Ali od wczoraj była zła jak osa. Najlepiej by dla niej było, jeśli w ogóle bym się do niej nie odzywał, albo i też zniknął z domu. Wiem, ze złościła się wczoraj na mnie i Alvaro, ale to była głupota i przecież nic złego się nie stało. Domyśliłem się więc, że jest taka zła przez ciążę. Podobno pierwsze miesiące są najgorsze, a Alice jest w drugim.
- Kochanie! - zawołałem, bo była na piętrze. - Widziałaś gdzieś moją kosmetyczkę? - szukałem jej, bo jutro z rana muszę jechać do ośrodka treningowego, bo gramy mecz. Wolę się przygotować dziś, aby rano nie szukać.
- Nie - powiedziała, schodząc schodami.
- Okej - mruknąłem i zajrzałem do szuflady. Znalazłem! - Mam ją - dodałem i usiadłem obok niej na kanapie. - Powiesz mi w końcu o co się obraziłaś?
- Nie jestem przecież obrażona - spojrzała na mnie. - Źle się czuje i tyle.
- Ale od wczoraj coś nie gra.. To ma związek z Leire i Alvaro? Powiedz mi.
- Zachowałeś się jak dziecko, Isco.. A za kilka miesięcy zostaniesz ojcem.
- Ojeju, Alice - wywróciłem oczami. - To chyba dobrze, że Alvaro tam poszedł. Pokazał, że jednak jest zazdrosny o Leire.
- A może przerwał jej i Ericowi? Świat nie kręci się tylko wokół Vazqueza, który nawet nie potrafi zawalczyć! - znów się wściekała.
- Jeżeli nie potrafi to ma za swoje - westchnąłem. - Przepraszam, Ali - dodałem i oparłem głowę o jej ramię.
- Może zamiast przeprosin, to zaczął byś się normalnie zachowywać, bo nasze dziecko nie chciałoby takiego ojca - znów zaczynała. Te 9 miesięcy to chyba dla mnie jakaś kara.
- Obiecuję, że będzie już tylko lepiej - ścisnąłem jej dłoń. Chciałem żeby było już dobrze, bo jeżeli coś bym głupiego odpowiedział, znów wybuchłaby kłótnia.
- Dobrze - skinęła głową i lekko się uśmiechnęła. - Brakowało mi ciebie w nocy. Nie miał mnie kto grzać.
- Wystarczyło powiedzieć - zaśmiałem się cicho.
- Wiesz, że jak jestem zła, to się nie odzywam.
- Tak, zdążyłem zauważyć - cmoknąłem ją w nos. - Od teraz zawsze cię już będę grzał, a w sumie to was.
- Tak, zdążyłem zauważyć - cmoknąłem ją w nos. - Od teraz zawsze cię już będę grzał, a w sumie to was.
- Dobra odpowiedź - zachichotała.
- Mój ty złośniku - zacząłem ją łaskotać. Alice od razu zaczęła się śmiać i machać rękoma.
- Isco! Proszę, przestań! - krzyczała, śmiejąc się i łapiąc oddech.
- A co będę z tego miał? - zawisłem nad nią. - Coś miłego? - wyszeptałem jej do ucha.
- Możliwe - przygryzła dolną wargę. - Możliwe, że bardzo miłego - uśmiechnęła się tajemniczo.
- No to możemy negocjować - wyszczerzyłem się. - Albo od razu się poddajesz, hmm?
- Czy ty czasem aby nie masz jutro meczu? - przymrużyła powieki, sprawiając wrażenie jakby myślała.
- Mam, ale czy to jest jakaś przeszkoda? - zapytałem sam siebie. - Nie! - odparłem z uśmiechem, wpijając się w jej usta.
- Dobra, wygrałeś - wydobyła z siebie, a ja znów zacząłem ją łaskotać i całować jej szyję jednocześnie. I tak wiedziałem, że tak to się skończy. Alice nigdy nie potrafiła mi się oprzeć i chyba tylko dlatego jesteśmy razem. Zanim zdecydowaliśmy się na ślub kłóciliśmy się bardzo często, a jeszcze częściej godziliśmy się w łóżku. Najdziwniejsze jednak było to, że nie udawało się spłodzić dziecka. Dopiero po ślubie.
