poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział X

ISCO
  Siedzieliśmy w kilku w pokoju Asiera i rozmawialiśmy o różnych duperelach. Najpierw ponarzekaliśmy trochę na trenera, że wyciska z nas siódme poty, dalej trochę o meczach w różnych ligach, które już miały miejsce, a później chłopaki zeszli na temat ich lubych. Każdy coś opowiadał tylko nie ja, bo siedziałem w kącie cicho i zamulałem, a tak naprawdę to rozmyślałem o Alice. Co ona mi takiego zrobiła, że nie mogę przestać o niej myśleć? Rzuciła jakieś zaklęcie, czy co? Denerwowałem się na samą myśl, że Alice jest tam teraz z Alvaro... Po prostu nie mogłem znieść tej myśli. Mógł ją przytulać i całować!
   - Ej, Isco! Rozmawiałem przedtem z Marią i opowiadała, że spotkała w centrum handlowym Leire z jakimiś dwiema dziewczynami. Gdy podeszła do niej, tamte się z czegoś śmiały, a Leire chyba nie była z czegoś zadowolona. Uwaga, to było w dziale z bielizną, więc na twoim miejscu nie mógłbym się doczekać powrotu - wyszczerzył się Nacho, po czym reszta zaczęła głupio buczeć i gwizdać.
   - A to Maria też odwiedza takie miejsca? - odgryzłem się, bo nie byłem w najlepszym humorze. 
   - Czasami nawet robimy to razem - zaśmiał się. - Ale co cię ugryzło? 
   - Nic. Po prostu nie chce rozmawiać o Leire, dobrze? - spojrzałem na nich. 
   - Pokłóciliście się? - zapytał Illarramendi.
   - Nie. Wszystko jest między nami w porządku - pokręciłem głową.
   - Więc? - zmarszczył brew. - Gdzie ta wielka miłość i entuzjazm? Niedawno jeszcze pierwszy wylatywałeś z szatni po treningach żeby tylko się z nią spotkać.
   - Chyba już mi przeszło - wzruszyłem ramionami.
   - Albo masz kogoś innego na oku - dodał Nacho. - Z kim rozmawiałeś przez telefon? 

   - Przeszło ci po roku? A tak się zarzekałeś, że to ta jedyna - ciągnął dalej Asier.
   - Niektórym przechodzi miesiącu, a mi po roku - wywróciłem oczami. - No i fakt, poznałem kogoś i to z nią wtedy rozmawiałem. 

   - No to opowiadaj! - zawołał Nacho, który chyba jako jedyny mnie rozumiał.
   - Co mam opowiadać? Poznałem ją niedawno i chyba całkowicie straciłem dla niej głowę.
   - No ale skoro jest ważniejsza od Leire..
   - Chłopaki, ja sam nie wiem co się stało! To tak nagle na mnie spadło.
   - To dlaczego z nią nie jesteś? - zapytał inteligentnie Nacho. - Zerwij z Leire i bądź z tą dziewczyną.
   - To troszeczkę bardziej skomplikowane - zaśmiałem się.
   - Jest w zakonie? - wypalił roześmiany Asier.    - Nie! Ale za dwa tygodnie bierze ślub - i teraz już mi nie było do śmiechu.
   - Porwij ją sprzed ołtarza - powiedział Nacho. - Możemy ci pomóc obmyślić plan! 
   - A jeśli powiem, że to narzeczona naszego kumpla? - zapytałem, patrząc na nich.
   - Nie gadaj! - obaj otworzyli szeroko oczy. - Ale, że od nas? Z Realu?
   - Nie, ale znamy go!
   - Może nawet chyba nie chcę wiedzieć, któremu to pomagasz rogi przyprawiać - Nacho podrapał się po głowie.
   - Ale ja chcę! - zawył Asier.
   - Nie, nie będę nic więcej mówił!
   - Ale hej.. Przecież ja idę za dwa tygodnie na ślub - podrapał się po głowie Illara. 

