poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział XII

ALVARO
  Czas płynął bardzo szybko.. Zanim się obejrzałem to już miałem swój wieczór kawalerki. Chłopaki zabrali mnie oczywiście do klubu ze striptizem. Nie muszę chyba wspominać, że był to pomysł Pablo. Nie czułem się tu dobrze, bo ciągle rozmyślałem o jutrzejszym wydarzeniu. Już jutro Ali zostanie moją żoną i będziemy ze sobą do końca życia, a ja nigdy więcej nie spotkam się z Leire. Najgorsze jest to, że to był jej pomysł. To ona tego chciała.
  Na wieczorze byli przeważnie piłkarze.. Kilku Getafe, oczywiście Amat oraz piłkarze z reprezentacji: Nacho, Asier, Dani, Isco.. Tego ostatniego najchętniej wziąłbym w ciemny kąt i pokazał gdzie raki zimują. Jak on mógł tak potraktować Leire?!
   - Słyszałem, że rozstałeś się z dziewczyną - spojrzałem na niego. - Jutro przyjdziesz sam?
   - Do tej pory nikogo nie znalazłem by mi towarzyszył, więc tak, będę sam - odpowiedział i zabrał ze stolika szklankę ze swoim drinkiem. Będzie sam? Podobno tak strasznie się zakochał..
   - Jak to nie? A ta twoja miłość? - zapytał Asier.
   - Nie może - mruknął Isco, mierząc go wzrokiem.
   - To jednak kogoś masz? - zapytałem. 

   - Tak jakby - unikał mojego wzorku. - Miłość - rzucił tylko, dopijając swojego drinka. - A co u Ali? Pewnie się denerwuje.
   - Troszeczkę - uśmiechnąłem się lekko. - Mamy się pobrać, więc się nie dziwię. Rodzice mi ostatnio opowiadali, że też oboje się denerwowali przed ślubem.
   - Ważne, abyście byli szczęśliwi.
   - Dzięki - pokiwałem głową i spojrzałem przed siebie. Asier z Danim bzikowali do jakiejś półnagiej laski, więc tylko pokręciłem głową. Teraz pytanie... Jak ja mam być szczęśliwy, jeżeli nie mogę wybić sobie z głowy Leire? Nie mogłem tu już dłużej siedzieć. Niby wszystko sobie wyjaśniłem z Ali i chcieliśmy tego ślubu, ale miałem pewne obawy co do jutra. No i rozmyślałem o blondynce, która mieszka już o przyjaciółki. Chciałbym ją teraz tak po prostu przytulić. Isco wtedy zaczął rozmawiać o czymś z Jordim, a ja zaczepiłem Pablo, który próbował z kimś rozmawiać przez telefon. Gdy zauważył, że chcę coś od niego, rozłączył się.
   - Co tam?
   - Leire zatrzymała się u twojej Julii czy tej drugiej, jak jej było.. Lia? - zapytałem cicho.    
   - Alvaro - popatrzył na mnie. - Skończ już tym!
   - Nie mogę - powiedziałem głośniej i dyskretnie obejrzałem się czy Isco nadal rozmawiał z Amatem. Na szczęście obaj byli zajęci. - Wiem, że wiesz, stary!
   - Wiem, ale jutro będziesz już żonaty - szepnął. - Nic ci nie powiem.
   - Ostatni raz!
   - Jest u Julii - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Nie wiem dlaczego nadal chcesz to robić, ale jedź. Ostatnio mnie tam zawoziłeś.
   - Pamiętam, dzięki - wyszczerzyłem się. - Wymyśl coś dla nich - kiwnąłem głową w stronę reszty chłopaków i niczym poparzony, wystrzeliłem z naszego narożnika. Wyszedłem przed klub i tam złapałem taksówkę. Podałem adres i siedziałem, myśląc o tym, co właśnie robię. I czy Leire będzie chciała mnie widzieć.. Julia mieszkała dość daleko od klubu, więc trochę tutaj sobie posiedzę. Było już późno, więc zastanawiałem się czy ich nie obudzę, ale raz kozie śmierć, jak to mówią.. Zapłaciłem kierowcy i wysiadłem. Ruszyłem do drugiej klatki w budynku, bo tam podobno mieszkała Julia. Po drodze jeszcze pisałem do Sarabii o numerek mieszkania, bo tego już nie wiedziałem. Stanąłem przed drzwiami, ciężko westchnąłem i zapukałem.   
   - Kogo to niesie o tej godzinie.. - usłyszałem kobiecy głos. Po chwili drzwi się otwarły. - Vazquez, nic tu dla ciebie nie ma - powiedziała Julia.  
   - Wejdę tylko na chwilę, błagam - powiedziałem. - Muszę się z nią zobaczyć.
   - Ona nie chce z tobą rozmawiać.
   - Chcę by ona mi to powiedziała.
   - Wpuść go - usłyszałem jej głos. Musiała być obok Julii. Zrobiła krok do tyłu i mnie wpuściła. Leire stała za drzwiami, ubrana w dresy i za dużą koszulkę. Nawet tak wyglądała idealnie.
   - Dobra, tylko mi potem nie płacz - mruknęła i przeszła do jakiegoś pokoju.
   - Hej - szepnąłem cicho, patrząc na nią.   '
   - Hej - mruknęła cicho. - Co tu robisz?
   - Chciałem się z tobą zobaczyć.
   - Aby mi namieszać w głowie?
   - Leire.. - westchnąłem. - To nie tak. Po prostu nie mogłem tam usiedzieć z chłopakami, ciągle myśląc o tobie - przełknąłem ciężko ślinę.
   - Trzeba było zacząć myśleć o narzeczonej, bo ze mną już cię nic nie łączy - mówiła to takim zimnym tonem.
   - Sama wiesz, że tak nie jest - pokręciłem głową i zrobiłem krok w jej stronę, ale ona się cofnęła, opuszczając głowę.
   - Od jutra już tak będzie. Wracaj na swój wieczór kawalerski i daj mi spokój.
   - Leire, proszę cię..
   - O co ty mnie prosisz? O ostatni numerek przed twoim ślubem czy o to bym została twoją oficjalną kochanką? - krzyczała. - Sorry, ale z tym skończyłam. 