Trochę później, gdy już całkowicie się pogodziliśmy, co było przemiłą sprawą, zawinęliśmy się razem w ciepły koc i usiedliśmy z gorącą czekoladą przed telewizorem. Wziąłem pilot do ręki i zacząłem przerzucać kanałami, aż w końcu trafiłem na kanał z jakimś meczem. Okazało się, że grało Getafe z Barceloną. Faktycznie! Przecież Alvaro wczoraj wspominał, że miał mieć mecz. Spojrzałem tylko kątem oka na moją żonę, czekając na przyzwolenie, czy mogę tu zostawić. Ali tylko uśmiechnęła się lekko i oparła głowę o moje ramię. Więc mogłem sobie go obejrzeć spokojnie.
- Zawsze lubiłam oglądać jak Alvaro gra. Ha, nawet mu kibicowałam! - wypięła dumnie pierś.
- I dalej możesz, ale tylko wtedy kiedy nie gra przeciwko mnie! - zaśmiałem się.
- Ty jesteś lepszy od niego. Najlepszy na świecie!
- Bardzo miło mi to słyszeć - wyszczerzyłem się i wtedy po głosie komentatora poznałem, że coś się tam dzieje, więc z mojej żony, wzrok przeniosłem na telewizor. W tym momencie piłkę przy nodze miał akurat Alvaro, ale Bartra razem z Montoyą próbowali go blokować, jednak w ostatnim momencie podał do Pablo, a ten wpakował piłkę w siatkę bramki, tuż nad głową Masipa. Getafe i tak przegrywało, ale jak to mówią, był to gol honorowy.
- Pablito! - zapiszczała Ali. - Strzelił!
- Brawo dla nich - zaśmiałem się. Gra została wznowiona, a gdyby Getafe chciało wygrać, musieliby strzelić jeszcze trzy gole. Do końca meczu zostało niecałe dziesięć minut, więc chyba trzy punktu trafią się Katalończykom. Minęło kilka minut i znów rozpoczęła się ładna akcja gospodarzy. Znów Alvaro biegł rozpędzony, ale na drodze stanął mu Marc i go sfaulował. I to tak porządnie! Vazquez upadł i złapał się za lewą nogę, dość mocno się przy tym krzywiąc. Pierwszy przy nim był oczywiście sprawca, coś do niego mówiąc. W końcu są przyjaciółmi.
LEIRE
Cały wieczór spędziłam na jakimś nudnym wykładzie. W sumie to nie powinnam tak mówić, bo mam być lekarzem, a większość doktorów, pielęgniarek i stażystów siedziało w sali konferencyjnej i słuchało o pewnym przypadku, który niedawno nie dało się odratować. Nie mogłam się przespać, bo zaraz miałabym przechlapane od lekarza prowadzącego, który był cholernym dupkiem. Na szczęście Eric zajął mi obok siebie miejsce i jakoś to wszystko przeżyłam w jego towarzystwie. Po wczorajszym spotkaniu, stwierdził, że Alvaro to spoko gość, ale tego samego nie mogłam odczytać z zachowania mojego przyjaciela. Alvaro zachował się głupio i w sumie mam ochotę go za to porządnie ochrzanić! Niech się nie wcina w moje życie..
Po tej konferencji jeszcze musiałam iść z resztą stażystów na obchód, a gdy z niego wróciłam to było już naprawdę późno. Chciałam się tylko położyć i się już nie ruszać, ale nie było tak dobrze, bo przede mną jeszcze połowa dyżuru.
Usiadłam sobie w socjalnym i wzięłam coś do picia. Na stole leżała jakaś gazeta z rana, a na kolejnej stronie była zapowiedź dzisiejszego meczu Getafe z FC Barceloną. Kurczę, zapomniałam i przegapiłam.. Będę musiała sprawdzić wynik. Wtedy do pomieszczenia wpadła jedna z młodych pielęgniarek.
- Nie ma tu któregoś chirurga?! - zapytała, a ja pokręciłam głową. - Jak na złość ich wszystkich gdzieś wywiało, a przywieźli jakiegoś piłkarza prosto z boiska ze złamaniem.
- Jak to?! Kogo?!
- Po prostu piłkarz. Nie znam ich wszystkich, a o nazwisko nie pytałam - wywróciła oczami i w tym momencie pojawił się za nią Eric.
- Co tu się dzieje? - zapytał.
- Przywieźli piłkarza prosto z boiska - zatrzepotała rzęsami.
- A ja zostałem sam na dyżurze - westchnął. - No to chodźmy do niego - kiwnął głową i ruszył za pielęgniarką. Również poderwałam się z miejsca i pobiegłam za nimi. To musi być ktoś z Getafe albo Barcy, bo niedawno był tylko ten mecz. Przeszliśmy na izbę przyjęć na ostrym dyżurze i tam od jednego stanowiska właśnie odchodzili ratownicy, a w okół łóżka kłębiło się najwięcej młodych pielęgniarek i jeszcze dwóch facetów. Eric zaczął przepraszać dziewczyny i prosić by się odsunęły, a ja nadal nie widziałam kto tam leży. Fernandez zaczął rozmawiać z jednym facetem, chyba lekarzem ze sztabu. I w tym momencie zrobiła się tam luka, przez którą zobaczyłam twarz poszkodowanego. O nie.. Zabije go!
- Alvaro! Coś ty narobił? - warknęłam głośniej na niego, a wtedy obaj lekarze, którzy tam zostali, popatrzyli dziwnie na mnie.
- Ja? To Bartra narobił! - jęknął Alvaro. Spojrzałam na jego nogę i przysłuchałam się rozmowy Erica z tamtym lekarzem. Złamana noga, cudownie.
- Bardzo boli? - dopchałam się do niego.
- Jak cholera - mruknął.
- Siostro, proszę podać leki przeciwbólowe - Eric zwrócił się do dziewczyny stojącej obok mnie. - Zaraz zrobimy drugie zdjęcie RTG i jeżeli jest tak jak mówi doktor, musimy operować - dodał.
- Niech Leire zostanie ze mną - złapał za moją dłoń.
- Co tu się dzieje? - zapytał.
- Przywieźli piłkarza prosto z boiska - zatrzepotała rzęsami.
- A ja zostałem sam na dyżurze - westchnął. - No to chodźmy do niego - kiwnął głową i ruszył za pielęgniarką. Również poderwałam się z miejsca i pobiegłam za nimi. To musi być ktoś z Getafe albo Barcy, bo niedawno był tylko ten mecz. Przeszliśmy na izbę przyjęć na ostrym dyżurze i tam od jednego stanowiska właśnie odchodzili ratownicy, a w okół łóżka kłębiło się najwięcej młodych pielęgniarek i jeszcze dwóch facetów. Eric zaczął przepraszać dziewczyny i prosić by się odsunęły, a ja nadal nie widziałam kto tam leży. Fernandez zaczął rozmawiać z jednym facetem, chyba lekarzem ze sztabu. I w tym momencie zrobiła się tam luka, przez którą zobaczyłam twarz poszkodowanego. O nie.. Zabije go!
- Alvaro! Coś ty narobił? - warknęłam głośniej na niego, a wtedy obaj lekarze, którzy tam zostali, popatrzyli dziwnie na mnie.
- Ja? To Bartra narobił! - jęknął Alvaro. Spojrzałam na jego nogę i przysłuchałam się rozmowy Erica z tamtym lekarzem. Złamana noga, cudownie.
- Bardzo boli? - dopchałam się do niego.
- Jak cholera - mruknął.
- Siostro, proszę podać leki przeciwbólowe - Eric zwrócił się do dziewczyny stojącej obok mnie. - Zaraz zrobimy drugie zdjęcie RTG i jeżeli jest tak jak mówi doktor, musimy operować - dodał.
- Niech Leire zostanie ze mną - złapał za moją dłoń.