   - Pewnie inny, teraz jest sezon na śluby - mruknąłem pod nosem.
   - No to rozwalasz ten ślub czy nie? - zapytał uśmiechnięty.
   - Nie chcę jej tego robić! To znaczy... Nie chcę by wychodziła za mąż, ale wtedy by mnie znienawidziła.
   - A jeżeli tylko na to czeka? - wyszczerzył się. - Wiesz jakie kobiety są przewrotowe! 

   - Zerwij najpierw z Leire, powiedz jej o tym, a później sam zobaczysz - poinstruował Nacho.
   - Może i masz rację? Nie chcę przy okazji tego wszystkiego ranić Leire. Powinienem z nią porozmawiać, ale jak już wrócimy do Madrytu.
   - Ale jesteś pewien, że chcesz wszystko zaryzykować?
   - Może będę żałował tego, że nie spróbowałem?    - Będziesz żałował, jeśli tamta nie zostawi tego męża - palnął Asier.
   - Więc do jasnej cholery, nie wiem już co mam robić - warknąłem.
   - Kochasz ją? - spojrzał na mnie Nacho.
   - Kocham - powiedziałem i spojrzałem na nich, a oni wtedy popatrzyli po sobie.
   - No to masz odpowiedź, co robisz - odparł.
   - I chyba tak zrobię - westchnąłem i podniosłem się. Wyszedłem na balkon. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza, by to sobie w głowie po woli zacząć układać. Ja i Leire to już przeszłość.. Teraz czas na Alice i mam nadzieje, że również zrezygnuje z Alvaro. Po co mamy się męczyć, skoro możemy być szczęśliwi?

