sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział XIII

ALVARO
  Stałem przed ołtarzem i analizowałem to, co się właśnie stało. Moja Ali, moja przyszła żona uciekła.. I to z kim! Z moim przyjacielem. Tego się nie spodziewałem. Byłem kompletnie zaskoczony i stałem tak, patrząc na wszystkich, a oni na mnie. Chyba też się tego nie spodziewali.
Podszedł do mnie Nacho i poklepał mnie po plecach. Chyba chciał mi dać trochę wsparcia, ale nie miał pojęcia, że ja też miałem romans. I to z byłą dziewczyną Alarcona.
   - Nie pojedziesz za nią? - zapytał.
   - Jest z Isco, więc chyba będę tam zbędny - popatrzyłem na niego, a wtedy podeszło do mnie pare osób, w tym nasi rodzice, którzy mówili coś do mnie, ale jakby jednak między sobą. Najbliżej siebie miałem Sarabię, Amata i Raula. Popatrzyłem na nich. Ta ostatnia dwójka, przez tego pierwszego, zaraz przed kościołem dowiedziała się o tym, że byłem z Leire i musiałem jeszcze się wtedy osłuchać..
   - No stary, to się porobiło - odezwał się Pablo.
   - I wyszło chyba na to, że wy tak... - mój brat zaczął jakoś pokazywać rękami. - Na krzyż?
   - Cicho bądź! - warknąłem na niego. 

   - Ale sami powiedzcie! Ładnie im razem - dotarł też do nas Illara.
   - Kobieta mu z innym odleciała, a ten mówi, że jej z  ładnie tamtym - powiedział ktoś z tłumu.
   - Alvaro, jeżeli Ali już tutaj nie ma to może też powinieneś... - Pablo wskazał na drzwi. - Jakoś to się tutaj ogarnie. 

   - Macie rację. Lepiej będzie, jeśli się stąd usunę.
   - Alvaro.. Tak bardzo cię przepraszamy - przede mną pojawili się moi niedoszli teściowie. - Nie wiem co jej do głowy strzeliło. 

   - Widocznie tak musiało się stać - westchnąłem. - Nie byliśmy sobie pisani - uśmiechnąłem się lekko do nich i spojrzałem znów za siebie. - Jordi, pożycz mi swój samochód - powiedziałem, a ten wyjął z kieszeni swoje kluczyki i mi je podał. - Dzięki. Przejadę się - odparłem. Ruszyłem do wyjścia, ale słyszałem, że mnie wołali. Nie chciało mi się teraz rozmawiać o tym z rodzicami i chłopakami. Jeszcze Raul dorzucił głupi tekst, no ale chyba prawdziwy.. Ja zdradzałem Ali z Leire, a ona mnie z Isco. Choć teraz wiem, że to co umyśliłem sobie ze zdradą, było prawdziwe! Odnalazłem na parkingu samochód przyjaciela i wsiadłem do niego. Oczywiście pojechałem do siebie. Wiedziałem, że na pewno nie będzie tam Ali, a teraz nie miałem ochoty jej widzieć. Widocznie była tak samą dobrą aktorką, jak ja. Cała nasza czwórka świetnie grała.. I teraz wszystko nabierało sensu. Isco zerwał z Leire dla Ali.. A on nie przyszedł z nikim na ślub, bo jego miłością jest panna młoda! Ale jaja. Zdjąłem marynarkę i od razu odwiązałem krawat, rzucając go w kąt. Wszedłem do kuchni i wziąłem niską szklankę oraz butelkę jakiegoś alkoholu, który dostałem na urodziny od chłopaków. Wróciłem do salonu, usiadłem na fotelu i ulałem trochę do szklanki. Napiłem się i skrzywiłem przy pierwszym łyku. Miałem ochotę rozwalić każdy mebel w mieszkaniu, ale resztkami sił się powstrzymywałem. Ciągle zdawałem sobie pytanie ''dlaczego?'' Wydawało mi się, że byliśmy dobrą parą i się kochamy. Wszystko się pogmatwało i nie wiedziałem co robić. Miałem być szczęśliwy z Ali i pojawiła się Leire, która stwierdziła, że nie chce mnie już widzeć. I chyba muszę to uszanować, choć chciałem by tutaj była. Powtarzałem sobie, że jest tylko dla mnie ważna, ale nigdy nie nazwałem tego co czuję po imieniu. Siedziałem tak, popijając swój trunek, kiedy usłyszałem, że ktoś dobija się do drzwi. Wstałem i poszedłem otworzyć. Oczywiście byli to Raul, Pablo i Jordi.
   - Żyjesz? - zapytał Amat, gdy wchodzili. 
  
   - Jak widać - jęknąłem.
   - Ciekawe czy zrobią z tego sensację.. Mój braciszek pozostawiony przed ołtarzem! - zaśmiała sie Raul.
   - To nie jest śmieszne - zmierzyłem go wzrokiem.
   - Bo ty sam nie wiesz czego chcesz, stary - odezwał się Sarabia.
   - Ja nie wiem?!
   - A kto wczoraj po nocach jeździł do Leire z podkulonym ogonem, a dziś wmawia sobie, że jest wielce prze szczęśliwy, bo się chajta z Alice? Pewnie ja!
   - Pablo! - warknąłem. - Chciałem być z Ali, ale ona ze mną jak widać nie.
   - Wyszło na to, że nie byliście dla siebie stworzeni - Jordi wzruszył ramionami. - Może lepiej, że wyszło na jaw to teraz, a nie po ślubie?
   - To na pewno - skinąłem głową. - I dobrze, że dzieci nie mamy. Nikt nie będzie cierpiał.
   - Ty cierpisz, bo miałeś dwie panny, a zostałeś z niczym - zauważył Raul.
   - Taki młody, a taki mądry - zaśmiał się Sarabia.
   - Po kimś to mus... - zacząłem.
   - Na pewno nie po tobie! - zawołał od razu mój młodszy brat. 

   - No ej! Jestem taki mądry!
   - Więc mądralo, trzeba było się domyślić, że Alice lata za Isco - odezwał się Amat.
   - No wiesz.. To akurat było ciężkie.
   - No stało się i już czasu nie cofniesz - powiedział Pablo. - Alvaro, zaczynasz wszystko od nowa, czy jak? Bo jeszcze się nie określiłeś - dodał, a ja dopiłem resztkę ze szklanki.
   - Jeszcze nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Nic nie wiem.
   - A co z Leire? - zapytał mój brat.
   - Wyraziła się wczoraj jasno, że to koniec i nie chce mnie widzieć.

   - Ale teraz nie ma Alice - szepnął Amat. - A może warto zawalczyć?
   - Zasługuje na kogoś lepszego - mruknąłem i wbiłem wzrok w podłogę.
   - Nie mów tak!
   - A nie? Miałem narzeczoną, a cholernie ciągnęło mnie do Leire, czego nie potrafiłem wytłumaczyć. Jest całkowicie inna niż Alice i nie chcę by znów cierpiała.
   - Może jeśli będziecie razem, to nie będzie cierpiała - ten mój brat czasem mówił z sensem.
   - Dobra, chłopaki. Ja to muszę wszystko sobie ułożyć, ale dzięki, że przyszliście - popatrzyłem na nich, a oni na mnie. 
   - Chcesz zostać sam? - zapytał Pablo, a ja pokiwałem głową. 
   - Dobra, to przynajmniej powiem rodzicom, że z tobą okej, bo świrują - dodał Raul i we trójkę zebrali się do wyjścia. Ja znów napełniłem sobie szklankę do połowy i w idealnej ciszy mogłem sobie tak posiedzieć.