   - Czyli chcesz, abym sobie poszedł?
   - Chcę byś sobie poszedł i już nigdy nie wrócił. Najlepiej zapomnij o tym wszystkim - mówiła. - Ożeń się, miej wspaniały domek na obrzeżach, żonę i gromadkę dzieci! - złapała za klamkę i otworzyła drzwi. - Wracaj do chłopaków, do mieszkania, jedź do Ali, cokolwiek - spojrzała na mnie ze złością, ale i bólem w oczach.
   - Jak sobie życzysz - westchnąłem i jeszcze raz na nią spojrzałem. - Mam nadzieje, że do zobaczenia.
   - Wyjdź - mruknęła oschle, a ja po woli wyszedłem na zewnątrz. Chciałem jeszcze na nią spojrzeć, ale zamknęła za mną od razu drzwi. Jeszcze chwile tam stałem, bo miałem nadzieje, że zmieni zdanie, ale tak się nie stało. Nie chciałem wracać do klubu ani iść do Ali, bo pewnie bawi się z dziewczynami, więc zamówiłem taksówkę i pojechałem nią do domu.

 ISCO
  Wstałem bez jakiejś większej chęci do życia, a tak właściwie to Messi mnie ściągnął z łóżka, przypominając o porannym wyjściu z nim na zewnątrz. 
  Do południa zmieniałem zdanie jeszcze milion razy. Iść na ten ślub czy nie.. Z jednej strony chciałem ten ostatni raz zobaczyć pięknie wyglądającą Alice, szczęśliwą Alice, ale męczyła mnie wizja jej stojącej u boku Vazqueza. Patrząc sobie w oczy, wypowiedzą słowa przysięgi małżeńskiej i będą zgrywać idealnie szczęśliwych.. Aż skręcało mnie od środka. 
 Stanąłem w samych gaciach przed szafą, na której drzwiczkach wisiał na wieszaku mój garnitur i koszula. 
   - Messi, co mam robić? - zapytałem, a ten położył się obok mnie na podłodze. - Zaszczekaj raz, jeżeli mam zostać, a dwa jeżeli mam tam iść - dodałem, a ten nadal siedział cicho. - A gdy pytam na co masz dziś ochotę to od razu się odzywasz - pokręciłem głową, a ten po prostu wyszedł z sypialni. Świetnie.. Usiadłem na rogu łóżka i wziąłem do ręki swój telefon. Na wyświetlaczu widniało nasze wspólne zdjęcie, które zrobiliśmy podczas jednego ze spotkań. Jeszcze raz zerknąłem w stronę garnituru.. 
  Zaparkowałem samochód przed kościołem, pomiędzy innymi przystrojonymi autami. Wysiadłem i schowałem kluczyki do kieszeni. Od razu ruszyłem przed wejście. Minąłem Alvaro, który stał w grupce z Amatem, Sarabią i swoim bratem, żywo o czymś dyskutując. Uniosłem do nich dłoń, na powitanie, a Alvaro posłał mi lekki uśmiech i wrócił do rozmowy. Ja stanąłem przy chłopakach z mojego klubu i ich partnerkach. Staliśmy tak trochę rozmawiając o zbliżającym się ślubie. Wszyscy żartowali na temat Alvaro, że teraz koniec z wypadami i takie tam.. Niby też się śmiałem, ale to wszystko było z przymusu. W końcu ruszyliśmy do środka. Usiadłem z Asierem oraz Esther, jego wieloletnią partnerką, w jednej z pierwszych ławek. Tylko i dlatego, abym mógł lepiej zobaczyć Alice. Niedługo potem przed nami zasiedli rodzice Alvaro oraz Alice. Chyba się bardzo lubili, bo ciągle o czymś między sobą szeptali i się uśmiechali. Za chwilę dołączył do nich jeszcze Raul, mówiąc, że Alice już przyjechała i zaraz wchodzą.
 Teraz miał być dla mnie najtrudniejszy moment. Organista zaczął grać, a ja musiałem spojrzeć w tył. Nie myliłem się, mówiąc, że cudownie będzie wyglądała w bieli. Była uśmiechnięta i wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Alvaro również. Szli obok siebie, trzymając się pod rękę. Za nimi kroczyła Rosario, która była jej świadkiem oraz Jordi. Nie dziwiło mnie to, że wybrał akurat jego, bo Alvaro był świadkiem na jego ślubie miesiąc temu. Gdy sobie go przypomnę.. To był dzień, kiedy poznałem Ali.. Spojrzała w stronę, gdzie ja siedziałem. Niby na rodziców, ale na mnie również, bo w końcu siedziałem za nimi. Od razu odwróciła wzrok i podążyła przed siebie. W końcu dotarli do ołtarza i ksiądz zaczął ceremonię zaślubin. Ciągnęło się jak flaki z olejem i o mało stamtąd nie wyszedłem. Wcześniej myślałem, że dam radę, ale teraz okazuje sie, że jest gorzej niż myślałem. W końcu przyszedł czas na przysięgi. Stanęli naprzeciwko siebie i Ali zaczęła nerwowo się rozglądać po całym kościele. Ksiądz poprosił by powtarzała za nim.
   - Ja Alice.
   - Ja Alice - zaczęła cicho.
   - Biorę sobie ciebie, Alvaro za męża - mówił nadal starszy kapłan, a ta zaczęła jakby szybciej oddychać. Zapadła cisza. - Alice - szepnął ciszej ksiądz.
   - Alvaro - jęknęła i spojrzała na piłkarza. - Ja nie mogę!   
   - Co? Alice, co ty mówisz? - zapytał, a mnie serce biło coraz szybciej.
   - Przepraszam, ale nie mogę - powiedziała teraz już pewniej. Ich rodzice zaczęli coś między sobą szeptać, a Raul ciągle patrzył na brata. Alice odwróciła się, podciągnęła delikatnie sukienkę, zeszła ze schodka i ruszyła do wyjścia.
   - Ale jaja - usłyszałem głos Asiera, obok którego siedziałem. 
   - To nie są żadne jaja, Asier. Ja ją kocham - odpowiedziałem mu. Ten zrobił minę w stylu "Co jest grane?!", a siedząca prosto przede mną mama Alice aż się obejrzała. Uśmiechnąłem się lekko i zerwałem z miejsca, podążając za dziewczyną w białej sukience.
   - Ali, zaczekaj! - krzyknąłem, a ona zatrzymała się tuż przed wyjściem. Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się, a ja do niej dobiegłem. - Jesteś wariatką - zaśmiałem się, porywając ją w swoje ramiona i wpijając się w jej usta.    
   - Isco, wszyscy patrzą! - zaśmiała się i spojrzała w stronę pełnego wnętrza kościoła. Ja również tam popatrzyłem. Wszyscy byli zwróceni w naszą stronę, a ci którzy siedzieli na samym początku nawet wstali. Całkowicie na wprost mieliśmy stojącego Alvaro, który wpatrywał się w nas z niedowierzaniem.
   - Chodźmy - złapałem ją za dłoń i pociągnąłem w stronę parkingu. 