ALVARO
  Leżałem z Ali na łóżku i wpatrywałem się w biały sufit. Moja narzeczona już od wczoraj była jakaś nieswoja.. Odpowiadała mi półsłówkami, ciągle sprawdzała swój telefon i miałem wrażenie, że mnie unikała. Nie chciała się kochać ani nawet przytulać! Musiałem mocno się natrudzić, aby w nocy móc być blisko niej. Chyba jest już zestresowana tym całym ślubem albo.. Cholera! Albo dowiedziała się o mnie i Leire.
Powinienem się cieszyć z takiego obrotu spraw, ale kocham Alice. Niedługo mamy wziąć ślub i być ze sobą na zawsze, a się nam nie układa. Bałem się, że to wszystko z mojej winy.
   - Kochanie.. - zacząłem ostrożnie, przybliżając się do niej. - Co tam robisz? - zapytałem, bo sprawdzała coś w telefonie.
   - Nic - mruknęła cicho. - Sprawdzam godzinę - dodała po chwili.
   - Przez kilka minut?
   - Przepraszam, zamyśliłam się - zmarszczyła czoło i odłożyła telefon na szafkę.
   - No dobrze - mruknąłem, spoglądając na nią. - Po ślubie zostajemy tutaj czy kupujemy coś nowego?
   - Nie wiem - szepnęła i na chwilę zamilkła. - Jak będzie tobie wygodniej - wzruszyła ramionami.
   - No a tobie, Ali? Nie interesuje cię to, gdzie będziemy mieszkać? - zapytałem zdziwiony. Alice zawsze lubiła mieć wszystko pod kontrolą, a teraz było jej to obojetne.
   - Równie dobrze możemy zostać tutaj, możemy coś kupić, a nawet zamieszkać z moimi rodzicami - spojrzała na mnie.
   - Tylko nie to!
   - Niby dlaczego? Przecież jest tam mnóstwo miejsca.
   - Bo ja chce mieszkać z tobą, a nie z nimi. Ali, przecież będziemy małżeństwem!
   - Tutaj to raczej nie będzie miejsca dla twojego wymarzonego dziecka - prychnąłem już lekko poddenerwowany.
   - Tylko mojego wymarzonego? - uniosła się na łokciach, wbijając we mnie wzrok.
   - To ty chcesz przecież dziecko!
   - Ja myślałam, że oboje chcemy!
   - Jesteśmy jeszcze młodzi i mamy czas, ale ty się uparłaś. Wiesz, że nie skończyłaś jeszcze studiów?
   - I co z tego, że jeszcze ich nie skończyłam? Dałabym przecież radę! Powiedz od razu, że go nie chcesz..
   - Chce, ale nie teraz - w końcu wyznałem jej prawdę. 
   - Skąd taka nagła zmiana, Alvaro? Ostatnio gdy o tym rozmawialiśmy, odniosłam całkiem inne wrażenie - przymrużyła powieki.
   - Nie chciałem cię martwić.. Wiem, że bardzo chcesz tego dziecka - spuściłem wzrok. Alice odwróciła się na drugi bok i przytuliła się do poduszki, a ja przejechałem dłonią po twarzy. Nastała chwila ciszy, takiej idealnej i głuchej ciszy. Nie wiedziałem co mam zrobić w tej chwili.
  - Pojadę już do siebie - powiedziała po chwili, wstając z łóżka.  - Ali.. - westchnąłem. - Nie chciałem żeby tak wyszło.
  - Tak, oczywiście! Faceci nigdy nic nie chcą, tylko my jesteśmy winne!
  - Alice, przestań - uniosłem głos. - O to też mi nie chodziło! - dodałem, a ona zaczęła się przebierać.
   - Naprawdę wrócę do siebie. Tak będzie najlepiej - jęknęła, nie patrząc na mnie wcale. 
   - Jak chcesz - mruknąłem i podciągnąłem się wyżej. Dziewczyna się przebrała i wyszła z sypialni. Z małej sprzeczki zrobiła się duża kłótnia. Nie wiedziałem już co zrobić, więc pozwoliłem, aby pojechała do rodziców. Trochę pobędziemy osobno i wszystko wróci do normy. Tak myślę. Słyszałem jak Ali tłukła się swoją torebką, a w tym samym czasie ktoś zapukał. Zmarszczyłem brew i zacząłem nasłuchiwać. Alice otworzyła drzwi, a po chwili jakbym usłyszał głos Leire... Albo po prostu już zaczyna mi się zdawać i słyszę ją wszędzie! Jednak nie, bo to był jej głos! Zerwałem się jak poparzony i chwyciłem za spodnie od dresu, wskoczyłem w nie i jakby nigdy nic wyszedłem do korytarza.

 LEIRE
  Wakacje były dla mnie okropnym czasem, bo miałam go za dużo wolnego. Nie wiedziałem za co mam się zabrać, a codziennie nie będę siedzieć na głowie przyjaciółkom, bo w końcu też mają swoje życie. Gdy mieszkałam z rodzicami i siostrami, zawsze było coś do zrobienia w domu. W sumie teraz w mieszkaniu też, ale gdy Isco był na wyjeździe to po prostu nie miał kto bałaganić, więc nawet nie miałam co sprzątać. Gdy miałam zajęcia to przynajmniej leciał mi jakoś czas. W dzień miałam mnóstwo wykładów, a popołudnia, wieczory i weekendy były rezerwowane dla Isco lub spotkań z przyjaciółmi i rodzinom, w ostateczności na mecze. 
 Dziś, nie dosyć, że obudziłam się zaraz po piątej to jeszcze nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Za nic nie mogłam usnąć, więc wskoczyłam w sportowe ubranie, zabrałam psa i poszłam pobiegać. Raz na jakiś czas to robiłam, gdy nachodziła mnie dziwna ochota na to. Później wróciłam, wzięłam długi prysznic i zjadłam coś na szybko. I tak nosiło mnie jak nigdy... Przebrałam się i wyszłam z domu. Krążyłam bezsensownie uliczkami, coraz bardziej oddalając się od swojej okolicy. Widząc wszystkie szczęśliwie zakochane pary, dziwnym trafem zaczynałam myśleć o Vazquezie, a nie o moim własnym chłopaku... Przez to wszystko nawet nie zauważyłam kiedy byłam pod budynkiem, gdzie mieściło się jego mieszkanie. W końcu mogłam go odwiedzić, tak po prostu. 
 Wyszłam schodami na odpowiednie piętro i stanęłam przed drzwiami. Wypuściłam powietrze z ust i zapukałam. Pomimo tego, że widziałam się z nim już pare razy, nadal tak jakbym odczuwała lekki stres. Już miałam odpuścić, bo nic nie słyszałam, kiedy drzwi się otworzyły, a w progu stanęła Ali... O cholera!
   - Ojjj - otworzyłam szerzej oczy i po chwili spojrzałam na numerek na drzwiach. - Chyba pomyliłam mieszkania! - palnęłam bez namysłu.
   - Chyba tak - uśmiechnęła się lekko. - No chyba, ze przyszłaś nas odwiedzić - dodała, nadal się uśmiechając.
   - Nawet nie wiedziałam, że tutaj mieszkacie - uśmiechnęłam się nerwowo. - Przyszłam odwiedzić znajomą, która niedawno zamieszkała tutaj, ale chyba pomyliłam piętra. Powinna być o jedno niżej. Wybacz, że przeszkodziłam - pokręciłam głową.
   - Nie ma problemu. Ja i tak już wychodzę - powiedziała, a za nią pojawił się Alvaro w samych dresowych spodniach.
   - O, hej Leire - udał zaskoczenie. 

   - Cześć, Alvaro - kiwnęłam głową i przyjrzałam mu się tak, jakbym widziała go bez koszulki po raz pierwszy. - Jeszcze raz przepraszam i się zmywam - rzuciłam i odwinęłam w drugą stronę, do schodów. Z budynku wyszłam szybciej niż weszłam. Źle trafiłam, bardzo źle! Czy ja czasami myślę? Przecież to mieszkanie jej faceta, więc zawsze mogła tam sobie po prostu być. Zachciało mi się do niego wpadać... Rozejrzałam się i zauważyłam jakiś niewielki, zacieniony skwerek z ławkami. Ruszyłam tam, usiadłam na jednej i próbowałam jakoś się uspokoić. Po chwili z klatki wyszła wkurzona Ali. Już wcześniej, gdy otworzyła drzwi, miałam wrażenie, ze jest zdenerwowana. Czyżby się pokłócili? Pokręciłam głową i przyrzekałam sobie w myślach, że przestanę o tym myśleć. Przecież mam chłopaka i teraz to właśnie o nim powinnam myśleć!
 Już miałam wstawać i obrać drogę powrotną do domu, kiedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Oczywiście był to Alvaro. Nie dzwonił do mnie zbyt często, ale chyba robił to częściej niż mój własny chłopak, który jest daleko!
   - Słucham? - odebrałam. 
  
