Moja ostatnia kolacji z Ali była dziwna, nawet bardzo. Siedzieliśmy z Isco oraz Leire i cała czwórka była zestresowana. Rozumiem mnie i blondynkę, ale tamci pozostali? Zmyliśmy się dość szybko, bo Alice była zmęczona i chciała wrócić do domu. Pewnie pojechalibyśmy do mnie, ale ostatnio między nami nie jest za dobrze. Rozstaliśmy się pod jej domem i wróciłem do siebie.
Kilkanaście minut później byłem już w swoim mieszkaniu i kierowałem się do łazienki. Szybki prysznic i będę mógł się położyć oraz odpocząć, bo od jutra czeka mnie ciężka praca. Wychodząc z łazienki usłyszałem dzwonek drzwi. Owinąłem się białym ręcznikiem wokół bioder i pognałem do drzwi. To pewnie Ali zmieniła zdanie i przyjechała.
- Kochanie, nie musiałaś przyjeżdżać.. - otworzyłem z uśmiechem, ale po chwili ucichłem. - Leire?
- Musimy porozmawiać - powiedziała pewnie i weszła do mieszkania, od razi kierując się do dużego pokoju. Zamknąłem drzwi i ruszyłem za nią. Była na środku i chodziła nerwowo w kółko. - Dzisiejszy wieczór był dziwny - rzuciła, nadal chodząc.
- Wiem o tym - przytaknąłem.
- Więc zapominamy o tym co się wydarzyło i żyjemy tak jak wcześniej, bo to nie było dobre - pokiwała głową. Mówiła tak, jakby całą tą przemowę ćwiczyła w drodze tutaj.
- Jeśli tego właśnie chcesz, to okej. Niech będzie.
- Gdyby było w porządku, to teraz miałbym ją przy sobie - powiedziałem, patrząc na nią. - A tak nie jest, bo ciągle myślę o tobie!
- Co?! - otworzyła szeroko oczy i przez chwilę tak stała.
- Mam narzeczoną i bardzo ją kocham, ale ostatnia noc wiele zmieniła! Ale wiem, że tak być nie może. Nie może i już - westchnąłem.
- Masz rację, Alvaro i cieszę się, że to zrozumiałeś - mówiła. - Ja jestem z Isco, ty się żenisz z Alice i wszyscy są szczęśliwi - kiwała głową. Nadal miała na sobie tą sukienkę co na kolacji. Gdy siedziała, nie widziałem jakiej jest długości, ale teraz tak. Odkrywała jej długie i zgrabne nogi, czemu zdążyłem się już przypatrzeć.
- Całkowicie się z tobą zgadzam - również pokiwałem głową i sam nie kontrolując swoich ruchów, ująłem jej twarz w dłonie i zachłannie wpiłem się w jej usta.
- Alvaro.. - szepnęła i na chwilę się ode mnie odsunęła. - My nie możemy.
- Możemy - kiwnąłem głową i wziąłem ją na ręce. - Będziesz musiała jutro coś wymyślić Isco.
- Myśli, że pocieszam zrozpaczoną Julię - powiedziała cicho, parząc uważnie na moją twarz.
- Mogę być nawet Julią - uśmiechnąłem się szeroko.
- Mi pozostaje rola Romeo - zaśmiała się cicho, kładąc dłoń na moim policzku.
- Zakazana miłość - wyszczerzyłem się, kładąc ją na łóżku. Pochyliłem się i delikatnie pocałowałem jej szyję.
- A jeżeli Alice naprawdę przyjdzie? - mruknęła.
- To powiem jej, aby poszła do Isco. Pewnie się nudzi - zacząłem ściągać jej sukienkę.
- Alvaro, jesteś stuknięty - zachichotała.
- Czy ty zawsze tyle gadasz podczas seksu? - wypaliłem.
- Czyli już zacząłeś? - przygryzła dolną wargę, a w jej oczach zobaczyłem coś tajemniczego, przez co spodobała mi się pięć razy bardziej.
- Ty mądralo - zaśmiałem się i pozbyłem się jej sukienki oraz mojego ręcznika.
- Szkoda, że nic nie pamiętam z poprzedniej nocy - wyszczerzyła się i wpiła w moje wargi, jednocześnie wbijając paznokcie w moje plecy.
- Wystarczy, ze zapamiętasz tą - puściłem do niej oczko i zabrałem się do pracy.