   - To wszystko twoja wina - jęknęła, kiedy byliśmy już w moim samochodzie. - Gdybyś się tam nie pojawił..
   - Wyszłabyś za Alvaro i do końca życia prawiła sobie wyrzuty sumienia, że nie uciekłaś - wyszczerzyłem się. - Gdzie uciekająca panna młoda chce uciec?
   - Gdzieś, gdzie nas nie znajdą - uśmiechnęła się. - I muszę się przebrać!
   - Mogę ci w tym pomóc - powiedziałem, śmiejąc się, a ona zdzieliła mnie lekko w ramię.

ALICE
  Jechałam samochodem z Francisco, który jechał właśnie do ''naszego'' hotelu. On prowadził, a ja wpatrywałam się w niego z szerokim uśmiechem.. W końcu będziemy mogli być razem! Wiem, że będę musiała się ostro tłumaczyć Alvaro i rodzicom, ale było warto. Isco jest facetem mojego życia i to właśnie z nim chce być. Uświadomiłam to sobie, gdy mijałam go w drodze do ołtarza.
   - Zostaniesz tutaj, a ja pojadę po jakieś ciuchy - powiedział, kiedy zaparkował. Wyszedł z samochodu i po chwili otwarł drzwi z mojej strony. - Mam cię przenieść przez próg czy nie trzeba? - na żarty mu się zebrało.
   - Dam radę - zaśmiałam się i ruszyłam w stronę wejścia, a przed nim jeszcze się obejrzałam za Isco, który wyjeżdżał z parkingu. Weszłam do środka, gdzie przykułam wzrok wszystkich obecnych. Podeszłam do recepcji, poprosiłam o pokój recepcjonistkę, która chyba najczęściej nas meldowała i ruszyłam na drugie piętro, gdzie znajdował się pokój. Kiedy tylko weszłam do środka zaczęłam pozbyć się tej sukni. Chyba znienawidzę biały kolor! Zostałam w samej bieliźnie i szpilkach. Rozwaliłam też fryzurę, którą fryzjerka robiła mi ponad godzinę.. Szkoda, że wcześniej się nie zdecydowałam a ucieczkę. Położyłam się na łóżku i złapałam za pilot od telewizora. Włączyłam go, bo jakoś musiał mi minąć czas, czekając na Isco. Na szczęście nie miałam przy sobie telefonu, więc nikt do mnie nie wydzwaniał! Ale widzieli, że wychodzę z Isco.. Do niego za to mogą próbować się dodzwonić wszyscy na raz..
   - Jestem! - po chwili otwarły się drzwi, a w nich pojawił się Isco z siatkami z jakiegoś sklepu.
   - To świetnie - wyszczerzyłam się. - Pokaż, co tam masz!
   - No nie wiem.. Jak dla mnie mogłabyś zostać w takim stroju! 