LEIRE
  Było mi źle, cholernie źle. Znów całą noc przepłakałam na ramieniu przyjaciółki, a jej zafascynowanie tym, że się spotykałam z Alvaro całkowicie minęło, bo stwierdziła, że już go znienawidziła za to wszystko. Też bym tak chciała, ale nie potrafiłam. Wczoraj z wielkim trudem zdobyłam się na to by go wyrzucić. Miał się żenić, a ja po tym jak moja koleżanka ze szkoły średniej zaczęła umawiać się ze starszym nauczycielem, obiecałam sobie, że nie będę się spotykać z żonatym facetem. Nigdy, przenigdy! Co z tego, że bolało mnie serce i czułam się okropnie? Musiałam to zakończyć dla naszego dobra. Co z tego, że ciągle mi się śni? Z czasem przestanie. Co z tego, że ciągle o nim myślę i chcę by był obok? Za chwilę będzie miał inną na całą wieczność. Musiałam się z tym pogodzić. 
 Julia rano stwierdziła, że zadzwoni do Pablo i powie mu, że nie pójdzie z nim na ten ślub, ale wybiłam jej to z głowy. Miała świetną okazję by spędzić trochę czasu z Sarabią, a widać było, że ich do siebie ciągnie. To, że nie jest pięknie pomiędzy mną i Alvaro, nie oznacza, że nasi przyjaciele nie mają być szczęśliwi. 
 Pomogłam się jej wystroić, wygoniłam, dając kopniaka w tyłek i sama wróciłam do pokoju, który zajmowałam. Nie chciałam nawet spoglądać w lustro, bo od wczoraj byłam w opłakanym stanie. Zabrałam z szafy koszulkę, którą dostałam od Alvaro w hotelu i mocno ją ściskając ułożyłam się wygodnie. Znów się rozpłakałam, ale to nie trwało zbyt długo. Byłam za bardzo zmęczona płaczem i całą resztą, więc nawet nie wiem kiedy zasnęłam. 
 Nie wiem która była godzina, ale chwilę musiałam drzemać, bo gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam przed sobą Julię, która siedziała na krześle obok łóżka i wpatrywała się we mnie. Nie miała na sobie już sukienki, a zwykłe cichy, w których chodziła po mieszkaniu. 
   - Powiedz mi, że jest ranek i przespałam cały ślub i wesele - jęknęłam, ponownie uderzając głową o poduszkę. 
   - Nie - pokręciła głową, uśmiechając się.
   - Więc co tutaj robisz? Powinnaś się teraz bawić z Sarabią - zmarszczyłam brew i popatrzyłam na zegarek. Fakt, chwilę spałam, bo było już późne popołudnie.
   - Nie miałam gdzie - machnęła ręką. - Żałuj, że nie było cię w kościele. Taka szopka!
   - Co, zgubili obrączki? - uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam chować dyskretnie pod poduszkę T-shirt Alvaro, bo pewnie zaraz znów dostanę od niej kazanie. I tak zauważyła.
   - To byłoby nic. Ali zwiała - podeszła do mnie i zabrała koszulkę.
   - Zwiała?! - otworzyłam szeroko oczy.
   - Ale zgadnij z kim!
   - Nie mam pojęcia, Julia! Masz taką minę, jakby nie wiadomo kto to był!
   - Bo jak ci powiem, to nie uwierzysz - zaśmiała się.
   - Pewnie któryś z kolegów pana młodego, co? Inaczej nie robiłabyś takiej sensacji - pokręciłam głową.
   - Isco - spojrzała na mnie.
   - Isco? - popatrzyłam na nią. - Isco, z którym chodziłam? - upewniałam się, bo miała rację, nie mogłam uwierzyć.
   - Ten sam - skinęła głową. - Odjechali razem spod kościoła.
   - Ja nie mogę - jęknęłam. - Czyli to w niej zakochał się Isco! No tylko przecież widzieliśmy się z nimi dwa razy, na ślubie Amata i raz na kolacji!
   - Widocznie też mieli jakieś ukryte spotkanka! Zaraz zobaczymy czy są już gdzieś zdjęcia - odpaliła mojego laptopa.  
   - Może są - mruknęłam cicho. - A co z Alvaro? - spojrzałam na nią niepewnie.
   - Pablo mówił, że pojechał do siebie. Wyglądał na smutnego - odparła.
   - Też nie byłabym szczęśliwa, gdyby mnie ktoś zostawił przed ołtarzem - powiedziałam. - I masz tam coś?
   - Kilka zdjęć. Całująca się Ali z Isco i Alvaro, jak odjeżdża. Chcesz zobaczyć? - zapytała.
   - Pokaż - podniosłam się i spojrzałam na monitor. Faktycznie było tutaj zdjęcie, całujących się Isco i Alice, a później samotnie stojący Alvaro w garniturze. Poczułam jak moje serce zaczyna szybciej bić, co nie powinno mieć miejsca.
   - Może jeszcze nie wszystko stracone, Leire - uśmiechnęła się do mnie lekko Julia.
   - Od kiedy taka zmiana? - szepnęłam. - Powiedziałam mu wczoraj, żeby się już nie pokazywał - dodałam i wzięłam do ręki poduszkę, mocno się w nią wtulając.
   - Bo myślałaś, że będzie żonaty!
   - To wszystko było zagmatwane.. Co byłoby gdybym była dalej z Isco? Ten by się nie przyznał, że jest zakochany w Alice, a ja.. A ja sama nie wiem - jęknęłam.
   - Ale on zawalczył o swoją miłość i mu się poszczęściło. Może teraz czas na ciebie.
   - Wtedy nie powiedziałabym mu żeby zrezygnował ze ślubu. Lepiej było sobie wmawiać, że to tylko krótka przygoda i seks!
   - Zrobisz, co uważasz za słuszne, ale nie chce, abyś spędzała dnie w łóżku i płakała.
   - Może powinnam zniknąć do końca wakacji do rodziców? - zamyśliłam się.
   - No coś ty. Teraz? - zapytała. - Jedź do niego. Albo chociaż zadzwoń.
   - Sama nie wiem - pokręciłam głową. A co jeżeli, tak jak mu kazałam, całkowicie odpuścił? - Na razie chyba nic nie będę z tym robić.
   - No to zostaw to tak, jak jest - mruknęła cicho. - Ale wypytam jeszcze Pablo co z nim.
   - Jak chcesz - westchnęłam i wstałam. - Muszę się ogarnąć i wyjść na świeże powietrze.
   - Dobrze ci to zrobi - uśmiechnęła się.
   - Też tak myślę - odpowiedziałam i ruszyłam do łazienki. Przemyłam twarz wodą i spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. - I co teraz? - mruknęłam i wzięłam do ręki swoją szczotkę do włosów. Gdy je już jakoś doprowadziłam do porządku, przebrałam się i wyszłam. Muszę szczerze przyznać, że chyba brakuje mi troszeczkę tych wieczornych spacerów z Messim. Dzięki temu byłam ciągle w ruchu i chcąc lub nie, ktoś musiał z nim wychodzić. Teraz samej jest trochę dziwnie.

ISCO
  Po wspólnie zjedzonym śniadaniu w pokoju hotelowym, musieliśmy w końcu pokazać się światu. Zabraliśmy nasze rzeczy i wymeldowaliśmy się. Po drodze słyszeliśmy jak dwie pokojówki plotkowały o 'jakimś' piłkarzu, który został zostawiony przed ołtarzem.. Jak dobrze, że nas nie rozpoznały! Sukienkę Alice położyliśmy na tylnym siedzeniu, by nic się jej nie stało. Zanim wsiadłem do samochodu, włączyłem swój telefon, na który od razu przyszło mnóstwo wiadomości tekstowych i informacji o nieodebranych połączeniach. 
 Zająłem swoje miejsce obok Ali, która już siedziała na miejscu pasażera i schowałem telefon do kieszeni. Ciągle coś w nim brzęczało, bo przychodziły kolejne powiadomienia. 
   - Jak nikt się nie odzywa to teraz nagle wszyscy od wczoraj dzwonią - zaśmiałem się, odpalając silnik. 
   - Dziwisz się? - spojrzała na mnie.
   - No, ale ja przecież nic takiego nie zrobiłem... - zrobiłem minkę niewiniątka i wyjechałem z parkingu na ulicę. - Tylko uciekłem z niedoszłą panną młodą.
   - To rzeczywiście tylko - zaśmiała się. Teraz wydawała się być naprawdę szczęśliwa. - Ale wiesz, że muszę porozmawiać z Alvaro? Martwię się o niego.
   - Spokojnie, kochanie! Vazquez jest jak Woody, za każdym razem spada na cztery łapy! - wyszczerzyłem się. - I chyba w sumie też powinienem wytłumaczyć Leire to, że to byłaś ty. Julia była tam z Pablo, więc pewnie już wie.
   - Jak możesz teraz żartować, Isco? 
   - Bo jestem bardzo szczęśliwy - złapałem za jej dłoń i ucałowałem wierzch. - A co do Alvaro, to jeżeli chcesz, możemy to zrobić razem.
   - Cieszę się. Będę tam potrzebowała twojego wsparcia - uśmiechnęła się.
   - A ja twojego, jeżeli będzie chciał się na mnie rzucić z pięściami!
   - Prędzej zrobi to mój ojciec - zaśmiała się.
   - Teraz to mnie nie strasz!
   - Moi rodzice też na pewno czekają na wyjaśnienia, Francisco. Musimy z nimi porozmawiać.
   - Domyślam się - kiwnąłem głową. - Myślisz, że już wszyscy dookoła o tym wiedzą?
   - Jestem pewna, że są zdjęcia w internecie - skinęła głową.
   - Jeżeli tam są, to mój braciszek też o tym wie i już wygadał rodzicom - podrapałem się po brodzie.
   - Czyli też nie są zadowoleni?
   - Tego nie wiem. Nie mówiłem im też, że zerwałem z Leire - dodałem. - Ale dam sobie uciąć rękę, że cię pokochają!
   - Jesteś kochany - zaśmiała się, a ja zatrzymałem się pod jej domem. - Gotowy?
   - Dla ciebie jestem gotowy! - powiedziałem.
   - To chodźmy - mruknęła i wyszła z samochodu, zabierając swoje rzeczy. Ja zrobiłem to samo. Nadal miałem na sobie wczorajszy garnitur i czułem się niekomfortowo, ale chciałem towarzyszyć Ali w tej chwili. Wiem, że jest zdenerwowana. Tak samo jak i ja.
   - Mamo, tato, jestem! - zawołała od progu, gdy tylko weszliśmy do środka.
   - W końcu - z pokoju wyłonił się jej ojciec. - I to nie sama.
   - Dzień dobry - kiwnąłem lekko głową.
   - Tato, to jest Francisco - powiedziała cicho.

   - Wiemy, kochanie, kto to jest - zjawiła się jej mama. Była cała uśmiechnięta. - Chodźcie do salonu. Zaraz przyniosę coś do picia.
   - Idziemy - odpowiedziała Alice i pociągnęła mnie za sobą do pomieszczenia. Gdy zobaczyłem samego jej ojca, przyznam, że się odrobinę przestraszyłem, ale gdy dołączyła do nas jej mama, jakoś chyba odrobinę mi przeszło.
   - Zdajecie sobie sprawę co narobiliście? Jak musieliśmy się tłumaczyć przed rodzicami Alvaro? - zaczął jej ojciec.
   - Tato, ja wiem - westchnęła Alice i wszyscy usiedliśmy. - Muszę się spotkać z Alvaro i z nim porozmawiać.
   - Najpierw wyjaśnicie to nam. Zwłaszcza twój nowy kolega - spojrzał na mnie, a ja znów zacząłem się bać. Jej ojciec nie wyglądał na faceta, który żartuje.
   - Tato.. Przestraszysz go - złapała moją dłoń. 

   - Wszystko w porządku - uśmiechnąłem się lekko do niej. W tym momencie musiałem niestety skłamać. - Niech pan pyta o co tylko zechce - spojrzałem na pana Rubio.
   - Alvaro to twój przyjaciel, tak?
   - Tak, znamy się od lat - pokiwałem głową.
   - Chyba nie jesteś odpowiednim partnerem dla mojej Ali. Zdradziłeś własnego przyjaciela, więc jak mam ci ufać w kwestii mojej córki? - zapytał.
   - Carlos, daj spokój. Zakochali się - na pomoc ruszyła jej mama. 

   - Sam na początku kogoś miałem, ale gdy poznałem państwa córkę, wszystko zaczęło się kręcić wokół niej - powiedziałem szczerze. - I teraz nie wyobrażam sobie tego, że mógłbym z niej zrezygnować.
   - A poza tym, to ja uciekłam sprzed ołtarza - odezwała się Alice. 
   - Jeżeli to z nim nasza córka ma być szczęśliwa, to ja nie widzę przeszkód - powiedziała jej matka i najpierw spojrzała na swojego męża, a później na nas.
   - Kocham go i chce z nim być - powiedziała pewnie Ali, a mnie aż zatkało. Jeszcze nigdy mi tego nie powiedziała, a teraz tak swobodnie mówiła o tym swoim rodzicom.
   - Również kocham państwa córkę - dodałem i ścisnąłem mocniej jej rękę.
   - Dobrze, niech będzie. Ale będę cię obserwował - zaznaczył jej ojciec i wyciągnął do mnie dłoń. - Jeśli ją zranisz..
   - Carlos.. - jęknęła jej mama.
   - No dobrze, już dobrze. 

   - Tato, naprawdę się cieszę, że to zaakceptowałeś - wyszczerzyła się.
   - Znając ciebie to jeszcze uciekłabyś z domu - machnął ręką.
   - Jestem dorosła! - zaśmiała się.
   - I chyba to nic złego, jeśli by ze mną zamieszkała? - zapytałem, spoglądając na nich.
   - Ale, że już? - jej ojciec otworzył szerzej oczy.
   - Nie, dzieci, to nic złego - powiedziała spokojnie pani Ortega, kładąc dłoń na ramieniu męża i mierząc go wzrokiem. 

   - To dobrze - skinęła głową Alice. - Chociaż Isco ma dużego psa, który mnie przeraża. Ale przyzwyczaję się - zachichotała.
   - Będziesz musiała - skwitowała uśmiechem jej mama, a my wszyscy co do tego się zgodziliśmy.
Teraz byłem zadowolony, że tu przyjechaliśmy i porozmawialiśmy z jej rodzicami. Jedno mamy już z głowy, ale czeka nas jeszcze rozmowa z Alvaro i Leire, ale myślę, że z nimi nie pójdzie tak łatwo.





poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział XII

ALVARO
  Czas płynął bardzo szybko.. Zanim się obejrzałem to już miałem swój wieczór kawalerki. Chłopaki zabrali mnie oczywiście do klubu ze striptizem. Nie muszę chyba wspominać, że był to pomysł Pablo. Nie czułem się tu dobrze, bo ciągle rozmyślałem o jutrzejszym wydarzeniu. Już jutro Ali zostanie moją żoną i będziemy ze sobą do końca życia, a ja nigdy więcej nie spotkam się z Leire. Najgorsze jest to, że to był jej pomysł. To ona tego chciała.
  Na wieczorze byli przeważnie piłkarze.. Kilku Getafe, oczywiście Amat oraz piłkarze z reprezentacji: Nacho, Asier, Dani, Isco.. Tego ostatniego najchętniej wziąłbym w ciemny kąt i pokazał gdzie raki zimują. Jak on mógł tak potraktować Leire?!
   - Słyszałem, że rozstałeś się z dziewczyną - spojrzałem na niego. - Jutro przyjdziesz sam?
   - Do tej pory nikogo nie znalazłem by mi towarzyszył, więc tak, będę sam - odpowiedział i zabrał ze stolika szklankę ze swoim drinkiem. Będzie sam? Podobno tak strasznie się zakochał..
   - Jak to nie? A ta twoja miłość? - zapytał Asier.
   - Nie może - mruknął Isco, mierząc go wzrokiem.
   - To jednak kogoś masz? - zapytałem. 

   - Tak jakby - unikał mojego wzorku. - Miłość - rzucił tylko, dopijając swojego drinka. - A co u Ali? Pewnie się denerwuje.
   - Troszeczkę - uśmiechnąłem się lekko. - Mamy się pobrać, więc się nie dziwię. Rodzice mi ostatnio opowiadali, że też oboje się denerwowali przed ślubem.
   - Ważne, abyście byli szczęśliwi.
   - Dzięki - pokiwałem głową i spojrzałem przed siebie. Asier z Danim bzikowali do jakiejś półnagiej laski, więc tylko pokręciłem głową. Teraz pytanie... Jak ja mam być szczęśliwy, jeżeli nie mogę wybić sobie z głowy Leire? Nie mogłem tu już dłużej siedzieć. Niby wszystko sobie wyjaśniłem z Ali i chcieliśmy tego ślubu, ale miałem pewne obawy co do jutra. No i rozmyślałem o blondynce, która mieszka już o przyjaciółki. Chciałbym ją teraz tak po prostu przytulić. Isco wtedy zaczął rozmawiać o czymś z Jordim, a ja zaczepiłem Pablo, który próbował z kimś rozmawiać przez telefon. Gdy zauważył, że chcę coś od niego, rozłączył się.
   - Co tam?
   - Leire zatrzymała się u twojej Julii czy tej drugiej, jak jej było.. Lia? - zapytałem cicho.    
   - Alvaro - popatrzył na mnie. - Skończ już tym!
   - Nie mogę - powiedziałem głośniej i dyskretnie obejrzałem się czy Isco nadal rozmawiał z Amatem. Na szczęście obaj byli zajęci. - Wiem, że wiesz, stary!
   - Wiem, ale jutro będziesz już żonaty - szepnął. - Nic ci nie powiem.
   - Ostatni raz!
   - Jest u Julii - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Nie wiem dlaczego nadal chcesz to robić, ale jedź. Ostatnio mnie tam zawoziłeś.
   - Pamiętam, dzięki - wyszczerzyłem się. - Wymyśl coś dla nich - kiwnąłem głową w stronę reszty chłopaków i niczym poparzony, wystrzeliłem z naszego narożnika. Wyszedłem przed klub i tam złapałem taksówkę. Podałem adres i siedziałem, myśląc o tym, co właśnie robię. I czy Leire będzie chciała mnie widzieć.. Julia mieszkała dość daleko od klubu, więc trochę tutaj sobie posiedzę. Było już późno, więc zastanawiałem się czy ich nie obudzę, ale raz kozie śmierć, jak to mówią.. Zapłaciłem kierowcy i wysiadłem. Ruszyłem do drugiej klatki w budynku, bo tam podobno mieszkała Julia. Po drodze jeszcze pisałem do Sarabii o numerek mieszkania, bo tego już nie wiedziałem. Stanąłem przed drzwiami, ciężko westchnąłem i zapukałem.   
   - Kogo to niesie o tej godzinie.. - usłyszałem kobiecy głos. Po chwili drzwi się otwarły. - Vazquez, nic tu dla ciebie nie ma - powiedziała Julia.  
   - Wejdę tylko na chwilę, błagam - powiedziałem. - Muszę się z nią zobaczyć.
   - Ona nie chce z tobą rozmawiać.
   - Chcę by ona mi to powiedziała.
   - Wpuść go - usłyszałem jej głos. Musiała być obok Julii. Zrobiła krok do tyłu i mnie wpuściła. Leire stała za drzwiami, ubrana w dresy i za dużą koszulkę. Nawet tak wyglądała idealnie.
   - Dobra, tylko mi potem nie płacz - mruknęła i przeszła do jakiegoś pokoju.
   - Hej - szepnąłem cicho, patrząc na nią.   '
   - Hej - mruknęła cicho. - Co tu robisz?
   - Chciałem się z tobą zobaczyć.
   - Aby mi namieszać w głowie?
   - Leire.. - westchnąłem. - To nie tak. Po prostu nie mogłem tam usiedzieć z chłopakami, ciągle myśląc o tobie - przełknąłem ciężko ślinę.
   - Trzeba było zacząć myśleć o narzeczonej, bo ze mną już cię nic nie łączy - mówiła to takim zimnym tonem.
   - Sama wiesz, że tak nie jest - pokręciłem głową i zrobiłem krok w jej stronę, ale ona się cofnęła, opuszczając głowę.
   - Od jutra już tak będzie. Wracaj na swój wieczór kawalerski i daj mi spokój.
   - Leire, proszę cię..
   - O co ty mnie prosisz? O ostatni numerek przed twoim ślubem czy o to bym została twoją oficjalną kochanką? - krzyczała. - Sorry, ale z tym skończyłam. 

   - Czyli chcesz, abym sobie poszedł?
   - Chcę byś sobie poszedł i już nigdy nie wrócił. Najlepiej zapomnij o tym wszystkim - mówiła. - Ożeń się, miej wspaniały domek na obrzeżach, żonę i gromadkę dzieci! - złapała za klamkę i otworzyła drzwi. - Wracaj do chłopaków, do mieszkania, jedź do Ali, cokolwiek - spojrzała na mnie ze złością, ale i bólem w oczach.
   - Jak sobie życzysz - westchnąłem i jeszcze raz na nią spojrzałem. - Mam nadzieje, że do zobaczenia.
   - Wyjdź - mruknęła oschle, a ja po woli wyszedłem na zewnątrz. Chciałem jeszcze na nią spojrzeć, ale zamknęła za mną od razu drzwi. Jeszcze chwile tam stałem, bo miałem nadzieje, że zmieni zdanie, ale tak się nie stało. Nie chciałem wracać do klubu ani iść do Ali, bo pewnie bawi się z dziewczynami, więc zamówiłem taksówkę i pojechałem nią do domu.