LEIRE
Położyłam się na boku i przymknęłam powieki, próbując uspokoić oddech. Na swojej skórze nadal czułam dotyk dłoni piłkarza, bo przesuwał opuszkami palców po moim biodrze i składał pojedyncze pocałunki na karku. Dobrze zdawałam sobie sprawę, że to wszystko było złe i nie powinno się ponownie wydarzyć, ale co mam zrobić jak nawet na samą myśl o nim odpływałam, a gdy już był obok, ten cholerny magnes chciał mnie do niego przyciągnąć. Na kolacji, gdy tylko pojawił się z Alice, od razu przypomniałam sobie o wczorajszym wieczorze, nocy i dzisiejszym poranku. Choć wmawiałam sobie, że tak nie jest, to Alvaro mi się spodobał. Był całkowicie inny niż Isco, inne poczucie humoru, charaktery i wiele innych rzeczy, które do tej pory zauważyłam, a to co się teraz pomiędzy nami wyrabia nawet nie wiem jak nazwać. Po chwili przesunął dłoń wyżej i przejechał palcami po mojej dłoni, a ja wtedy zauważyłam, że ma tatuaż niżej nadgarstka.
- MSR? - zapytałam cicho.
- Pierwsze literki imion moich rodziców i młodszego brata - wytłumaczył.
- Raul, tak? Poznałam go na ślubie Jordiego - uśmiechnęłam się lekko.
- Tak, to ten. Mam nadzieje, że nie był natarczywy - zaśmiał się.
- Natarczywy? Zależy co masz na myśli - obróciłam się do niego przodem. - Tańczyłam z nim, wymieniłam kilka zdań - wzruszyłam ramionami.
- No to cale szczęście. On czasem Ali nie daje spokoju i ciągle do niej dzwoni, by się wygadać.
- Każdy potrzebuję czasami rozmowy, prawda? A jeżeli ma potrzebę rozmowy z twoją narzeczoną... - uśmiechnęłam się. - Na przykład moja młodsza siostra jest szaleńczo zakochana w Isco.
- No bo to taki przystojniak - mruknął uszczypliwie.
- W końcu nie bez powodu ma tyle szalonych fanek - pokazałam język.
- I ciebie..
- Mam to uznać za odrobinkę zazdrości? Przypominam ci, że masz narzeczoną - zaśmiałam się, uderzając czubkiem palca o jego tors.
- I to wszystko komplikuje. Bo ją kocham, to oczywiste, ale też i zdradzam.. To chore - pokręcił głową.
- W życiu nie zawsze wszystko jest proste i kolorowe - spuściłam wzrok.
- Nie powinniśmy tego ciągnąć, Leire.
- O tym samym mówiłam, po czym to ty mnie pocałowałeś.
- Tak? Nie przypominam sobie - wyszczerzył się.
- Mogę ci przypomnieć - stwierdziłam i podciągnęłam się lekko, by dostać do jego ust i go pocałować. - Lepiej?
- O wiele. Zostaniesz na noc?
- Chcesz żebym została? - spojrzałam na niego niepewnie. - W jednej chwili mówimy, że to złe, a zaraz się całujemy.
- Chce - pokiwał głową. - To jest złe, ale nie odpowiadam za swoje uczucia. Teraz chce byś była obok. Kiwnęłam tylko głową i wtuliłam się w jego ramię, a on zgasił lampkę. Przymknęłam oczy i poczułam jak mnie obejmuje. W objęcia Morfeusza odpłynęłam w ramionach Vazqueza.
Rano obudził mnie buziakiem i zaprosił na kawę, którą wypiliśmy wspólnie. Był już całkowicie ubrany i przygotowany do wyjścia. Zaczekał tylko na mnie aż całkowicie się ogarnę i wyszliśmy razem. On do swojego samochodu, a ja do taksówki. Niedługo później byłam już pod mieszkaniem i znów natchnęłam się na tego samego sąsiada. Jeszcze chwilę i pomyśli, że prowadzę jakieś nocne życie... Albo coś o wiele gorszego! Nieważne... Weszłam do mieszkania i natchnęłam się na Isco, który właśnie wychodził z łazienki.
- Cześć - powiedziałam cicho.
- Cześć?
- Okazało się, że Julia poznała dwa dni temu jakiegoś chłopaka, który całkowicie ją olał. Wiesz jak to z nią jest - próbowałam to wytłumaczyć, lekko się uśmiechając do niego.
- To nie jest powód, aby nie wrócić na noc. Martwiłem się - warknął zły.
- Przepraszam, Isco - westchnęłam. - Ale to moja przyjaciółka - dodałam. Tak... I kochanek, z którym spędzam drugą noc pod rząd.
- A ja to kto? Pies? - stanął przy drzwiach i spojrzał na mnie. - Nie było cię drugą noc z rzędu.
- Przestań - pokręciłam głową.