Poczułam się w tym momencie troszeczkę dziwnie i spojrzałam na Erica, który od razu odwrócił wzrok i zaczął mówić coś medykowi ze sztabu Getafe. Alvaro to mój przyjaciel i jeżeli nawet by tego nie powiedział, zostałabym i koczowała ciągle pod jego drzwiami by dowiedzieć się co z nim.
- W porządku - powiedział Eric. - Leire, zajmiesz się tym RTG? - zapytał i podał mi kartkę ze skierowaniem.
- Tak, zawiozę go - kiwnęłam głową i spojrzałam na tą kalekę.
- Dziękuje - uśmiechnął się, kiedy wyjechaliśmy z sali.
- Nie ma sprawy - westchnęłam. - Nie oglądałam meczu i nie wiem jak to się stało, ale mam nadzieję, że przynajmniej na coś się wcześniej im przydałeś.
- Asysta - zaśmiał się cicho.
- Ale Bartra musi dostać! Jak mógł ci to zrobić..
- Podać ci jego adres? Chyba bardziej go zaboli jak ty go odwiedzisz!
- Ej, panie żartowniś, już nie boli?
- Boli, oczywiście, że boli! Tylko nawet nie chcę myśleć o tym, ile nie będę grał w piłkę - mruknął smutno.
- Za to pewnie umiejętnie będziesz grał na nerwach - pokręciłam głową i wjechaliśmy do sali z RTG. Pielęgniarz pomógł mu się przedostać na duży stół, a gdy chciałam wyjść z chłopakiem do pomieszczenia obok, by zrobił to zdjęcie, Alvaro popatrzył na mnie z miną małego dzieciaka, jakbym go miała zostawić już na zawsze.
- Nadal tu będę, Alvaro.
- No dobra - mruknął, a ja weszłam do małego pomieszczenia. Minęło pewnie dwadzieścia sekund i już byłam z powrotem. Znów trzeba było przetransportować Vazqueza, ale już na salę i oczywiście ja to musiałam zrobić.
- Ile tu będę musiał zostać? Kiedy operacja?
- Na razie wiem tyle co ty, a o operacji pewnie dowiesz się dopiero rano. Niestety, takie realia, ale znając życie brak towarzystwa nie będzie ci tu przeszkadzał. Połowa pielęgniarek z chęcią by się tobą zajęła - zaśmiałam się.
- Jak możesz myśleć o takich rzeczach w takiej sytuacji?! Leire.. - spojrzał na mnie ze śmiechem.
- Pewnie nie mogłabym będąc na twoim miejscu, a tak...
- Przestań. Już lepiej nic mi nie mów!
- Okej, jak pan sobie życzy - westchnęłam i skręciliśmy w korytarz z salami dla chorych, gdzie z daleka zauważyłam Marca, za nim Sergiego, który przyciągnął tutaj pewnie za Bartrą i Sarabię. Od razu podbiegli do nas. Zostawiłam ich na chwilę na tym korytarzu i podeszłam do dyżurki by zapytać o numerek sali dla Alvaro, a gdy wróciłam, jakby nigdy nic, już się śmiali. - Ja nie wiem czy to jest takie zabawne - popatrzyłam na nich. - Alvaro nie możne już przyjmować gości. Przyjdźcie jutro.
- My niestety tylko chwilowo, bo opóźniamy powrót do Barcelony - odezwał się Bartra. - Pilnuj go nam tu - powiedział do mnie.
- O to się nie martwcie. Zostaje w dobrych rękach - uśmiechnęłam się.
- Ja wpadnę jutro - powiedział Pablo. - Trzymaj się, stary - poklepał Alvaro po ramieniu i udali się we trójkę do wyjścia.
- Widzisz, gości będziesz miał.
- Znając życie to całą drużynę - zaśmiał się, a ja "zaparkowałam" jego łóżko na miejscu obok okna.
- Dobra, Alvaro. Dostałeś przeciwbóle, więc teraz grzecznie proszę iść spać.
- Ale ja nie zasnę! - jęknął.
- To pomyśl o czymś bardzo przyjemnym - wywróciłam oczami.
- W porządku - powiedział Eric. - Leire, zajmiesz się tym RTG? - zapytał i podał mi kartkę ze skierowaniem.
- Tak, zawiozę go - kiwnęłam głową i spojrzałam na tą kalekę.
- Dziękuje - uśmiechnął się, kiedy wyjechaliśmy z sali.
- Nie ma sprawy - westchnęłam. - Nie oglądałam meczu i nie wiem jak to się stało, ale mam nadzieję, że przynajmniej na coś się wcześniej im przydałeś.
- Asysta - zaśmiał się cicho.
- Ale Bartra musi dostać! Jak mógł ci to zrobić..
- Podać ci jego adres? Chyba bardziej go zaboli jak ty go odwiedzisz!
- Ej, panie żartowniś, już nie boli?
- Boli, oczywiście, że boli! Tylko nawet nie chcę myśleć o tym, ile nie będę grał w piłkę - mruknął smutno.
- Za to pewnie umiejętnie będziesz grał na nerwach - pokręciłam głową i wjechaliśmy do sali z RTG. Pielęgniarz pomógł mu się przedostać na duży stół, a gdy chciałam wyjść z chłopakiem do pomieszczenia obok, by zrobił to zdjęcie, Alvaro popatrzył na mnie z miną małego dzieciaka, jakbym go miała zostawić już na zawsze.
- Nadal tu będę, Alvaro.
- No dobra - mruknął, a ja weszłam do małego pomieszczenia. Minęło pewnie dwadzieścia sekund i już byłam z powrotem. Znów trzeba było przetransportować Vazqueza, ale już na salę i oczywiście ja to musiałam zrobić.
- Ile tu będę musiał zostać? Kiedy operacja?
- Na razie wiem tyle co ty, a o operacji pewnie dowiesz się dopiero rano. Niestety, takie realia, ale znając życie brak towarzystwa nie będzie ci tu przeszkadzał. Połowa pielęgniarek z chęcią by się tobą zajęła - zaśmiałam się.
- Jak możesz myśleć o takich rzeczach w takiej sytuacji?! Leire.. - spojrzał na mnie ze śmiechem.
- Pewnie nie mogłabym będąc na twoim miejscu, a tak...
- Przestań. Już lepiej nic mi nie mów!
- Okej, jak pan sobie życzy - westchnęłam i skręciliśmy w korytarz z salami dla chorych, gdzie z daleka zauważyłam Marca, za nim Sergiego, który przyciągnął tutaj pewnie za Bartrą i Sarabię. Od razu podbiegli do nas. Zostawiłam ich na chwilę na tym korytarzu i podeszłam do dyżurki by zapytać o numerek sali dla Alvaro, a gdy wróciłam, jakby nigdy nic, już się śmiali. - Ja nie wiem czy to jest takie zabawne - popatrzyłam na nich. - Alvaro nie możne już przyjmować gości. Przyjdźcie jutro.
- My niestety tylko chwilowo, bo opóźniamy powrót do Barcelony - odezwał się Bartra. - Pilnuj go nam tu - powiedział do mnie.
- O to się nie martwcie. Zostaje w dobrych rękach - uśmiechnęłam się.
- Ja wpadnę jutro - powiedział Pablo. - Trzymaj się, stary - poklepał Alvaro po ramieniu i udali się we trójkę do wyjścia.
- Widzisz, gości będziesz miał.
- Znając życie to całą drużynę - zaśmiał się, a ja "zaparkowałam" jego łóżko na miejscu obok okna.
- Dobra, Alvaro. Dostałeś przeciwbóle, więc teraz grzecznie proszę iść spać.
- Ale ja nie zasnę! - jęknął.
- To pomyśl o czymś bardzo przyjemnym - wywróciłam oczami.
- Mogę o tobie? - zapytał.
- Tylko bez przesady - pokiwałam palcem.
- Dobrze. To dobranoc!
- Śpij dobrze, kaleko - uśmiechnęłam się i ruszyłam do wyjścia, a przy drzwiach jeszcze przystanęłam i spojrzałam na Alvaro, który podążał za mną wzrokiem. Posłałam mu lekki uśmiech i zgasiłam światło.