 ISCO
  Wstałem bez jakiejś większej chęci do życia, a tak właściwie to Messi mnie ściągnął z łóżka, przypominając o porannym wyjściu z nim na zewnątrz. 
  Do południa zmieniałem zdanie jeszcze milion razy. Iść na ten ślub czy nie.. Z jednej strony chciałem ten ostatni raz zobaczyć pięknie wyglądającą Alice, szczęśliwą Alice, ale męczyła mnie wizja jej stojącej u boku Vazqueza. Patrząc sobie w oczy, wypowiedzą słowa przysięgi małżeńskiej i będą zgrywać idealnie szczęśliwych.. Aż skręcało mnie od środka. 
 Stanąłem w samych gaciach przed szafą, na której drzwiczkach wisiał na wieszaku mój garnitur i koszula. 
   - Messi, co mam robić? - zapytałem, a ten położył się obok mnie na podłodze. - Zaszczekaj raz, jeżeli mam zostać, a dwa jeżeli mam tam iść - dodałem, a ten nadal siedział cicho. - A gdy pytam na co masz dziś ochotę to od razu się odzywasz - pokręciłem głową, a ten po prostu wyszedł z sypialni. Świetnie.. Usiadłem na rogu łóżka i wziąłem do ręki swój telefon. Na wyświetlaczu widniało nasze wspólne zdjęcie, które zrobiliśmy podczas jednego ze spotkań. Jeszcze raz zerknąłem w stronę garnituru.. 
  Zaparkowałem samochód przed kościołem, pomiędzy innymi przystrojonymi autami. Wysiadłem i schowałem kluczyki do kieszeni. Od razu ruszyłem przed wejście. Minąłem Alvaro, który stał w grupce z Amatem, Sarabią i swoim bratem, żywo o czymś dyskutując. Uniosłem do nich dłoń, na powitanie, a Alvaro posłał mi lekki uśmiech i wrócił do rozmowy. Ja stanąłem przy chłopakach z mojego klubu i ich partnerkach. Staliśmy tak trochę rozmawiając o zbliżającym się ślubie. Wszyscy żartowali na temat Alvaro, że teraz koniec z wypadami i takie tam.. Niby też się śmiałem, ale to wszystko było z przymusu. W końcu ruszyliśmy do środka. Usiadłem z Asierem oraz Esther, jego wieloletnią partnerką, w jednej z pierwszych ławek. Tylko i dlatego, abym mógł lepiej zobaczyć Alice. Niedługo potem przed nami zasiedli rodzice Alvaro oraz Alice. Chyba się bardzo lubili, bo ciągle o czymś między sobą szeptali i się uśmiechali. Za chwilę dołączył do nich jeszcze Raul, mówiąc, że Alice już przyjechała i zaraz wchodzą.
 Teraz miał być dla mnie najtrudniejszy moment. Organista zaczął grać, a ja musiałem spojrzeć w tył. Nie myliłem się, mówiąc, że cudownie będzie wyglądała w bieli. Była uśmiechnięta i wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Alvaro również. Szli obok siebie, trzymając się pod rękę. Za nimi kroczyła Rosario, która była jej świadkiem oraz Jordi. Nie dziwiło mnie to, że wybrał akurat jego, bo Alvaro był świadkiem na jego ślubie miesiąc temu. Gdy sobie go przypomnę.. To był dzień, kiedy poznałem Ali.. Spojrzała w stronę, gdzie ja siedziałem. Niby na rodziców, ale na mnie również, bo w końcu siedziałem za nimi. Od razu odwróciła wzrok i podążyła przed siebie. W końcu dotarli do ołtarza i ksiądz zaczął ceremonię zaślubin. Ciągnęło się jak flaki z olejem i o mało stamtąd nie wyszedłem. Wcześniej myślałem, że dam radę, ale teraz okazuje sie, że jest gorzej niż myślałem. W końcu przyszedł czas na przysięgi. Stanęli naprzeciwko siebie i Ali zaczęła nerwowo się rozglądać po całym kościele. Ksiądz poprosił by powtarzała za nim.
   - Ja Alice.
   - Ja Alice - zaczęła cicho.
   - Biorę sobie ciebie, Alvaro za męża - mówił nadal starszy kapłan, a ta zaczęła jakby szybciej oddychać. Zapadła cisza. - Alice - szepnął ciszej ksiądz.
   - Alvaro - jęknęła i spojrzała na piłkarza. - Ja nie mogę!   
   - Co? Alice, co ty mówisz? - zapytał, a mnie serce biło coraz szybciej.
   - Przepraszam, ale nie mogę - powiedziała teraz już pewniej. Ich rodzice zaczęli coś między sobą szeptać, a Raul ciągle patrzył na brata. Alice odwróciła się, podciągnęła delikatnie sukienkę, zeszła ze schodka i ruszyła do wyjścia.
   - Ale jaja - usłyszałem głos Asiera, obok którego siedziałem. 
   - To nie są żadne jaja, Asier. Ja ją kocham - odpowiedziałem mu. Ten zrobił minę w stylu "Co jest grane?!", a siedząca prosto przede mną mama Alice aż się obejrzała. Uśmiechnąłem się lekko i zerwałem z miejsca, podążając za dziewczyną w białej sukience.
   - Ali, zaczekaj! - krzyknąłem, a ona zatrzymała się tuż przed wyjściem. Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się, a ja do niej dobiegłem. - Jesteś wariatką - zaśmiałem się, porywając ją w swoje ramiona i wpijając się w jej usta.    
   - Isco, wszyscy patrzą! - zaśmiała się i spojrzała w stronę pełnego wnętrza kościoła. Ja również tam popatrzyłem. Wszyscy byli zwróceni w naszą stronę, a ci którzy siedzieli na samym początku nawet wstali. Całkowicie na wprost mieliśmy stojącego Alvaro, który wpatrywał się w nas z niedowierzaniem.
   - Chodźmy - złapałem ją za dłoń i pociągnąłem w stronę parkingu. 

   - To wszystko twoja wina - jęknęła, kiedy byliśmy już w moim samochodzie. - Gdybyś się tam nie pojawił..
   - Wyszłabyś za Alvaro i do końca życia prawiła sobie wyrzuty sumienia, że nie uciekłaś - wyszczerzyłem się. - Gdzie uciekająca panna młoda chce uciec?
   - Gdzieś, gdzie nas nie znajdą - uśmiechnęła się. - I muszę się przebrać!
   - Mogę ci w tym pomóc - powiedziałem, śmiejąc się, a ona zdzieliła mnie lekko w ramię.

ALICE
  Jechałam samochodem z Francisco, który jechał właśnie do ''naszego'' hotelu. On prowadził, a ja wpatrywałam się w niego z szerokim uśmiechem.. W końcu będziemy mogli być razem! Wiem, że będę musiała się ostro tłumaczyć Alvaro i rodzicom, ale było warto. Isco jest facetem mojego życia i to właśnie z nim chce być. Uświadomiłam to sobie, gdy mijałam go w drodze do ołtarza.
   - Zostaniesz tutaj, a ja pojadę po jakieś ciuchy - powiedział, kiedy zaparkował. Wyszedł z samochodu i po chwili otwarł drzwi z mojej strony. - Mam cię przenieść przez próg czy nie trzeba? - na żarty mu się zebrało.
   - Dam radę - zaśmiałam się i ruszyłam w stronę wejścia, a przed nim jeszcze się obejrzałam za Isco, który wyjeżdżał z parkingu. Weszłam do środka, gdzie przykułam wzrok wszystkich obecnych. Podeszłam do recepcji, poprosiłam o pokój recepcjonistkę, która chyba najczęściej nas meldowała i ruszyłam na drugie piętro, gdzie znajdował się pokój. Kiedy tylko weszłam do środka zaczęłam pozbyć się tej sukni. Chyba znienawidzę biały kolor! Zostałam w samej bieliźnie i szpilkach. Rozwaliłam też fryzurę, którą fryzjerka robiła mi ponad godzinę.. Szkoda, że wcześniej się nie zdecydowałam a ucieczkę. Położyłam się na łóżku i złapałam za pilot od telewizora. Włączyłam go, bo jakoś musiał mi minąć czas, czekając na Isco. Na szczęście nie miałam przy sobie telefonu, więc nikt do mnie nie wydzwaniał! Ale widzieli, że wychodzę z Isco.. Do niego za to mogą próbować się dodzwonić wszyscy na raz..
   - Jestem! - po chwili otwarły się drzwi, a w nich pojawił się Isco z siatkami z jakiegoś sklepu.
   - To świetnie - wyszczerzyłam się. - Pokaż, co tam masz!
   - No nie wiem.. Jak dla mnie mogłabyś zostać w takim stroju! 

   - Isco, przestań! - zawołałam i zabrałam od niego siatki. - No, masz nawet dobry gust - dodałam po chwili.
   - Pomogła mi taka pewna pani ekspedientka, ale nie musisz się martwić, bo była starsza i nie w moim guście - zaśmiał się. - Zapytała dla kogo to, a ja że to dla mojej kobiety, która właśnie uciekła sprzed ołtarza.. - zamyślił się. - Popatrzyła na mnie dziwnie i powiedziała, że my młodzi teraz mamy specyficzne poczucie humoru!
   - Ciekawe jak ja się im wszystkim wytłumaczę - mruknęłam, zakładając na siebie kolorowy top.
   - Już dzwonił do mnie Nacho, Asier, Amat, Pablo... Ale nie odbierałem, a przed chwilą wyłączyłem telefon.
   - Dziękuję - cmoknęłam go w usta. - Nie chce teraz nawet o tym myśleć.
   - Więc pomyśl o mnie - zamruczał.
   - O tobie myślę zdecydowanie za dużo - zaśmiałam się głośno. - Ostatnio cały czas.
   - Podoba mi się to! - pokazał rząd białych ząbków i się do mnie przytulił. - Ali, co dalej?
   - Teraz oficjalnie możemy zostać parą - złapałam jego dłoń.
   - Z miana WAG Getafe, przerzuciłaś się na WAG Realu - wyszczerzył się. - Daleko nie uciekłaś.
   - Teraz jestem już tym wszystkim zmęczona. Położymy się?
   - Oczywiście - pocałował mnie w czoło.
   - Isco.. A chcesz mieć dzieci? - musiałam go o to zapytać.
   - Dzieci? Takie nasze małe kopie? - zaśmiał się. - Kiedyś pewnie tak, a dlaczego pytasz?
   - Bo ja chce - pokiwałam pewnie głową. - Chciałam zajść w ciążę zaraz po ślubie.
   - Alvaro co na to? - zapytał cicho.
   - Na początku chciał, ale później zmienił zdanie.
   - Ja z tobą to mógłbym mieć nawet i dziesięcioro dzieci - zaśmiał się i ucałował mnie w czoło.
   - To postanowione - zaśmiałam się, wtulając w jego ramię.
   - Co jeszcze sobie wymarzyłaś? - zapytał po chwili.
   - Na pewno nie Messiego!
   - Skarbie, ja go nie dam ruszyć! - spojrzał na mnie poważnie.
   - Ale on mnie przeraża - szepnęłam.
   - Jest kochany, zobaczysz! Przyzwyczaicie się do siebie - uśmiechnął się.
   - To znaczy, ze zamieszkamy razem?
   - A nie chcesz?
   - Nigdy wcześniej nie mieszkałam jeszcze z facetem - mruknęłam. Alvaro miał być pierwszy, bo jakoś wcześniej nie chciałam. Wolałam mieszkać z rodzicami i zawsze dojeżdżać do faceta.
   - Jeżeli nie chcesz, nie musimy się z tym śpieszyć, ale może warto spróbować? - spojrzał na mnie
   - Warto - pokiwałam energicznie głową. - Na pewno warto - uśmiechnęłam się i zaczęłam rozpinać powoli guziczki od jego koszuli.
   - Mnie się wydaje, czy ktoś tu ma ochotę na noc poślubną? - zaśmiał się.
   - Wydaje ci się!
   - Może jednak nie? - pokręcił głową i pociągnął na kraniec bluzki, którą dla mnie kupił.
   - Ale proszę mnie nie rozbierać!
   - To masz lepszy pomysł jak spędzić to popołudnie?
   - Dobra, wygrałeś - zaśmiałam się i pociągnęłam go do siebie za krawat. Zaśmiał się gardłowo i dokończył to co zaczął przedtem, czyli zdjął ze mnie koszulkę. Zaczął wodzić ustami po mojej szyi i dekolcie, a jego silne i duże dłonie błądziły po moich plecach. Popołudnie i noc spędziliśmy na cieszeniu się sobą, bo wiem, że od jutra oboje będziemy musieli się tłumaczyć. Przede wszystkim trzeba będzie porozmawiać z Alvaro, który na pewno czeka na jakieś wyjaśnienia. 