   - Isco, przestań! - zawołałam i zabrałam od niego siatki. - No, masz nawet dobry gust - dodałam po chwili.
   - Pomogła mi taka pewna pani ekspedientka, ale nie musisz się martwić, bo była starsza i nie w moim guście - zaśmiał się. - Zapytała dla kogo to, a ja że to dla mojej kobiety, która właśnie uciekła sprzed ołtarza.. - zamyślił się. - Popatrzyła na mnie dziwnie i powiedziała, że my młodzi teraz mamy specyficzne poczucie humoru!
   - Ciekawe jak ja się im wszystkim wytłumaczę - mruknęłam, zakładając na siebie kolorowy top.
   - Już dzwonił do mnie Nacho, Asier, Amat, Pablo... Ale nie odbierałem, a przed chwilą wyłączyłem telefon.
   - Dziękuję - cmoknęłam go w usta. - Nie chce teraz nawet o tym myśleć.
   - Więc pomyśl o mnie - zamruczał.
   - O tobie myślę zdecydowanie za dużo - zaśmiałam się głośno. - Ostatnio cały czas.
   - Podoba mi się to! - pokazał rząd białych ząbków i się do mnie przytulił. - Ali, co dalej?
   - Teraz oficjalnie możemy zostać parą - złapałam jego dłoń.
   - Z miana WAG Getafe, przerzuciłaś się na WAG Realu - wyszczerzył się. - Daleko nie uciekłaś.
   - Teraz jestem już tym wszystkim zmęczona. Położymy się?
   - Oczywiście - pocałował mnie w czoło.
   - Isco.. A chcesz mieć dzieci? - musiałam go o to zapytać.
   - Dzieci? Takie nasze małe kopie? - zaśmiał się. - Kiedyś pewnie tak, a dlaczego pytasz?
   - Bo ja chce - pokiwałam pewnie głową. - Chciałam zajść w ciążę zaraz po ślubie.
   - Alvaro co na to? - zapytał cicho.
   - Na początku chciał, ale później zmienił zdanie.
   - Ja z tobą to mógłbym mieć nawet i dziesięcioro dzieci - zaśmiał się i ucałował mnie w czoło.
   - To postanowione - zaśmiałam się, wtulając w jego ramię.
   - Co jeszcze sobie wymarzyłaś? - zapytał po chwili.
   - Na pewno nie Messiego!
   - Skarbie, ja go nie dam ruszyć! - spojrzał na mnie poważnie.
   - Ale on mnie przeraża - szepnęłam.
   - Jest kochany, zobaczysz! Przyzwyczaicie się do siebie - uśmiechnął się.
   - To znaczy, ze zamieszkamy razem?
   - A nie chcesz?
   - Nigdy wcześniej nie mieszkałam jeszcze z facetem - mruknęłam. Alvaro miał być pierwszy, bo jakoś wcześniej nie chciałam. Wolałam mieszkać z rodzicami i zawsze dojeżdżać do faceta.
   - Jeżeli nie chcesz, nie musimy się z tym śpieszyć, ale może warto spróbować? - spojrzał na mnie
   - Warto - pokiwałam energicznie głową. - Na pewno warto - uśmiechnęłam się i zaczęłam rozpinać powoli guziczki od jego koszuli.
   - Mnie się wydaje, czy ktoś tu ma ochotę na noc poślubną? - zaśmiał się.
   - Wydaje ci się!
   - Może jednak nie? - pokręcił głową i pociągnął na kraniec bluzki, którą dla mnie kupił.
   - Ale proszę mnie nie rozbierać!
   - To masz lepszy pomysł jak spędzić to popołudnie?
   - Dobra, wygrałeś - zaśmiałam się i pociągnęłam go do siebie za krawat. Zaśmiał się gardłowo i dokończył to co zaczął przedtem, czyli zdjął ze mnie koszulkę. Zaczął wodzić ustami po mojej szyi i dekolcie, a jego silne i duże dłonie błądziły po moich plecach. Popołudnie i noc spędziliśmy na cieszeniu się sobą, bo wiem, że od jutra oboje będziemy musieli się tłumaczyć. Przede wszystkim trzeba będzie porozmawiać z Alvaro, który na pewno czeka na jakieś wyjaśnienia. 


3 komentarze:

  1. cuuudooo!!! ale się porobiło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. GENIALNE!!! już nie mogę się doczekać reakcji całej czwórki jak się dowiedzą, że zdradzali się nawzajem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. niby spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale jednak szok jest. Ciekawa jestem strasznie co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń