3 LATA PÓŹNIEJ
LEIRE
Weszłam do dużej szatni pełnej szafek pracowników. W końcu skończyłam swój dyżur i mogłam odsapnąć. Otworzyłam podłużne drzwiczki i wyjęła dużą butelkę z wodą mineralną. Usiadłam na ławce i upiłam kilka łyków wody, zsuwając z nóg białe trampki. Zdjęłam gumkę, która trzymała moje włosy i je rozpuściłam. Zaczęłam zdejmować dwój jasnoniebieski lekarski strój by zamienić go na moje ubrania. Byłam już prawie gotowa, kiedy obok mnie pojawiła się uśmiechnięta Alice, która miała staż w tym samym szpitalu co ja. Żona mojego byłego chłopaka wybrała chirurgie, a ja postawiłam na anestezjologię. Tak jakoś się umówiłyśmy i z racji, że dość mocno przez ten czas zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić, wybrałyśmy jeden szpital. Kto by wtedy pomyślał, że staniemy się najlepszymi przyjaciółkami.
- Hej, jak ci minął dzień? - zapytałam, rozczesując swoje długie włosy.
- Ciężko. Hektor zabrał mnie dziś na blok - skrzywiła się. - Niestety nie udało się nam. Nienawidzę tego.
- Zazdroszczę ci.. Ten głupi babsztyl rzadko kiedy zabiera ze sobą stażystów - pokręciłam głową. - Wszyscy chwalą wielką panią doctor Costę, ale ja tam nie jestem zadowolona, że akurat ją mam za opiekunkę stażu - westchnęłam.
- A to, że ten nowy chirurg robi do ciebie maślane oczka nic na to nie wskóra? - zaśmiała się cicho i wyjęła swoje rzeczy z szafki obok. Jakieś trzy tygodnie temu do grona lekarzy w tym szpitalu dołączył nowy chirurg, Eric Fernandez, 34 lata, rozwodnik bez dzieci. Pielęgniarki dość szybko zrobiły o nim wywiad, ponieważ jest na co popatrzeć! Wszystkie zaczęły do niego wzdychać, ale.. Ale to mnie pewnego dnia zaprosił na kawę w szpitalnej kawiarence. I od tego momentu wszystkie muszą mi dogryzać.
- Bardzo zabawne - pokręciłam głową. - Ty.. Pomimo wszystko masz jednak dobry humor! Co jest? - wyszczerzyłam się, a ta spuściła wzrok i nieśmiało się uśmiechnęła.
- Bo jestem bardzo szczęśliwa - mruknęła tajemniczo.
- No hej! - zmarszczyłam czoło. - Będę cię męczyć dopóki mi nie powiesz!
- Powiedziałam tylko, że jestem szczęśliwa!
- Alice! Wiesz, że jestem bardzo ciekawską osobą, więc mów.
- Dobrze, ale nikomu nic nie mów - uśmiechnęła się szeroko. - Jestem w ciąży.
- Naprawdę?! - pisnęłam i w tej samej sekundzie mocno ją przytuliłam. - Jeju, jak się cieszę!
- Ja też! W końcu się nam udało.
- A jak Isco? Wie już?
- Jako pierwszy! To tak zdolna bestia, że sam się domyślił, kiedy zaczęłam rano latać do łazienki - zachichotała.
- Teraz będzie chodził dumny niczym paw - dodałam.
- Należy mu się - ciągle się uśmiechała. - Wystarczyło się tylko trochę rozluźnić i jest mały Alarcon!
- To świetnie. Czyli to chwilowy koniec z naszymi babskimi wypadami na drinka? = zaśmiałam się.
- Dzidziuś jest najważniejszy - pogłaskała się po płaskim brzuchu. - To już drugi miesiąc.
- I pięknie - pokiwałam głową. - Naprawdę się cieszę! Idziemy gdzieś czy śpieszysz się do swojego księcia?
- Wiesz, że lubi po treningu sobie zjeść, więc będzie w domu później - zaśmiała się.
- Zawsze był bałaganiarzem i żarłokiem, nic tego nie zmieniło.
- I za to go kocham.. Uwielbiam chodzić po domu z koszem do prania i zbierać jego brudy. Jednak mam nadzieje, że przy dziecku będzie mi pomagał.
- I oby tak było - pokiwałam głową. - Ale ja też ci się pochwalę, bo Eric zaprosił mnie do kina.
- Jest mega seksowny - puściła do mnie oczko. - I tylko mi nie mów, że jeszcze się zastanawiasz!
- Na początku się zastanawiałam, ale później powiedział bardzo poważnie, że to może być pierwszy i ostatni wieczór w którym oboje nie mamy dyżuru - zaśmiałam się.