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział XI

ISCO
Właśnie wysiadaliśmy z autobusu, którym wracaliśmy z lotniska. Przede mną ślimaczył się Dani, a mnie znów pośpieszał Raphael.. Temu to zawsze było wszędzie śpieszno. Zabraliśmy swoje torby i mogliśmy udać się do domów. Mnie w nim czekała poważna rozmowa z Leire... Wpakowałem się do auta Asiera, bo miałem się z nim zabrać. Swój zostawiłem wtedy Leire, bo mógł się jej przydać. Powtarzała, że po mieście woli się przejść pieszo albo skorzystać z komunikacji miejskiej, bo gdy trzeba było to miejsc parkingowych było jak na lekarstwo. Jednak gdyby chciała jechać do rodziców to był jak znalazł!
   - I co postanowiłeś? - zaczął chłopak, wyjeżdżając z parkingu. - Wiesz już co powiesz Leire?
   - Że z nią zrywam - skinąłem głową.
   - Tylko wiesz, nie za ostro... - mruknął. Zaraz mi pewnie zacznie prawić dokładne instrukcje jak mam to zrobić, krok po kroku.
   - Rozmyślałem o tym cały lot. To było długich 12 godzin, więc.. - spojrzałem na niego z politowaniem. - Lepiej jedź normalnie, bo wszyscy na ciebie trąbią.
   - No dobra, dobra - poddał się i podgłośnił radio. Prócz tego, że ciągle podśpiewywał to siedział cicho.. Niedługo później byliśmy już na miejscu.
   - Dzięki, stary - pożegnałem się z nim i wyciągnąłem z bagażnika swoją walizkę. Szczerze przyznam, że do domu szedłem niechętnie.. Wiem, że teraz czeka na mnie Leire i dość nieprzyjemna rozmowa.
Wszedłem na górę i cicho do mieszkania. Nie bym chciał to zrobić specjalnie, ale tak wyszło. Zostawiłem walizkę w przedpokoju i usłyszałem cichą muzykę, która dobiegała z sypialni, do której były uchylone drzwi. Zajrzałem tam i zobaczyłem Leire siedzącą pośrodku łóżka w starych dresach i topie, z kokiem na głowie. Obok niej był laptop, którego płynęła muzyka, a dookoła stosy papierów. Zgaduję, że to wszystkie jej notatki z tego roku. Od początku wakacji narzekała, że musi w końcu to wszystko uporządkować. Przeciągałbym tą chwilę gdyby nie Messi, który zaczął szczekać na mój widok.
   - No cześć! Ale urosłeś - ukucnąłem przy nim i zacząłem go głaskać. Merdał ogonem i cały czas na mnie wskakiwał. Leire przymknęła laptopa i powoli zbierała swoje notatki z łożka. - Cześć - uśmiechnąłem się do niej.
   - Czekaliśmy na ciebie - wyszczerzyła się i podeszła, wspięła się lekko na palcach i chciała mnie pocałować, ale odwróciłem głowę i trafiła w policzek. Od razu spojrzała na mnie pytająco.
   - Powinniśmy porozmawiać - szepnąłem. - Ale może jeszcze wezmę szybki prysznic - dodałem i po chwili byłem już w łazience. Jak zwykle stchórzyłem. Jak ja mam je to powiedzieć? No jak? Pod kabiną powtarzałem jedną i tą samą kwestię, ale nie byłem pewien, czy uda mi się jej to powiedzieć. Wiem, że zasługuje na coś lepszego.
Nabrałem powietrze w płuca i zakręciłem kurek. Woda przestała się lać, a ja musiałem w końcu stamtąd wyjść. Koniec tchórzostwa! Wytarłem się ręcznikiem, owinąłem i wyszedłem. W sypialni jej już nie było, więc na spokojnie się ubrałem. Zastałem ją w salonie. Siedziała skulona w kącie sofy, przygryzając wargę. Denerwowała się.
   - Więc możemy teraz porozmawiać? - zapytałem, siadając obok niej.
   - Chyba tak - pokiwała głową i spojrzała na mnie. - Coś się stało? - zmarszczyła brew.
   - Wiesz, że nigdy nie chciałem cię zranić.. - zacząłem, wzdychając cicho. - Ale będziemy musieli się rozstać.
   - Co? - szepnęła. - Dlaczego? Isco, ja... - zacięła się nagle i przełknęła ciężko ślinę. - Po prostu powiedz mi dlaczego... - zmieszała się lekko.
   - Zakochałem się - powiedziałem szybko.
Ona odwróciła głowę, teraz patrząc przed siebie. Zaczęła nerwowo pocierać o siebie swoje dłonie. 
   - Długo ją znasz? - mruknęła.
   - Nie, to nie trwa długo - pokręciłem głową. - Ale jestem pewien, że to właśnie ta. Przykro mi, że tak się stało.
   - Okej - szepnęła ledwo słyszalnie i zauważyłem jak jej szczęka zaczyna drżeć. - Mi też jest przykro - opuściła głowę.
   - Leire.. Nie chciałem cię okłamywać - powiedziałem i chciałem ją przytulić, ale zdałem sobie sprawę, że chyba nie powinienem.
   - Jasne - podniosła głowę i wytarła oczy. Przeniosła wzrok na okno. - Daj mi trochę czasu na zabranie moich rzeczy stąd.
   - Nie musisz się śpieszyć. Dam ci tyle czasu, ile będziesz potrzebowała - lekko się uśmiechnąłem.
   - Dzięki - szepnęła i wstała. Słyszałem jak coś robiła w sypialni, a chwilę później po prostu wyszła.
Z jednej strony byłem przeszczęśliwy, bo zrobiłem to dla Ali, by być z nią, ale z drugiej.. To był wspaniały rok z Leire i nie chciałem jej ranić, ale niestety, wyglądała na załamaną. Zabrałem telefon do ręki i wybrałem numer mojej Alice i nie obchodziło mnie to czy Alvaro z nią teraz jest czy nie.
   - Hej, Francisco - usłyszałem jej głos.
   - Cześć, jestem już w Madrycie. Możemy się spotkać?
   - Teraz nie dam rady. Mam kilka spraw na głowie.. - jęknęła. - A to coś ważnego?
   - Troszeczkę - powiedziałem. - Znajdziesz dla mnie chwilę?
   - No dobrze. Może wieczorem? Koło dziewiętnastej spróbuję się wyrwać - westchnęła. - Leire nie będzie?
   - Nie, nie będzie. Nie martw się - uśmiechnąłem się.
   - Więc do zobaczenia, Isco - powiedziała i w tle usłyszałem głos Alvaro, który ją wołał. - Naprawdę nie bardzo mogę teraz rozmawiać.
   - Dobrze. To do zobaczenia! - rozłączyłem się, bo nie chciałem, aby miała kłopoty. 

ALICE
  Cały dzień byłam zabiegana. Ślub zbliżał się coraz większymi krokami i razem z Alvaro miałam dużo do załatwiania. Przy naszych rodzicach udawaliśmy, że wszystko jest w porządku i nie możemy doczekać się ślubu, ale tak naprawdę nadal byliśmy skłóceni. Nadal byłam zła na Alvaro, że nie powiedział mi, że nie chce jeszcze dziecka. Nie wiem dlaczego okłamał mnie w tak ważnej sprawie. Miałam wrażenie, że oboje jesteśmy jacyś nieobecni i tylko przytakujemy własnym rodzicom.
  Wieczorem na szczęście nie musiałam go okłamywać, bo był u siebie. Jego rodzice przyjechali już razem z Raulem, więc pewnie chce z nimi spędzić trochę czasu. Nie miałam nic przeciwko, bo przecież byłam umówiona z Francisco. Nie wiem, co mnie tchnęło, ale chciałam się dla niego wystroić. Ubrałam swoją ulubioną, czarną bieliznę, krótką spódniczkę i czerwoną bluzkę z dość dużym dekoltem. Jak szaleć, to szaleć na całego. Do tego dobrałam wysokie szpilki, aby być trochę wyższą i kilka dodatków.
Taksówką podjechałam pod mieszkanie Alarcona. Dziś szłam już bez nerwów, bo wiedziałam, że Leire nie ma być w domu. Trochę mnie to zastanawiało dlaczego, ale jestem pewna, że piłkarz mi to wytłumaczy. Windą wjechałam na górę i już słyszałam szczekanie Messiego. Pewnie Isco się z nim bawi albo co. Zadzwoniłam do drzwi i czekałam aż ktoś mi otworzy.
   - Idę! - usłyszałam krzyk Francisco. 
Minęło kilka sekund i już chłopak otwierał mi drzwi. Stanął w progu i wbił we mnie wzrok.
   - Cześć - powiedziałam, a on wtedy jakby oprzytomniał i uśmiechnął się do mnie.   
   - Cześć - ciągle na mnie patrzył. - Zapraszam - odsunął się i otworzył szerzej drzwi. - Messi, do kuchni! - od razu rozkazał temu olbrzymowi. Pies grzecznie przeszedł i tylko zdążył mnie powąchać, po czym zniknął w kuchni. Spojrzałam na Isco, a ten zaprosił mnie do dużego pokoju.
   - Uparłeś się na to spotkanie - stwierdziłam. 
   - Bo mam coś bardzo ważnego do powiedzenia, ale najpierw muszę to zrobić - mruknął i zanim się zorientowałam tonęłam już w jego objęciu. - Pięknie wyglądasz - zaczął mnie całować.
   - Isco, wariacie! - zaczęłam się śmiać.
   - Trzeba było się tak nie ubierać - zjechał z pocałunkami niżej. - A poza tym jestem dwa tygodnie bez kobiety!
   - Ja też się stęskniłam, ale... - zachichotałam, bo zaczął mnie łaskotać.
   - Ale co? - spojrzał na mnie.
   - Ja też - skinął głową i zabrał mnie na ręce. Nie wiem dlaczego kierował się do swojej sypialni.. Dobra, wiem, ale nie powinien tego robić!
   - Jesteś dziś bardzo zadowolony - zauważyłam, przysuwając się do niego.
   - Ponieważ dziś zrobiłem coś, co powinienem zrobić - uśmiechnął się i ucałował delikatnie oba kąciki moich warg, a po tym zachłannie wpił się w nie, całując mnie.
   - No to powiedz mi - próbowałam go odepchnąć, ale Francisco był silniejszy ode mnie. Teraz to on na pewno nie będzie chciał rozmawiać, tylko robić zupełnie co innego.
   - Nie teraz, później - sapnął, całując moją szyję i dekolt.
   - Isco, ale mieliśmy umowę..
   - Nie pamiętam - wyszczerzył się i pozbył się swojej koszulki.
   - Teraz to i ja nie pamiętam - zachichotałam i znów zaczęliśmy się całować. W tym momencie nie liczyło się nic, tylko on. 

  Leżeliśmy razem, przytuleni. Isco bawił się moimi włosami i co chwilę całował moją szyję albo odkryte ramię.
   - Jesteś taka cudowna - szepnął, a ja uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam wierzch jego dłoni, którą ściskał moją.
   - Powiesz mi teraz o co ci chodziło? - zapytałam cicho. 

   - Oczywiście - momentalnie się uśmiechnął. - Zerwałem z Leire.
   - Naprawdę? - otworzyłam szerzej oczy. Zaskoczył mnie.. - Dlaczego?
   - Bo chce być z tobą.
   - Isco, ale.. Ja wychodzę za mąż - szepnęłam.
   - Czyli nic do mnie nie czujesz? - zapytał.
   - Czuję, kochany - odpowiedziałam od razu. - Jednak rozmawialiśmy o tym i mieliśmy tak po prostu odpuścić przy ślubie.
   - Więc go odwołaj - powiedział poważnie. 

   - Ale nie mogę! Kocham Alvaro i chce z nim być.
   - Więc dlaczego tutaj jesteś? - zapytał. - Jeżeli go kochasz i chcesz z nim spędzić resztę życia to dlaczego nie leżysz teraz w jego łóżku? Odpowiedz.
   - Francisco.. - spuściłam wzrok. - Bo.. Cholera, sama nie wiem - jęknęłam.
   - Więc się dowiedz - powiedział ostrzej i przejechał dłonią po twarzy. - Kocham cię i nie chcę byś wychodziła za mąż, chcę byś była tutaj ze mną.
   - Więc mam wybierać?
   - Tak, właśnie chcę byś wybrała.
   - Przykro mi, Isco - powiedziałam i odsunęłam się od niego, chcąc wstać. - Za tydzień będę już mężatką. 
   - Alice.. Błagam, zostań! - jęknął.
   - Nie mogę. Przecież wiesz o tym! - wstałam i zaczęłam szukać swoich rzeczy.
   - Możesz, Alice, możesz - pokręcił głową. - Wiem, że w głębi chcesz ze mną być. Porozmawiaj z Alvaro!
   - I co mam mu powiedzieć? No co? - krzyknęłam.
   - Że masz kogoś innego i ślub nie ma sensu - rzucił.
   - To ty tak uważasz, Isco.

   - Więc zrobiłaś ze mnie idiotę! Zabawiłaś się i teraz wracasz do narzeczonego jak kochająca dziewczyna - prychnął. Oboje byliśmy już na siebie wściekli.
   - A może i masz rację? Może właśnie tak zrobiłam?! - krzyknęłam i skończyłam się ubierać. - Wychodzę - mruknęłam.
   - Dobrze. Idź sobie! - krzyknął. - I nie musisz już wracać. Życzę udanego życia z Alvaro!
   - Przyda się - zawołałam, wyszłam z sypialni i po chwili nie było mnie już w mieszkaniu, a wychodząc trzasnęłam głośno frontowymi drzwiami. Nie sądziłam, że to spotkanie tak się skończy. Gdybym tylko wiedziała, że Francisco rozstanie się z Leire dla mnie to nigdy bym się w to nie wciągnęła. Teraz on będzie cierpiał.

 LEIRE
  Było mi dziwnie. Naprawdę dziwnie. Isco powiedział, że się w kimś zakochał i że musimy się rozstać. Siedziałam spokojnie i słuchałam. Chciało mi się tylko płakać. Na początku myślałam, że Isco dowiedział się o moich schadzkach z Vazquezem i to o tym chciał rozmawiać, więc jak on był w łazience to ja chodziłam w kółko i wariowałam. Powiedział, że jest inna i pewnie gdyby nie to, że spotykam się z Alvaro, zaczęłabym na niego krzyczeć. Też mam coś na sumieniu, więc postawiłam na spokój. 
 Przebrałam się tylko z dresów i wyszłam z mieszkania. Julia była u rodziców za miastem, a Lia była w pracy, więc nie miałam gdzie iść. Poszłam do kawiarni i tam przesiedziałam prawie dwie godziny, zastanawiając się nad swoim życiem. Wyjechałam od rodziców do miasta na studia, mieszkałam z Lią, później poznałam Isco i dosyć szybko się do niego wprowadziłam. Po roku czasu wymyśliło mi się, że prześpię się z jego kolegą, a teraz... Teraz się z nim rozstałam, a Alvaro za tydzień się żeni, więc zostałam z niczym. Teraz pewnie przeniosę rzeczy do którejś z dziewczyn..   
  Zapłaciłam rachunek i wyszłam z kawiarni. Spacerowałam bez celu, ale zaczęło padać. Widziałam jak ludzie uciekają przed ulewą albo otwierają parasole. Nie interesowało mnie to. Mogłam moknąć. Miałam to w nosie. Jedak... Taka pogoda zawsze zmusza do zmiany nastroju, więc z trzymaniem się twardo muszę się pożegnać. Znów chciało mi się płakać, ale teraz już się złamałam i łzy same poleciały. Czułam się okropnie. Chciałam by mnie ktoś przytulił i żeby był to Alvaro. Wciąż moknąc, ruszyłam w stronę jego bloku. 
 Przed ulewą uchroniłam się dopiero w klatce schodowej w budynku. Usiadłam na pierwszym schodku i wyjęłam telefon z torebki. Wybrałam numer Alvaro i przyłożyłam komórkę do ucha, słysząc sygnały. Cała się trzęsłam z zimna i z płaczu. Nie chciałam ryzykować kolejnej wpadki, jaką było spotkanie Alice. Teraz już bym się nie wykręciła i nie wymyśliła kolejnej wymówki. 
   - Słucham? - odebrał. 
   - Jesteś w domu? - zapytałam, wycierając łzy. 
   - Tak, a co?
   - Jestem na dole i potrzebuję porozmawiać - szepnęłam. - Jesteś sam?
   - Są u mnie rodzice i brat - westchnął, ale po chwili dodał. - Poczekaj tam. Wymyślę coś i zejdę.
   - Czekam - powiedziałam i się rozłączyłam. Schowałam telefon z powrotem do torebki i oparłam się o ścianę, podciągając kolana do piersi. Nie minęło kilka minut, a Alvaro był już na dole. Popatrzył na mnie i przytulił bez słowa. Rozpłakałam się przy nim na dobre.
   - Hej, Leire - szepnął. - Skarbie, co się stało? - pytał z troską w głosie, gładząc mokre włosy. Wtuliłam się w niego całą sobą, więc on też już był mokry.    
   - Zostawił mnie - szepnęłam.
   - Jak to? - zdziwił się. - Cholera, nie był ciebie wart. Nie wie co stracił.
   - Powiedział, że się zakochał.
   - Nie przejmuj się nim - ucałował mnie w czubek głowy. - Jesteś cała mokra, będziesz chora - westchnął.
   - Bo nie mam gdzie pójść - spuściłam głowę. - Nie wiem co mam robić.
   - U mnie są rodzice - mruknął.
   - Nie chce się zatrzymać u ciebie, Alvaro. Przyszłam ci powiedzieć, że musimy przestać się spotykać - spojrzałam na niego. - Za tydzień masz ślub.
   - Leire.. - pogłaskał mnie po policzku ze smutkiem w oczach. - Proszę, nie... Nie potrafię myśleć o tym, że przestaniemy się spotykać.
   - Będziesz miał żonę - szepnęłam.
   - Z którą w tym momencie mi się nie układa. Nie odpuszczę - ujął moją twarz w dłoniach i spojrzał mi w oczy. - Jesteś dla mnie ważna.
   - Ale nie najważniejsza. A nie chce, by Ali czuła się tak, jak ja teraz - westchnęłam.
   - Wiem, że jest ci ciężko, Leire - przechylił głowę. - Wiedz, że jesteś niesamowita i nie wiem co sobie myślał Isco, zakochując się w jakiejś innej, która na pewno nie dorasta ci do pięt.
   - Ale potrafił dla niej zostawić swoją kobietę. Musi ją kochać, prawda?
   - On miał zawsze dziwne pomysły - pokręcił głową. - Jeżeli nie masz gdzie iść to mogę ci wynająć pokój w hotelu. Gdzieś blisko.
   - Byłabym wdzięczna. Teraz nie mam do tego głowy.
   - Okej. Poczekaj chwileczkę. Wrócę tylko po portfel i kluczyki - powiedział i zniknął. Wrócił dopiero po kilku minutach, ale nie zdziwiłam się. Musiał coś wymyślić przed rodzicami. Nie dosyć, że okłamywał przeze mnie Alice, to jeszcze rodzinę! To naprawdę musiało się już skończyć. Definitywnie. Wrócił w przebranej koszulce, z parasolem i drugim T-shirtem przewieszonym na ramieniu. - Dla ciebie. Twoja jest cała mokra - uśmiechnął się lekko i mi ją wręczył.
   - Przebiorę się już na miejscu - mruknęłam i ruszyłam za nim do samochodu. Gdy wyszliśmy z budynku, otworzył duży parasol i szliśmy pod nim. Otworzył mi drzwi i wsiadłam do środka. Po chwili on był już obok. Wbiłam wzrok w szybę i zamyślona patrzyłam przez nią, choć co chwilę czułam na sobie spojrzenie Alvaro. Praktycznie po chwili zatrzymał już samochód. Dobrze mówił, że 'gdzieś blisko'. Wysiedliśmy, Alvaro wynajął dla mnie pokój i choć mówiłam, że nie musi, uparł się, że wejdzie ze mną. Gdy byliśmy już w środku, od razu złapałam za koszulkę od Alvaro i pobiegłam do łazienki. Było mi cholernie zimno w moich rzeczach. Zostawiłam tam wszystko i wyszłam w samej koszulce, która sięgała mi do połowy ud. Alvaro stał przy dużym oknie, więc podeszłam do niego, a gdy tylko stanęłam, ten przeszedł za mnie i objął mnie w pasie, opierając głowę o moje ramię.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział X