- Ale co przestań? Mieliśmy się przestać kłócić i znów wrócić na dobry tor, a ty to teraz chrzanisz przez swoją przyjaciółkę - mruknął.
- Wiem, że głupio wyszło, ale ona naprawdę wpadła w jakiś totalny dół - jęknęłam. Nawet nie wiedziałam, że potrafię tak zmyślać...
- Ciekawe czy ciebie będą tak pocieszać po naszym rozstaniu - powiedział i ruszył się, idąc w stronę kuchni.
- Isco! - zawołałam za nim i ruszyłam do kuchni. - Ja nigdy nie miałam do ciebie wątów o to, że załatwiałeś jakieś sprawy z kolegami.
- To dobrze. Bo dziś też będę załatwiał sprawy z kolegami - odparł, zabrał swoje kluczyki, portfel i chciał wyjść.
- Teraz to robisz na złość?
- Po prostu wychodzę.
- Okej - mruknęłam, kiwając głową.
- Do zobaczenia - mruknął tylko i trzaskając drzwiami, wyszedł. Oparłam się o blat stołu i odgarnęłam włosy do tyłu, ciężko wzdychając. Zaczęłam się zastanawiać nad tym czy faktycznie to wszystko ma jakiś sens i czy tak powinno to wyglądać. Bez problemu przyszło mi wymyślenie tej bajeczki o problemie przyjaciółki i że to u niej spędziłam noc, gdy tam naprawdę byłam u Alvaro...
ALICE
Alvaro wyjechał, a ja nawet się z nim dobrze nie pożegnałam. Miałam wyrzuty sumienia, bo wiem, że będę za nim tęsknić. I to bardzo, bardzo mocno, bo przecież go kocham. Vazquez to cudowny facet i zawsze potrafi mnie rozśmieszyć i pocieszyć, jeśli jest taka potrzeba. Czasem po prostu milczymy i to nam nie przeszkadza. Szkoda, że te ostatnie kilkanaście dni wszystko zepsuło. Jednak nadal miałam nadzieje, że po ślubie wszystko wróci do normy. Że będę potrafiła zrezygnować z spotkań z Isco.
Z rana wybrałam się na zakupy z mamą, a później do biblioteki, bo nie miałam już co czytać. A przeważnie własnie to robiłam przed snem, by zabić czymś myśli. Mama pojechała do domu, by przyrządzić pyszny posiłek, a ja przechadzałam się między półkami i próbowałam wybrać coś ciekawego.
- To już czytałam.. Nie, tego autora nie lubię - mówiłam sama do siebie. Na szczęście nikt nie zwracał na to uwagi.
- Dzień dobry - usłyszałam za sobą męski głos. Doskonale wiedziałam do kogo należy. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą Francisco.
- Hej, co ty tu robisz?
- Pisałaś mi, że tu będziesz - odpowiedział.
- Tak?
- Tak - zaśmiał się. - Pokaż co tu masz - podszedł bliżej i przez ramię zaczął oglądać, co wybrałam. Oczywiście Alarcon jest cwaniakiem i wykorzystał sytuacje i mnie przytulił.
- Powieść w której na końcu ginie bohater, który chciał wszystko wiedzieć - zaśmiałam się.
- Niedobra kobieta - zamruczał mi do ucha.
- Przestań - odepchnęłam do lekko ramieniem. - Jesteśmy w bibliotece, gdzie każdy chce mieć ciszę i spokój, by wybrać dla siebie książkę.
- To chodźmy stąd. Znam kilka fajnych miejsc dla nas - uśmiechnął się.
- A mogę coś dla siebie wybrać? - uśmiechnęłam się słodko do niego.
- Oczywiście. Ja też bym dla siebie wybrał, ale chyba nie mają tu Kamasutry.. - podrapał się po głowie.
- Isco... Serio? - popatrzyłam na niego spode łba.
- No przecież żartowałem. Wybieraj i idziemy - niecierpliwił się.
- Okej, okej - powiedziałam i przejrzałam tą półkę do końca. Wzięłam dwie książki i skierowałam się do biurka kobiety, która musiała odnotować numery kart na mojej.
- W końcu jesteś tylko moja - powiedział, kiedy wychodziliśmy z biblioteki.
- Masz na myśli to, że Alvaro jest już daleko stąd?
- Dokładnie! Niech mu się dobrze trenuje.
- Już myślałam, że życzysz mu połamania nóg - rzuciłam i od razu surowo na niego spojrzałam. - I się nie waż, bo oberwałbyś za to!
- Jest moim przyjacielem, nie zapominaj o tym - pokiwał głową.
- I chyba to mnie najbardziej w tym wszystkim martwi - szepnęłam.
- Myślę, że on by to zrozumiał.
- Niedawno zarzucił mi, że go zdradzam, więc tak, na pewno by zrozumiał - pokręciłam głową.
- Każdy ma prawo się zakochać, prawda? A to może jednak za duże słowo.. - spojrzał na mnie.
- Powiedzmy, że na nas oboje naciska bardzo dziwny impuls, który po moim ślubie od razu zniknie - stwierdziłam.
- Czyli będę taką zabawką na miesiąc? - stanął przede mną tuż przed swoim samochodem.
- Nie! - odpowiedziałam od razu. - Masz rację, dziwnie to zabrzmiało - zaczęłam błądzić wzrokiem dookoła.
- Bardzo dziwnie - westchnął i otworzył mi drzwi od samochodu. Wsiadłam bez słowa i zaczekałam na niego. Trochę to trwało, bo pewnie bił się z myślami na zewnątrz.
- Myślałam, że już nie wsiądziesz - powiedziałam, kiedy wreszcie zajął swoje miejsce.
- Alice.. - położył dłoń na kierownicy i spojrzał na mnie. - Musimy coś ustalić, co do tego wszystkiego.
- Myślałam, że już to zrobiliśmy - przełknęłam ślinę.
- Wiem o tym, ale jeżeli faktycznie ktoś nas przyłapie? W bibliotece było kilka osób.
- To odwieź mnie do domu i będzie po sprawie - zadecydowałam.
- Nie chcę - powiedział cicho.
- No to o co chodzi, Isco? - zapytałam, spoglądając na niego. - Pewnie się boisz, że to wszystko wyjedzie na jaw. Ja też się boję, ale trudno.
- Masz rację, boję się - westchnął i po chwili zaparkował pod hotelem. Spojrzałam na niego pytająco. - Zjemy coś? - zapytał.
- Pewnie. Jestem głodna - uśmiechnęłam się i wysiadłam z samochodu. Isco zrobił to samo i podszedł do recepcji. Chwilę tam postał i po chwili wrócił z kluczem.
- Możemy iść na górę.
- Okej - kiwnęłam głową i weszliśmy do windy. Isco nacisnął na guzik z numerem 2 i już drzwi miały się zasuwać, kiedy do środka wpadło jeszcze dwóch chłopaków. Raczej obcokrajowców, bo szeptali coś między sobą w swoim języku.
- Pójdziesz do pokoju, a ja skoczę do restauracji i coś nam zamówię. Jakieś specjalne życzenia?
- Zdaje się na ciebie - uśmiechnęłam się i wtedy winda się zatrzymała. Wyszliśmy i każde z nas rozeszło się w swoją stronę. Stanęłam przed drzwiami hotelowego pokoju i otworzyłam je kluczem. Nacisnęłam lekko na klamkę i weszłam do środka. Klucz odłożyłam na komodę razem z moją torebką i rozejrzałam się. Wszystko było utrzymane w jasnych kolorach, wszędzie były świeże kwiaty, a na środku pokoju stało olbrzymie, zaścielone łóżko. Usiadłam sobie na fotelu, wychylając się by spojrzeć co jest za oknem.
- Jestem - po chwili usłyszałam głos Isco. - Zaraz podadzą jedzenie.
- W porządku - uśmiechnęłam się lekko. - Co zamówiłeś?
- Lasagne - wyszczerzył się, siadając obok mnie. Oczywiście ledwo się mieściliśmy. - Mam nadzieje, że lubisz.
- Nawet bardzo - spojrzałam na niego. Nadal się szeroko uśmiechał, a mnie naszło na to by go pocałować, więc bez zawahania po prostu to zrobiłam.
- Wiem, że całuje lepiej od Alvaro, wiem - mówił między pocałunkami, a ja się zaczęłam śmiać. Miał rację, ale nie musiał o tym wiedzieć, prawda?
- Nie bądź taki pewny, mój drogi - droczyłam się z nim.
- No nie bądź taka - szepnął mi do ucha.
- Jaka? - zachichotałam i wtedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. - Chyba powinieneś otworzyć - wyszczerzyłam się, a ten westchnął, pokazał mi język i wstał. Kelner zostawił nasze zamówienie i zabraliśmy się za jedzenie. Isco w mgnieniu oka pochłonął wszystko, ale na szczęście cierpliwie poczekał aż ja skończę swoje. Później ułożyliśmy się wygodnie na łóżku i oglądaliśmy TV i rozmawialiśmy jakbyśmy się znali kilka lat.. Jakbyśmy byli parą.
___
Chora, z temperaturą i w łóżku... Taki cudowny początek ferii! :(