- Bo to akurat prawda. Cieszę się, że się zgodziłaś.
- No dobrze, chodźmy już - zabrałam swoją torebkę i zamknęłam szafkę.
- Więc co zakładasz?
- Na spotkanie z Ericiem? No błagam cię, ubiorę się normalnie! - wywróciłam oczami. Wyszłyśmy z pomieszczenia i ruszyłyśmy korytarzem do windy.
- To randka, a nie spotkanie!
- Nie łódź się, że wskoczę dla niego w sukienkę i szpilki! Takie wyjątki robię tylko na specjalne okazje. Czyli ostatnio... - zamyśliłam się. - O, tak! Wasz ślub.
- To było bardzo dawno temu, Leire!
- I o to chodzi.. Nie i koniec!
- Powinnaś się wystroić dla jakiegoś faceta i iść na całość. Boje się pomyśleć, że ostatnim facetem, z którym spałaś jest mój mąż - spojrzała na mnie.
- Tak właściwie, to z twoim niedoszłym mężem - przygryzłam wargę i nacisnęłam guzik z parterem, po czym drzwi windy się zasunęły.
- Jeszcze lepiej - machnęła dłonią, śmiejąc się.
- Po prostu nie miałam szczęścia do facetów. Całkowicie zajęłam się studiami.
- Podaruj sobie odrobinę szczęścia, Leire. Samotność nie służy nikomu.
- Daj spokój - machnęłam ręką. - Już dawno zapomniałam co to "iść na całość"..
- Eric mógłby ci przypomnieć!
- Nie wskoczę mu do łóżka na pierwszej randce, ej! - jęknęłam, a wtedy drzwi windy się otworzyły i do środka weszło dwie pielęgniarki z innego oddziału.
- Ciekawe co na to by powiedział Alvaro - zaśmiała się pod nosem.
- Co mu do tego, co z kim robię? - mruknęłam cicho.
- Nic, zupełnie nic - wzruszyła ramionami.
- No właśnie - westchnęłam i winda zatrzymała się na parterze. Wyszłyśmy i ruszyłyśmy do wyjścia. - Poza tym, ja tam nie nie mówię kiedy on zaczyna się z kimś spotykać.
- Bo on tego nie robi - spojrzała na mnie. - Nawet na ślubie był sam.
- To jest jego wybór - wzruszyłam ramionami.
- Przy mnie nie musisz udawać, Leire. Wiem, że coś do siebie czujecie, to widać!
- Razem z Isco nadajecie niczym stara płyta.. Powtarzacie się, a wcale tak nie jest. Dogadaliśmy się jak dwójka dorosłych ludzi, przyjaźnimy się i tyle..
- No dobrze, niech ci będzie - wzruszyła ramionami. - Jedziesz prosto do domu? Mogłabyś mnie podrzucić? - zapytała, zmieniając temat. Dobrze wiedziała, że nic ze mnie nie wyciągnie.
- Mogę cię podrzucić. Nie ma problemu - powiedziałam i nacisnęłam na mały guziczek przy kluczykach, a mój samochód "zapiszczał". W tym momencie obok zatrzymał się drugi pojazd, a kierowca odsunął szybę. Był to oczywiście Alarcon.
- Witam piękne panie - uśmiechnął się szeroko.
- Witamy pana - zaśmiałam się. - No to nici z podwózki - spojrzałam na przyjaciółkę.
- Jak widać nie, ale następnym razem na pewno skorzystam - uśmiechnęła się, podchodząc do samochodu męża i cmokając go w usta. Chyba nigdy im się nie znudzi ta czułość.. - Wpadnij do nas wieczorem, to pogadamy o Ericu - puściła do mnie oczko.
- A wy znowu o tym nowym lekarzu? - zaśmiał się piłkarz, a Ali wtedy obeszła samochód i wsiadła na miejsce pasażera.
- Gdybyś wyglądał jak on to też by o tobie mówili. Prawda, Leire?
- To oczywiste! - pokiwałam głową. - No dobra, ja będę już jechać, bo jestem padnięta - wrzuciłam swoją torbę na tylne siedzenie w samochodzie.
- Do zobaczenia! - pokiwał mi Isco i zasunął szybę. Po chwili już ich nie było.
Wsiadłam do pojazdu i włożyłam kluczyki do stacyjki. Odpaliłam go i wyjechałam z parkingu. Marzyłam o gorącym prysznicu i drzemce.
ISCO
Leżałem na kanapie z swoją kobietą i wpatrywałem się w tv, ale niewiele rozumiałem z filmu. Rozmyślałem teraz o wszystkim.. Moje życie prywatne jest cudowne. Mam Ali, która jest przewspaniałą żonę i za kilka miesięcy urodzi się nam pierwsze dziecko. Długo się o nie staraliśmy, więc teraz cieszymy się podwójnie. Niestety me życiue zawodowe nie jest już tak dobre.. Od kilku lat gram dla Realu Madryt i w ostatnich miesiącach moja rola w klubie znacznie się zmniejszyła, a nadal czuje głód gry. Nadal jestem mody i chce grać, więc coraz częściej myślę o zmianie klubu. Może w okienku zimowym.. Trzeba to rozważyć.
- O czym myślisz? - szepnęła Ali.
- O tobie i maluszku - odparłem, całując ją w czoło.
- Nie martw się, będzie z ciebie dobry tatuś - zaśmiła się cicho.
- Nawet w to nie wątpię!
- I dobrze - uśmiechnęła się. - Będzie cudownie, wiem o tym!
- Mały Alarcon w drodze.. To cudowne - uśmiechnąłem się szeroko. - Jeśli to będzie chłopczyk, to nazwiemy go Isco Junior.
- Jakie wymagania! - pokręciła głową. - Zastanowię się - puściła mi oczko. - Leire przedtem mi napisała, że jednak wpadnie i powinna być niedługo - popatrzyła na mnie.
- Znów będę musiał słuchać waszych zachwytów nad tym lekarzem! Czy ja ci się jeszcze podobam, skarbie? - teraz pytałem całkiem serio.
- A czy ty jesteś zazdrosny, mój drogi? - zmarszczyła brew, a jej mina mówiła wszystko.. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem. - Bardzo mi się podobasz! A o kimś trzeba poplotkować - kiwnęła głową. - Może uda się ją z nim zeswatać!
- Ona będzie z Alvaro, sama zobaczysz - zaśmiałem się.
- Ona ciągle zaprzecza, że między nimi cokolwiek jest! - jęknęła.
- Bo teraz nie jes, ale kiedyś bylo. Myślisz, że Alvaro zaryzykowałby rozpad waszego związku dla zwykłej dziewczyny? On ją kocha, Ali.
- Oboje są głupi - westchnęła i wtedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. - Kochanie, mógłbyś? - Ali zatrzepotała rzęsami. Tak, to jest mój leniuszek, który wiecznie mnie wykorzystuje.
- Podziękujesz mi w nocy - cmonąłem ją w usta i wstałem. Podreptałem do wejścia i otworzyłem, a przed drzwiami stał uśmiechnięty Vazquez. A to niespodzianka! - Siema, stary. Wchodź do środka.
- No cześć - odezwał się, przekroczył próg i uścisnęliśmy sobie dłonie. - Witam panią domu - wyszczerzył się do Alice.
- Cześć, Alvaro - pomachała mu. - Co tam masz? - spojrzała na jego dłoń.
- Super, zajebistą grę!
- Ali, zrobisz popcorn? - od razu zrobiłem słodką minkę do żony.
- Gorzej z wami niż z dziećmi - zaśmiała się i wstała z kanapy. Od razu podreptała do kuchni, a my rozsiedliśmy się przed telewizorem i konsolą. Wszystko się włączało, a znów w pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek.
- Isco, otwórz! - usłyszałem krzyk żony. Wstałem z kanapy, a Alvaro skwitował to śmiechem.
- Ty też tak kiedyś będziesz miał, zobaczysz! - wskazałem na niego i poszedłem do drzwi.
- Cześć, Leire. Miło, że wpadłaś - powiedziałem, kiedy weszła do środka. Spojrzała na mnie i pokręciła tylko głową.
- Gdzie Ali?
- W kuchni - uśmiechnąłem się. Podziękowała, w przelocie rzuciła krótkie "cześć" do Vazqueza i zniknęła w pomieszczeniu obok. Ja wróciłem na kanapę i wziąłem do ręki swojego pada.
- Możemy grać!
- A tak, moja droga wygląda mąż, który nadal jest dzieckiem - usłyszałem po chwili głos swojej żony, która weszła do dużego pokoju razem z Leire i dwiema dużymi miskami pełnymi popcornu.
- I który będzie miał dziecko - zaśmiała się.
- Hej, nie nabijajcie się ze mnie!
- Z kogoś trzeba - podsumowała blondynka i rozsiadła się na drugiej połowie kanapy obok Vazqueaza, biorąc do ręki trochę popcornu. - Co to znów za gra? - skrzywiła się.
- I tak się nie znasz! - pokazał jej język.
- Nie znam się?! - zmierzyła go wzrokiem. - A kto cię ostatnio ograł w Fifie? Dałeś się niczym małe dziecko, Alvaro!
- Zawsze był słaby! - naśmiewała się Ali.
- Potwierdzam! - uniosłem rękę do góry, niczym uczeń w szkole. - Wybacz, stary, ale zwykle ktoś musi przegrywać.
- Ale z was mądrale!
- No dobra, jak macie grać to grajcie, bo inaczej przejmujemy pilota i telewizor - zarządziła Alice.
- O nie, kochanie! Cały wieczór oglądałem twoje romansidła - wyszczerzyłem do niej ząbki. - Teraz ja króluje.
- Tak, wmawiaj sobie - zaśmiała się i cmoknęła mnie. Chciała się odsunąć, ale jej nie pozwoliłem i wpiłem się w jej usta. W tej chwili usłyszeliśmy buczenie ze strony naszych przyjaciół i któreś z nich nawet rzuciło w nas ziarenkami popcornu!
- Ej, co to ma znaczyć?!
- Nic - powiedzieli jednocześnie, a gdy spojrzeliśmy w ich stronę, każde z nich wskazywało na siebie, to znaczy: Alvaro na Leire i Leire na Alvaro.
- Widziałeś to, Isco? Chcieli wojnę, to będą ją mieli! - Ali sięgnęła po miskę z popcornem i zaczęła rzucać w tamtą dwójkę. W tej chwili tamci przysunęli do siebie tę drugą i po niedługim czasie, dosłownie wszędzie leżał popcorn, a gdy nam to nie wystarczyło, sięgnęliśmy po poduszki i wtedy walka stała się o wiele bardziej zacięta, niż ta z jedzeniem.
- Hej, uważajcie na mnie! Jestem z was najmniejsza! - śmiała się Alice.
- To nic nie zmienia - zawołał Alvaro, po czym porządnie od niego oberwałem. Poduszką, bo poduszką, ale to poczułem.
- O ty! Nie wyjdziesz z tego żywy! - krzyknąłem i zacząłem go gonić z poduszką po całym salonie. Dziewczyny stały obok i chichotały. Zaczął okrążać cały pokój, a gdy chciał skrócić sobie drogę skacząc przez oparcie kanapy... Coś mu nie wyszło, bo zahaczył o nią. Kanapa się przewróciła do tyłu, Alvaro na nią, a gdy leciał w ostatniej chwili złapał się koszulki Leire, która z piskiem upadła tam razem z nim. I to był ten moment gdy nie wiedziałem czy mam się śmiać czy ich ratować...
- Masz za swoje! - krzyknęła Ali, która nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
- A to wcale nie jest zabawne - powiedziała z grymasem Alvarez i po woli zaczęła się podnosić. - Vazquez, nie mogłeś złapać się czegoś innego?! - zaczęła na niego krzyczeć.
- Spokojnie, Leire. To nie było specjalnie - próbowałem załagodzić sytuację. - To tylko zabawa.
- Będę miała siniaki po tej zabawie - pokręciła głową i jednak podała dłoń Alvaro, by pomóc mu wstać.
- Ja też - Ali zrobiła smutną minkę. - Może teraz odpoczniemy, co?
- Jak najbardziej jestem za! - odezwał się piłkarz Getafe i razem postawiliśmy kanapę do pionu. Usiedliśmy tak samo jak wcześniej, tylko teraz wszędzie walał się popcorn.
- Leire, zadecydowałaś już w co jutro wieczorem się ubierasz? - zaśmiała się moja Ali i przytuliła do mojego boku. Leire wtedy tylko wywróciła oczami.
- Nie, jeszcze nie.
- A co? Randkę masz? - zainteresował się Alvaro.
- Pewnie, że ma! - zawołała radośnie Alice.
- Żadna randka - blondynka pokręciła głową. - Po prostu Eric zaprosił mnie jutro do kina.
- No, no - poruszyłem znacząco brwiami. - Tak to się teraz nazywa.
- Teraz będziecie sobie ze mnie używać? - westchnęła.
- Dobra, już nic nie będziemy mówić. Porozmawiajmy o czymś innym - odezwała się Ali. - Możemy o nas - wyszczerzyła się.
- O nie - jęknął Vazquez i wstał z kanapy. - To ja się będę zbierać.
- Ja też - dodała Leire, a ja z żoną spojrzeliśmy na siebie. Ech.. Ta dwójka jest dla siebie stworzona, ale jeszcze nie chcą się do tego przyznać. Jestem ciekaw, kiedy to nastąpi.
Weszłam do dużej szatni pełnej szafek pracowników. W końcu skończyłam swój dyżur i mogłam odsapnąć. Otworzyłam podłużne drzwiczki i wyjęła dużą butelkę z wodą mineralną. Usiadłam na ławce i upiłam kilka łyków wody, zsuwając z nóg białe trampki. Zdjęłam gumkę, która trzymała moje włosy i je rozpuściłam. Zaczęłam zdejmować dwój jasnoniebieski lekarski strój by zamienić go na moje ubrania. Byłam już prawie gotowa, kiedy obok mnie pojawiła się uśmiechnięta Alice, która miała staż w tym samym szpitalu co ja. Żona mojego byłego chłopaka wybrała chirurgie, a ja postawiłam na anestezjologię. Tak jakoś się umówiłyśmy i z racji, że dość mocno przez ten czas zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić, wybrałyśmy jeden szpital. Kto by wtedy pomyślał, że staniemy się najlepszymi przyjaciółkami.
- Hej, jak ci minął dzień? - zapytałam, rozczesując swoje długie włosy.
- Ciężko. Hektor zabrał mnie dziś na blok - skrzywiła się. - Niestety nie udało się nam. Nienawidzę tego.
- Zazdroszczę ci.. Ten głupi babsztyl rzadko kiedy zabiera ze sobą stażystów - pokręciłam głową. - Wszyscy chwalą wielką panią doctor Costę, ale ja tam nie jestem zadowolona, że akurat ją mam za opiekunkę stażu - westchnęłam.
- A to, że ten nowy chirurg robi do ciebie maślane oczka nic na to nie wskóra? - zaśmiała się cicho i wyjęła swoje rzeczy z szafki obok. Jakieś trzy tygodnie temu do grona lekarzy w tym szpitalu dołączył nowy chirurg, Eric Fernandez, 34 lata, rozwodnik bez dzieci. Pielęgniarki dość szybko zrobiły o nim wywiad, ponieważ jest na co popatrzeć! Wszystkie zaczęły do niego wzdychać, ale.. Ale to mnie pewnego dnia zaprosił na kawę w szpitalnej kawiarence. I od tego momentu wszystkie muszą mi dogryzać.
- Bardzo zabawne - pokręciłam głową. - Ty.. Pomimo wszystko masz jednak dobry humor! Co jest? - wyszczerzyłam się, a ta spuściła wzrok i nieśmiało się uśmiechnęła.
- Bo jestem bardzo szczęśliwa - mruknęła tajemniczo.
- No hej! - zmarszczyłam czoło. - Będę cię męczyć dopóki mi nie powiesz!
- Powiedziałam tylko, że jestem szczęśliwa!
- Alice! Wiesz, że jestem bardzo ciekawską osobą, więc mów.
- Dobrze, ale nikomu nic nie mów - uśmiechnęła się szeroko. - Jestem w ciąży.
- Naprawdę?! - pisnęłam i w tej samej sekundzie mocno ją przytuliłam. - Jeju, jak się cieszę!
- Ja też! W końcu się nam udało.
- A jak Isco? Wie już?
- Jako pierwszy! To tak zdolna bestia, że sam się domyślił, kiedy zaczęłam rano latać do łazienki - zachichotała.
- Teraz będzie chodził dumny niczym paw - dodałam.
- Należy mu się - ciągle się uśmiechała. - Wystarczyło się tylko trochę rozluźnić i jest mały Alarcon!
- To świetnie. Czyli to chwilowy koniec z naszymi babskimi wypadami na drinka? = zaśmiałam się.
- Dzidziuś jest najważniejszy - pogłaskała się po płaskim brzuchu. - To już drugi miesiąc.
- I pięknie - pokiwałam głową. - Naprawdę się cieszę! Idziemy gdzieś czy śpieszysz się do swojego księcia?
- Wiesz, że lubi po treningu sobie zjeść, więc będzie w domu później - zaśmiała się.
- Zawsze był bałaganiarzem i żarłokiem, nic tego nie zmieniło.
- I za to go kocham.. Uwielbiam chodzić po domu z koszem do prania i zbierać jego brudy. Jednak mam nadzieje, że przy dziecku będzie mi pomagał.
- I oby tak było - pokiwałam głową. - Ale ja też ci się pochwalę, bo Eric zaprosił mnie do kina.
- Jest mega seksowny - puściła do mnie oczko. - I tylko mi nie mów, że jeszcze się zastanawiasz!
- Na początku się zastanawiałam, ale później powiedział bardzo poważnie, że to może być pierwszy i ostatni wieczór w którym oboje nie mamy dyżuru - zaśmiałam się.
- Bo to akurat prawda. Cieszę się, że się zgodziłaś.
- No dobrze, chodźmy już - zabrałam swoją torebkę i zamknęłam szafkę.
- Więc co zakładasz?
- Na spotkanie z Ericiem? No błagam cię, ubiorę się normalnie! - wywróciłam oczami. Wyszłyśmy z pomieszczenia i ruszyłyśmy korytarzem do windy.
- To randka, a nie spotkanie!
- Nie łódź się, że wskoczę dla niego w sukienkę i szpilki! Takie wyjątki robię tylko na specjalne okazje. Czyli ostatnio... - zamyśliłam się. - O, tak! Wasz ślub.
- To było bardzo dawno temu, Leire!
- I o to chodzi.. Nie i koniec!
- Powinnaś się wystroić dla jakiegoś faceta i iść na całość. Boje się pomyśleć, że ostatnim facetem, z którym spałaś jest mój mąż - spojrzała na mnie.
- Tak właściwie, to z twoim niedoszłym mężem - przygryzłam wargę i nacisnęłam guzik z parterem, po czym drzwi windy się zasunęły.
- Jeszcze lepiej - machnęła dłonią, śmiejąc się.
- Po prostu nie miałam szczęścia do facetów. Całkowicie zajęłam się studiami.
- Podaruj sobie odrobinę szczęścia, Leire. Samotność nie służy nikomu.
- Daj spokój - machnęłam ręką. - Już dawno zapomniałam co to "iść na całość"..
- Eric mógłby ci przypomnieć!
- Nie wskoczę mu do łóżka na pierwszej randce, ej! - jęknęłam, a wtedy drzwi windy się otworzyły i do środka weszło dwie pielęgniarki z innego oddziału.
- Ciekawe co na to by powiedział Alvaro - zaśmiała się pod nosem.
- Co mu do tego, co z kim robię? - mruknęłam cicho.
- Nic, zupełnie nic - wzruszyła ramionami.
- No właśnie - westchnęłam i winda zatrzymała się na parterze. Wyszłyśmy i ruszyłyśmy do wyjścia. - Poza tym, ja tam nie nie mówię kiedy on zaczyna się z kimś spotykać.
- Bo on tego nie robi - spojrzała na mnie. - Nawet na ślubie był sam.
- To jest jego wybór - wzruszyłam ramionami.
- Przy mnie nie musisz udawać, Leire. Wiem, że coś do siebie czujecie, to widać!
- Razem z Isco nadajecie niczym stara płyta.. Powtarzacie się, a wcale tak nie jest. Dogadaliśmy się jak dwójka dorosłych ludzi, przyjaźnimy się i tyle..
- No dobrze, niech ci będzie - wzruszyła ramionami. - Jedziesz prosto do domu? Mogłabyś mnie podrzucić? - zapytała, zmieniając temat. Dobrze wiedziała, że nic ze mnie nie wyciągnie.
- Mogę cię podrzucić. Nie ma problemu - powiedziałam i nacisnęłam na mały guziczek przy kluczykach, a mój samochód "zapiszczał". W tym momencie obok zatrzymał się drugi pojazd, a kierowca odsunął szybę. Był to oczywiście Alarcon.
- Witam piękne panie - uśmiechnął się szeroko.
- Witamy pana - zaśmiałam się. - No to nici z podwózki - spojrzałam na przyjaciółkę.
- Jak widać nie, ale następnym razem na pewno skorzystam - uśmiechnęła się, podchodząc do samochodu męża i cmokając go w usta. Chyba nigdy im się nie znudzi ta czułość.. - Wpadnij do nas wieczorem, to pogadamy o Ericu - puściła do mnie oczko.
- A wy znowu o tym nowym lekarzu? - zaśmiał się piłkarz, a Ali wtedy obeszła samochód i wsiadła na miejsce pasażera.
- Gdybyś wyglądał jak on to też by o tobie mówili. Prawda, Leire?
- To oczywiste! - pokiwałam głową. - No dobra, ja będę już jechać, bo jestem padnięta - wrzuciłam swoją torbę na tylne siedzenie w samochodzie.
- Do zobaczenia! - pokiwał mi Isco i zasunął szybę. Po chwili już ich nie było.
Wsiadłam do pojazdu i włożyłam kluczyki do stacyjki. Odpaliłam go i wyjechałam z parkingu. Marzyłam o gorącym prysznicu i drzemce.
ISCO
Leżałem na kanapie z swoją kobietą i wpatrywałem się w tv, ale niewiele rozumiałem z filmu. Rozmyślałem teraz o wszystkim.. Moje życie prywatne jest cudowne. Mam Ali, która jest przewspaniałą żonę i za kilka miesięcy urodzi się nam pierwsze dziecko. Długo się o nie staraliśmy, więc teraz cieszymy się podwójnie. Niestety me życiue zawodowe nie jest już tak dobre.. Od kilku lat gram dla Realu Madryt i w ostatnich miesiącach moja rola w klubie znacznie się zmniejszyła, a nadal czuje głód gry. Nadal jestem mody i chce grać, więc coraz częściej myślę o zmianie klubu. Może w okienku zimowym.. Trzeba to rozważyć.
- O czym myślisz? - szepnęła Ali.
- O tobie i maluszku - odparłem, całując ją w czoło.
- Nie martw się, będzie z ciebie dobry tatuś - zaśmiła się cicho.
- Nawet w to nie wątpię!
- I dobrze - uśmiechnęła się. - Będzie cudownie, wiem o tym!
- Mały Alarcon w drodze.. To cudowne - uśmiechnąłem się szeroko. - Jeśli to będzie chłopczyk, to nazwiemy go Isco Junior.
- Jakie wymagania! - pokręciła głową. - Zastanowię się - puściła mi oczko. - Leire przedtem mi napisała, że jednak wpadnie i powinna być niedługo - popatrzyła na mnie.
- Znów będę musiał słuchać waszych zachwytów nad tym lekarzem! Czy ja ci się jeszcze podobam, skarbie? - teraz pytałem całkiem serio.
- A czy ty jesteś zazdrosny, mój drogi? - zmarszczyła brew, a jej mina mówiła wszystko.. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem. - Bardzo mi się podobasz! A o kimś trzeba poplotkować - kiwnęła głową. - Może uda się ją z nim zeswatać!
- Ona będzie z Alvaro, sama zobaczysz - zaśmiałem się.
- Ona ciągle zaprzecza, że między nimi cokolwiek jest! - jęknęła.
- Bo teraz nie jes, ale kiedyś bylo. Myślisz, że Alvaro zaryzykowałby rozpad waszego związku dla zwykłej dziewczyny? On ją kocha, Ali.
- Oboje są głupi - westchnęła i wtedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. - Kochanie, mógłbyś? - Ali zatrzepotała rzęsami. Tak, to jest mój leniuszek, który wiecznie mnie wykorzystuje.
- Podziękujesz mi w nocy - cmonąłem ją w usta i wstałem. Podreptałem do wejścia i otworzyłem, a przed drzwiami stał uśmiechnięty Vazquez. A to niespodzianka! - Siema, stary. Wchodź do środka.
- No cześć - odezwał się, przekroczył próg i uścisnęliśmy sobie dłonie. - Witam panią domu - wyszczerzył się do Alice.
- Cześć, Alvaro - pomachała mu. - Co tam masz? - spojrzała na jego dłoń.
- Super, zajebistą grę!
- Ali, zrobisz popcorn? - od razu zrobiłem słodką minkę do żony.
- Gorzej z wami niż z dziećmi - zaśmiała się i wstała z kanapy. Od razu podreptała do kuchni, a my rozsiedliśmy się przed telewizorem i konsolą. Wszystko się włączało, a znów w pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek.
- Isco, otwórz! - usłyszałem krzyk żony. Wstałem z kanapy, a Alvaro skwitował to śmiechem.
- Ty też tak kiedyś będziesz miał, zobaczysz! - wskazałem na niego i poszedłem do drzwi.
- Cześć, Leire. Miło, że wpadłaś - powiedziałem, kiedy weszła do środka. Spojrzała na mnie i pokręciła tylko głową.
- Gdzie Ali?
- W kuchni - uśmiechnąłem się. Podziękowała, w przelocie rzuciła krótkie "cześć" do Vazqueza i zniknęła w pomieszczeniu obok. Ja wróciłem na kanapę i wziąłem do ręki swojego pada.
- Możemy grać!
- A tak, moja droga wygląda mąż, który nadal jest dzieckiem - usłyszałem po chwili głos swojej żony, która weszła do dużego pokoju razem z Leire i dwiema dużymi miskami pełnymi popcornu.
- I który będzie miał dziecko - zaśmiała się.
- Hej, nie nabijajcie się ze mnie!
- Z kogoś trzeba - podsumowała blondynka i rozsiadła się na drugiej połowie kanapy obok Vazqueaza, biorąc do ręki trochę popcornu. - Co to znów za gra? - skrzywiła się.
- I tak się nie znasz! - pokazał jej język.
- Nie znam się?! - zmierzyła go wzrokiem. - A kto cię ostatnio ograł w Fifie? Dałeś się niczym małe dziecko, Alvaro!
- Zawsze był słaby! - naśmiewała się Ali.
- Potwierdzam! - uniosłem rękę do góry, niczym uczeń w szkole. - Wybacz, stary, ale zwykle ktoś musi przegrywać.
- Ale z was mądrale!
- No dobra, jak macie grać to grajcie, bo inaczej przejmujemy pilota i telewizor - zarządziła Alice.
- O nie, kochanie! Cały wieczór oglądałem twoje romansidła - wyszczerzyłem do niej ząbki. - Teraz ja króluje.
- Tak, wmawiaj sobie - zaśmiała się i cmoknęła mnie. Chciała się odsunąć, ale jej nie pozwoliłem i wpiłem się w jej usta. W tej chwili usłyszeliśmy buczenie ze strony naszych przyjaciół i któreś z nich nawet rzuciło w nas ziarenkami popcornu!
- Ej, co to ma znaczyć?!
- Nic - powiedzieli jednocześnie, a gdy spojrzeliśmy w ich stronę, każde z nich wskazywało na siebie, to znaczy: Alvaro na Leire i Leire na Alvaro.
- Widziałeś to, Isco? Chcieli wojnę, to będą ją mieli! - Ali sięgnęła po miskę z popcornem i zaczęła rzucać w tamtą dwójkę. W tej chwili tamci przysunęli do siebie tę drugą i po niedługim czasie, dosłownie wszędzie leżał popcorn, a gdy nam to nie wystarczyło, sięgnęliśmy po poduszki i wtedy walka stała się o wiele bardziej zacięta, niż ta z jedzeniem.
- Hej, uważajcie na mnie! Jestem z was najmniejsza! - śmiała się Alice.
- To nic nie zmienia - zawołał Alvaro, po czym porządnie od niego oberwałem. Poduszką, bo poduszką, ale to poczułem.
- O ty! Nie wyjdziesz z tego żywy! - krzyknąłem i zacząłem go gonić z poduszką po całym salonie. Dziewczyny stały obok i chichotały. Zaczął okrążać cały pokój, a gdy chciał skrócić sobie drogę skacząc przez oparcie kanapy... Coś mu nie wyszło, bo zahaczył o nią. Kanapa się przewróciła do tyłu, Alvaro na nią, a gdy leciał w ostatniej chwili złapał się koszulki Leire, która z piskiem upadła tam razem z nim. I to był ten moment gdy nie wiedziałem czy mam się śmiać czy ich ratować...
- Masz za swoje! - krzyknęła Ali, która nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
- A to wcale nie jest zabawne - powiedziała z grymasem Alvarez i po woli zaczęła się podnosić. - Vazquez, nie mogłeś złapać się czegoś innego?! - zaczęła na niego krzyczeć.
- Spokojnie, Leire. To nie było specjalnie - próbowałem załagodzić sytuację. - To tylko zabawa.
- Będę miała siniaki po tej zabawie - pokręciła głową i jednak podała dłoń Alvaro, by pomóc mu wstać.
- Ja też - Ali zrobiła smutną minkę. - Może teraz odpoczniemy, co?
- Jak najbardziej jestem za! - odezwał się piłkarz Getafe i razem postawiliśmy kanapę do pionu. Usiedliśmy tak samo jak wcześniej, tylko teraz wszędzie walał się popcorn.
- Leire, zadecydowałaś już w co jutro wieczorem się ubierasz? - zaśmiała się moja Ali i przytuliła do mojego boku. Leire wtedy tylko wywróciła oczami.
- Nie, jeszcze nie.
- A co? Randkę masz? - zainteresował się Alvaro.
- Pewnie, że ma! - zawołała radośnie Alice.
- Żadna randka - blondynka pokręciła głową. - Po prostu Eric zaprosił mnie jutro do kina.
- No, no - poruszyłem znacząco brwiami. - Tak to się teraz nazywa.
- Teraz będziecie sobie ze mnie używać? - westchnęła.
- Dobra, już nic nie będziemy mówić. Porozmawiajmy o czymś innym - odezwała się Ali. - Możemy o nas - wyszczerzyła się.
- O nie - jęknął Vazquez i wstał z kanapy. - To ja się będę zbierać.
- Ja też - dodała Leire, a ja z żoną spojrzeliśmy na siebie. Ech.. Ta dwójka jest dla siebie stworzona, ale jeszcze nie chcą się do tego przyznać. Jestem ciekaw, kiedy to nastąpi.
Jak słodko :**
OdpowiedzUsuńCudowne małżeństwo i jeszcze maluszek w drodze :))
Leire i Alvaro będą razem! Ja to wiem!
Czekam na więcej!
ależ dzisiaj cukierkowo:* no i jakie zmiany, Isco i Ali po ślubie, czekają na dzidziusia, Ali i Leire przyjaciółki, żeby tak jeszcze Leire z Alvaro się ułożyło i myślę, że może ten doktorek im pomoże, w końcu odrobina zazdrości nikomu jeszcze nie zaszkodziła:)
OdpowiedzUsuńMimo że nadal nie popieram tego, co zrobiła Ali, to cieszę się, że jest szczęśliwa z Isco. Mam nadzieję, że z Leire i Alvaro będzie podobnie.
OdpowiedzUsuń