ISCO
  Siedzieliśmy w kilku w pokoju Asiera i rozmawialiśmy o różnych duperelach. Najpierw ponarzekaliśmy trochę na trenera, że wyciska z nas siódme poty, dalej trochę o meczach w różnych ligach, które już miały miejsce, a później chłopaki zeszli na temat ich lubych. Każdy coś opowiadał tylko nie ja, bo siedziałem w kącie cicho i zamulałem, a tak naprawdę to rozmyślałem o Alice. Co ona mi takiego zrobiła, że nie mogę przestać o niej myśleć? Rzuciła jakieś zaklęcie, czy co? Denerwowałem się na samą myśl, że Alice jest tam teraz z Alvaro... Po prostu nie mogłem znieść tej myśli. Mógł ją przytulać i całować!
   - Ej, Isco! Rozmawiałem przedtem z Marią i opowiadała, że spotkała w centrum handlowym Leire z jakimiś dwiema dziewczynami. Gdy podeszła do niej, tamte się z czegoś śmiały, a Leire chyba nie była z czegoś zadowolona. Uwaga, to było w dziale z bielizną, więc na twoim miejscu nie mógłbym się doczekać powrotu - wyszczerzył się Nacho, po czym reszta zaczęła głupio buczeć i gwizdać.
   - A to Maria też odwiedza takie miejsca? - odgryzłem się, bo nie byłem w najlepszym humorze. 
   - Czasami nawet robimy to razem - zaśmiał się. - Ale co cię ugryzło? 
   - Nic. Po prostu nie chce rozmawiać o Leire, dobrze? - spojrzałem na nich. 
   - Pokłóciliście się? - zapytał Illarramendi.
   - Nie. Wszystko jest między nami w porządku - pokręciłem głową.
   - Więc? - zmarszczył brew. - Gdzie ta wielka miłość i entuzjazm? Niedawno jeszcze pierwszy wylatywałeś z szatni po treningach żeby tylko się z nią spotkać.
   - Chyba już mi przeszło - wzruszyłem ramionami.
   - Albo masz kogoś innego na oku - dodał Nacho. - Z kim rozmawiałeś przez telefon? 

   - Przeszło ci po roku? A tak się zarzekałeś, że to ta jedyna - ciągnął dalej Asier.
   - Niektórym przechodzi miesiącu, a mi po roku - wywróciłem oczami. - No i fakt, poznałem kogoś i to z nią wtedy rozmawiałem. 

   - No to opowiadaj! - zawołał Nacho, który chyba jako jedyny mnie rozumiał.
   - Co mam opowiadać? Poznałem ją niedawno i chyba całkowicie straciłem dla niej głowę.
   - No ale skoro jest ważniejsza od Leire..
   - Chłopaki, ja sam nie wiem co się stało! To tak nagle na mnie spadło.
   - To dlaczego z nią nie jesteś? - zapytał inteligentnie Nacho. - Zerwij z Leire i bądź z tą dziewczyną.
   - To troszeczkę bardziej skomplikowane - zaśmiałem się.
   - Jest w zakonie? - wypalił roześmiany Asier.    - Nie! Ale za dwa tygodnie bierze ślub - i teraz już mi nie było do śmiechu.
   - Porwij ją sprzed ołtarza - powiedział Nacho. - Możemy ci pomóc obmyślić plan! 
   - A jeśli powiem, że to narzeczona naszego kumpla? - zapytałem, patrząc na nich.
   - Nie gadaj! - obaj otworzyli szeroko oczy. - Ale, że od nas? Z Realu?
   - Nie, ale znamy go!
   - Może nawet chyba nie chcę wiedzieć, któremu to pomagasz rogi przyprawiać - Nacho podrapał się po głowie.
   - Ale ja chcę! - zawył Asier.
   - Nie, nie będę nic więcej mówił!
   - Ale hej.. Przecież ja idę za dwa tygodnie na ślub - podrapał się po głowie Illara. 

   - Pewnie inny, teraz jest sezon na śluby - mruknąłem pod nosem.
   - No to rozwalasz ten ślub czy nie? - zapytał uśmiechnięty.
   - Nie chcę jej tego robić! To znaczy... Nie chcę by wychodziła za mąż, ale wtedy by mnie znienawidziła.
   - A jeżeli tylko na to czeka? - wyszczerzył się. - Wiesz jakie kobiety są przewrotowe! 

   - Zerwij najpierw z Leire, powiedz jej o tym, a później sam zobaczysz - poinstruował Nacho.
   - Może i masz rację? Nie chcę przy okazji tego wszystkiego ranić Leire. Powinienem z nią porozmawiać, ale jak już wrócimy do Madrytu.
   - Ale jesteś pewien, że chcesz wszystko zaryzykować?
   - Może będę żałował tego, że nie spróbowałem?    - Będziesz żałował, jeśli tamta nie zostawi tego męża - palnął Asier.
   - Więc do jasnej cholery, nie wiem już co mam robić - warknąłem.
   - Kochasz ją? - spojrzał na mnie Nacho.
   - Kocham - powiedziałem i spojrzałem na nich, a oni wtedy popatrzyli po sobie.
   - No to masz odpowiedź, co robisz - odparł.
   - I chyba tak zrobię - westchnąłem i podniosłem się. Wyszedłem na balkon. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza, by to sobie w głowie po woli zacząć układać. Ja i Leire to już przeszłość.. Teraz czas na Alice i mam nadzieje, że również zrezygnuje z Alvaro. Po co mamy się męczyć, skoro możemy być szczęśliwi?

ALVARO
  Leżałem z Ali na łóżku i wpatrywałem się w biały sufit. Moja narzeczona już od wczoraj była jakaś nieswoja.. Odpowiadała mi półsłówkami, ciągle sprawdzała swój telefon i miałem wrażenie, że mnie unikała. Nie chciała się kochać ani nawet przytulać! Musiałem mocno się natrudzić, aby w nocy móc być blisko niej. Chyba jest już zestresowana tym całym ślubem albo.. Cholera! Albo dowiedziała się o mnie i Leire.
Powinienem się cieszyć z takiego obrotu spraw, ale kocham Alice. Niedługo mamy wziąć ślub i być ze sobą na zawsze, a się nam nie układa. Bałem się, że to wszystko z mojej winy.
   - Kochanie.. - zacząłem ostrożnie, przybliżając się do niej. - Co tam robisz? - zapytałem, bo sprawdzała coś w telefonie.
   - Nic - mruknęła cicho. - Sprawdzam godzinę - dodała po chwili.
   - Przez kilka minut?
   - Przepraszam, zamyśliłam się - zmarszczyła czoło i odłożyła telefon na szafkę.
   - No dobrze - mruknąłem, spoglądając na nią. - Po ślubie zostajemy tutaj czy kupujemy coś nowego?
   - Nie wiem - szepnęła i na chwilę zamilkła. - Jak będzie tobie wygodniej - wzruszyła ramionami.
   - No a tobie, Ali? Nie interesuje cię to, gdzie będziemy mieszkać? - zapytałem zdziwiony. Alice zawsze lubiła mieć wszystko pod kontrolą, a teraz było jej to obojetne.
   - Równie dobrze możemy zostać tutaj, możemy coś kupić, a nawet zamieszkać z moimi rodzicami - spojrzała na mnie.
   - Tylko nie to!
   - Niby dlaczego? Przecież jest tam mnóstwo miejsca.
   - Bo ja chce mieszkać z tobą, a nie z nimi. Ali, przecież będziemy małżeństwem!
   - Tutaj to raczej nie będzie miejsca dla twojego wymarzonego dziecka - prychnąłem już lekko poddenerwowany.
   - Tylko mojego wymarzonego? - uniosła się na łokciach, wbijając we mnie wzrok.
   - To ty chcesz przecież dziecko!
   - Ja myślałam, że oboje chcemy!
   - Jesteśmy jeszcze młodzi i mamy czas, ale ty się uparłaś. Wiesz, że nie skończyłaś jeszcze studiów?
   - I co z tego, że jeszcze ich nie skończyłam? Dałabym przecież radę! Powiedz od razu, że go nie chcesz..
   - Chce, ale nie teraz - w końcu wyznałem jej prawdę. 
   - Skąd taka nagła zmiana, Alvaro? Ostatnio gdy o tym rozmawialiśmy, odniosłam całkiem inne wrażenie - przymrużyła powieki.
   - Nie chciałem cię martwić.. Wiem, że bardzo chcesz tego dziecka - spuściłem wzrok. Alice odwróciła się na drugi bok i przytuliła się do poduszki, a ja przejechałem dłonią po twarzy. Nastała chwila ciszy, takiej idealnej i głuchej ciszy. Nie wiedziałem co mam zrobić w tej chwili.
  - Pojadę już do siebie - powiedziała po chwili, wstając z łóżka.  - Ali.. - westchnąłem. - Nie chciałem żeby tak wyszło.
  - Tak, oczywiście! Faceci nigdy nic nie chcą, tylko my jesteśmy winne!
  - Alice, przestań - uniosłem głos. - O to też mi nie chodziło! - dodałem, a ona zaczęła się przebierać.
   - Naprawdę wrócę do siebie. Tak będzie najlepiej - jęknęła, nie patrząc na mnie wcale. 
   - Jak chcesz - mruknąłem i podciągnąłem się wyżej. Dziewczyna się przebrała i wyszła z sypialni. Z małej sprzeczki zrobiła się duża kłótnia. Nie wiedziałem już co zrobić, więc pozwoliłem, aby pojechała do rodziców. Trochę pobędziemy osobno i wszystko wróci do normy. Tak myślę. Słyszałem jak Ali tłukła się swoją torebką, a w tym samym czasie ktoś zapukał. Zmarszczyłem brew i zacząłem nasłuchiwać. Alice otworzyła drzwi, a po chwili jakbym usłyszał głos Leire... Albo po prostu już zaczyna mi się zdawać i słyszę ją wszędzie! Jednak nie, bo to był jej głos! Zerwałem się jak poparzony i chwyciłem za spodnie od dresu, wskoczyłem w nie i jakby nigdy nic wyszedłem do korytarza.