   - Gdzie jesteś, Leire?
   - Niedaleko. Naprzeciw macie taki skwerek. Siedzę tu, ale już miałam iść - powiedziałam.
   - Zaczekaj tam na mnie! - rzucił i się rozłączył.
   - Okej - mruknęłam już sama do siebie i schowałam telefon. Powędrowałam wzrokiem na wyjście z budynku, czekając aż pojawi się tam piłkarz. Faktycznie, nie kazał na siebie długo czekać, bo wyszedł po krótkiej chwili. Teraz miał już na sobie jasny T-shirt. Szkoda.. Bez niego wyglądał lepiej. Usiadł obok i bez słowa wbił we mnie wzrok, jakby był zły. Pewnie i tak było, bo wpadłam bez zapowiedzi gdy była u niego narzeczona. - Jesteś zły? - skrzywiłam się, a ten po prostu się obrócił i położył się na ławce, opierając głowę o moje nogi. - Alvaro! - jęknęłam.
   - Nie, nie jestem zły - odparł cicho. - Tylko pokłóciłem się z Ali.
   - Tak myślałam - mruknęłam. - Nie martwisz się, że nas ktoś tu zobaczy? Na przykład twoi sąsiedzi?
   - Nie. Ani trochę - uśmiechnął się lekko.
   - Jesteś niezwykle spokojny, jeżeli o to chodzi - stwierdziłam i wsunęłam palec w jego włosy, a on cicho zamruczał.
   - Chodźmy na górę.
   - Masz dwie kobiety i nadal potrzebujesz miłości? - zaśmiałam się. - Nie pójdę z tobą na górę, bo wiem jak to się skończy.
   - Ali dała mi celibat do ślubu! - zawył.
   - I bardzo dobrze! - wyszczerzyłam się. - To dobry pomysł, wiesz?
   - To zrób go Isco - mruknął zły.
   - My na razie ślubu nie planujemy - powiedziałam, kręcąc głową. - I co ci tak na tym zależy, co?
   - Bo tak na mnie działasz, no! - jęknął. - Ale chyba nie robisz tego z nim, prawda? - dodał po chwili.
   - Oczywiście... - zaczęłam. - Że robię. Dniami i nocami, a teraz przez telefon i skype - powiedziałam śmiertelnie poważnie. Zawsze nauczycielka z kółka teatralnego, na który chodziłam z przymusu rodziców, mawiała mi, że mam do tego talent. Tylko szkoda, że mnie to nie ciągnęło. Teraz takie triki się przydają..
   - To obrzydliwe! - momentalnie się podciągnął i normalnie usiadł na ławce. - Myślałem, że z nim ostatnio nie rozmawiasz.
   - Przecież żartowałam - zaśmiałam się i oparłam głowę o jego ramię. - I nie rozmawiam. Ale tłumaczę to tym, że ma treningi i gdy tam jest dzień, my mamy noc. W ogóle ostatnio się jakoś tylko psuło - westchnęłam. 
   - Może coś przeczuwa - powiedział cicho.
   - Nie wiem, Alvaro - szepnęłam i się przytuliłam do niego.
   - A niedługo wraca i będziesz musiała z nim siedzieć. To dopiero będzie ciężkie - zrobił smutną minę.
   - Chyba bardziej dla ciebie, mam rację? - pogłaskałam go po policzku. - Nie mogłam spać w nocy, a na twoim ramieniu jest nadzwyczaj wygodnie - uśmiechnęłam się.
   - No to chodź, położymy się na górze. Trening mam dopiero o 17 - uśmiechnął się lekko.
   - Tylko łapki przy sobie - pokiwałam mu palcem przed nosem.
   - Obiecuje! - wyszczerzył się i niespodziewanie zabrał mnie na ręce. - Czas na drzemkę moja pani - zaśmiał się cicho.
   - Vazquez.. - zaśmiałam się, a ten spojrzał na mnie. - Uwielbiam cię - nadal się śmiałam. Weszliśmy do środka. Alvaro wyniósł mnie z powrotem na piętro, później wniósł do środka. - Tak samo za dwa tygodnie będziesz tu wnosił Alice... - powiedziałam, a ten ułożył mnie delikatnie na swoim łóżku. 
   - Nie myśl teraz o tym - cmoknął mnie delikatnie w usta.
   - Spróbuję - westchnęłam i wtuliłam się w jego ramię, bo właśnie położył się obok. Wbiłam wzrok przed siebie i położyłam dłoń na jego brzuchu, która opadała i unosiła się wraz z jego oddechem. Nie wiem ile tak leżeliśmy, ale to Alvaro pierwszy zasnął. Widocznie musiała go bardzo zmęczyć ta kłótnia z Alice. Po chwili spałam również i ja.

2 komentarze: