wygadaną, Sol za bujającą w obłokach, a ja tą szaloną z najbardziej wybuchowymi pomysłami.
- Pewna tego, że zostaję czy że wracam do Madrytu?
- Że wracasz. W domu zawsze możesz zostać.
- Mamo, chcę skończyć studia i później znaleźć tam dobrą pracę - westchnęłam.
- Dobrze, niech będzie - wstała i podniosła ręce do góry. - Zawołaj dziewczyny na obiad. Sol pewnie płaczę w poduszkę - zaśmiała się.
- Jasne - uśmiechnęłam się. - Będę musiała jeszcze z nią o tym poważnie porozmawiać. Czasami przesadza - dodałam i ruszyłam schodami na górę. Chciałabym by te wakacje były udane. By było tak, zanim wyjechałam do Madrytu i poznałam Alarcona. Rodzice zawsze wychodzili do pracy na różne zmiany, a ja jako najstarsza rozdzielałam wtedy obowiązki między nas trzy. Amaia robiła za tą wymądrzałą i wygadaną, Sol za bujającą w obłokach, a ja tą szaloną z najbardziej wybuchowymi pomysłami.
Można by myśleć, że to koniec tej historii, nooooo... No ale nie :)
Z tego tekstu o wymienieniu młodszej siostry śmieję się do dzisiaj! ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie komentuję. Ale teraz będzie jeszcze ciekawiej, a ja jednak nie doczytałam do końca ;) Więc postaram sie jakieś komentarze smarować.
Jesteście wspaniałe!
Niezłe ziółko :))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że im wyjdzie :)
Czekam na nowość! :)