 LEIRE
  Wakacje były dla mnie okropnym czasem, bo miałam go za dużo wolnego. Nie wiedziałem za co mam się zabrać, a codziennie nie będę siedzieć na głowie przyjaciółkom, bo w końcu też mają swoje życie. Gdy mieszkałam z rodzicami i siostrami, zawsze było coś do zrobienia w domu. W sumie teraz w mieszkaniu też, ale gdy Isco był na wyjeździe to po prostu nie miał kto bałaganić, więc nawet nie miałam co sprzątać. Gdy miałam zajęcia to przynajmniej leciał mi jakoś czas. W dzień miałam mnóstwo wykładów, a popołudnia, wieczory i weekendy były rezerwowane dla Isco lub spotkań z przyjaciółmi i rodzinom, w ostateczności na mecze. 
 Dziś, nie dosyć, że obudziłam się zaraz po piątej to jeszcze nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Za nic nie mogłam usnąć, więc wskoczyłam w sportowe ubranie, zabrałam psa i poszłam pobiegać. Raz na jakiś czas to robiłam, gdy nachodziła mnie dziwna ochota na to. Później wróciłam, wzięłam długi prysznic i zjadłam coś na szybko. I tak nosiło mnie jak nigdy... Przebrałam się i wyszłam z domu. Krążyłam bezsensownie uliczkami, coraz bardziej oddalając się od swojej okolicy. Widząc wszystkie szczęśliwie zakochane pary, dziwnym trafem zaczynałam myśleć o Vazquezie, a nie o moim własnym chłopaku... Przez to wszystko nawet nie zauważyłam kiedy byłam pod budynkiem, gdzie mieściło się jego mieszkanie. W końcu mogłam go odwiedzić, tak po prostu. 
 Wyszłam schodami na odpowiednie piętro i stanęłam przed drzwiami. Wypuściłam powietrze z ust i zapukałam. Pomimo tego, że widziałam się z nim już pare razy, nadal tak jakbym odczuwała lekki stres. Już miałam odpuścić, bo nic nie słyszałam, kiedy drzwi się otworzyły, a w progu stanęła Ali... O cholera!
   - Ojjj - otworzyłam szerzej oczy i po chwili spojrzałam na numerek na drzwiach. - Chyba pomyliłam mieszkania! - palnęłam bez namysłu.
   - Chyba tak - uśmiechnęła się lekko. - No chyba, ze przyszłaś nas odwiedzić - dodała, nadal się uśmiechając.
   - Nawet nie wiedziałam, że tutaj mieszkacie - uśmiechnęłam się nerwowo. - Przyszłam odwiedzić znajomą, która niedawno zamieszkała tutaj, ale chyba pomyliłam piętra. Powinna być o jedno niżej. Wybacz, że przeszkodziłam - pokręciłam głową.
   - Nie ma problemu. Ja i tak już wychodzę - powiedziała, a za nią pojawił się Alvaro w samych dresowych spodniach.
   - O, hej Leire - udał zaskoczenie. 

   - Cześć, Alvaro - kiwnęłam głową i przyjrzałam mu się tak, jakbym widziała go bez koszulki po raz pierwszy. - Jeszcze raz przepraszam i się zmywam - rzuciłam i odwinęłam w drugą stronę, do schodów. Z budynku wyszłam szybciej niż weszłam. Źle trafiłam, bardzo źle! Czy ja czasami myślę? Przecież to mieszkanie jej faceta, więc zawsze mogła tam sobie po prostu być. Zachciało mi się do niego wpadać... Rozejrzałam się i zauważyłam jakiś niewielki, zacieniony skwerek z ławkami. Ruszyłam tam, usiadłam na jednej i próbowałam jakoś się uspokoić. Po chwili z klatki wyszła wkurzona Ali. Już wcześniej, gdy otworzyła drzwi, miałam wrażenie, ze jest zdenerwowana. Czyżby się pokłócili? Pokręciłam głową i przyrzekałam sobie w myślach, że przestanę o tym myśleć. Przecież mam chłopaka i teraz to właśnie o nim powinnam myśleć!
 Już miałam wstawać i obrać drogę powrotną do domu, kiedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Oczywiście był to Alvaro. Nie dzwonił do mnie zbyt często, ale chyba robił to częściej niż mój własny chłopak, który jest daleko!
   - Słucham? - odebrałam. 
  
   - Gdzie jesteś, Leire?
   - Niedaleko. Naprzeciw macie taki skwerek. Siedzę tu, ale już miałam iść - powiedziałam.
   - Zaczekaj tam na mnie! - rzucił i się rozłączył.
   - Okej - mruknęłam już sama do siebie i schowałam telefon. Powędrowałam wzrokiem na wyjście z budynku, czekając aż pojawi się tam piłkarz. Faktycznie, nie kazał na siebie długo czekać, bo wyszedł po krótkiej chwili. Teraz miał już na sobie jasny T-shirt. Szkoda.. Bez niego wyglądał lepiej. Usiadł obok i bez słowa wbił we mnie wzrok, jakby był zły. Pewnie i tak było, bo wpadłam bez zapowiedzi gdy była u niego narzeczona. - Jesteś zły? - skrzywiłam się, a ten po prostu się obrócił i położył się na ławce, opierając głowę o moje nogi. - Alvaro! - jęknęłam.
   - Nie, nie jestem zły - odparł cicho. - Tylko pokłóciłem się z Ali.
   - Tak myślałam - mruknęłam. - Nie martwisz się, że nas ktoś tu zobaczy? Na przykład twoi sąsiedzi?
   - Nie. Ani trochę - uśmiechnął się lekko.
   - Jesteś niezwykle spokojny, jeżeli o to chodzi - stwierdziłam i wsunęłam palec w jego włosy, a on cicho zamruczał.
   - Chodźmy na górę.
   - Masz dwie kobiety i nadal potrzebujesz miłości? - zaśmiałam się. - Nie pójdę z tobą na górę, bo wiem jak to się skończy.
   - Ali dała mi celibat do ślubu! - zawył.
   - I bardzo dobrze! - wyszczerzyłam się. - To dobry pomysł, wiesz?
   - To zrób go Isco - mruknął zły.
   - My na razie ślubu nie planujemy - powiedziałam, kręcąc głową. - I co ci tak na tym zależy, co?
   - Bo tak na mnie działasz, no! - jęknął. - Ale chyba nie robisz tego z nim, prawda? - dodał po chwili.
   - Oczywiście... - zaczęłam. - Że robię. Dniami i nocami, a teraz przez telefon i skype - powiedziałam śmiertelnie poważnie. Zawsze nauczycielka z kółka teatralnego, na który chodziłam z przymusu rodziców, mawiała mi, że mam do tego talent. Tylko szkoda, że mnie to nie ciągnęło. Teraz takie triki się przydają..
   - To obrzydliwe! - momentalnie się podciągnął i normalnie usiadł na ławce. - Myślałem, że z nim ostatnio nie rozmawiasz.
   - Przecież żartowałam - zaśmiałam się i oparłam głowę o jego ramię. - I nie rozmawiam. Ale tłumaczę to tym, że ma treningi i gdy tam jest dzień, my mamy noc. W ogóle ostatnio się jakoś tylko psuło - westchnęłam. 
   - Może coś przeczuwa - powiedział cicho.
   - Nie wiem, Alvaro - szepnęłam i się przytuliłam do niego.
   - A niedługo wraca i będziesz musiała z nim siedzieć. To dopiero będzie ciężkie - zrobił smutną minę.
   - Chyba bardziej dla ciebie, mam rację? - pogłaskałam go po policzku. - Nie mogłam spać w nocy, a na twoim ramieniu jest nadzwyczaj wygodnie - uśmiechnęłam się.
   - No to chodź, położymy się na górze. Trening mam dopiero o 17 - uśmiechnął się lekko.
   - Tylko łapki przy sobie - pokiwałam mu palcem przed nosem.
   - Obiecuje! - wyszczerzył się i niespodziewanie zabrał mnie na ręce. - Czas na drzemkę moja pani - zaśmiał się cicho.
   - Vazquez.. - zaśmiałam się, a ten spojrzał na mnie. - Uwielbiam cię - nadal się śmiałam. Weszliśmy do środka. Alvaro wyniósł mnie z powrotem na piętro, później wniósł do środka. - Tak samo za dwa tygodnie będziesz tu wnosił Alice... - powiedziałam, a ten ułożył mnie delikatnie na swoim łóżku. 
   - Nie myśl teraz o tym - cmoknął mnie delikatnie w usta.
   - Spróbuję - westchnęłam i wtuliłam się w jego ramię, bo właśnie położył się obok. Wbiłam wzrok przed siebie i położyłam dłoń na jego brzuchu, która opadała i unosiła się wraz z jego oddechem. Nie wiem ile tak leżeliśmy, ale to Alvaro pierwszy zasnął. Widocznie musiała go bardzo zmęczyć ta kłótnia z Alice. Po chwili spałam również i ja.