sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział II

ALVARO
  Tańce i chulańce z Leire wychodziły mi świetnie. Dobrze się bawiliśmy i złapałem się kilka razy na tym, że zapomniałem o mojej narzeczonej, która zniknęła razem z Isco z parkietu. Nie zamartwiałem się, bo wiedziałem, że Ali nie lubi tańczyć, więc pewnie usiadła przy stoliku.
Musiałem przyznać, że wybranka mojego kolegi po fachu była ślicznotką. Miała blond włosy i prześliczne oczy koloru zielonego, które były rzadko spotykane. Hipnotyzowała swoim spojrzeniem i uśmiechem, który chyba zarażał wszystkich wokoło. Tylko dlaczego zwróciłem na to uwagę skoro przy stoliku czekała na mnie moja Alice?
   - Jestem wykończona - zaśmiała się blondynka. - Może się czegoś napijemy?
   - Pewnie. Chodźmy do stolika - mruknąłem z uśmiechem i zaczęliśmy szukać naszych drugich połówek. Siedzieli przy czteroosobowym, okrągłym stoliku i rozmawiali. Okazało się, że również świetnie się bawili, co chwile popijając kolorowe drinki. Zdziwiłem się, bo Ali stroni od alkoholu.
   - Jesteśmy - pierwsza odezwała się Leire, siadając na swoim miejscu obok Alarcona, który od razu się do niej uśmiechnął.
    - Już myślałam, że nie zejdziecie z parkietu - Ali pogłaskała mnie po policzku, kiedy usiadłem przy niej.
   - Każdy się w końcu męczy - powiedziałem i cmoknąłem ją w usta. Zabrałem wodę ze stolika i nalałem sobie trochę do szklanki. 
   - Może coś mocniejszego? - odezwał się Isco.
   - Z chęcią, ale może troszeczkę później. Jako świadek muszę jeszcze chwilę pokontaktować - powiedziałem i rozejrzałem się po sali. Wzrokiem wyhaczyłem moich rodziców na parkiecie i brata, który rozmawiał o czymś z młodszym bratem pana młodego. 
   - To może ja się napije. A ty, Leire? - zapytała Ali.
   - W takim razie ja może też - uśmiechnęła się blondynka.
   - No to pijemy! - klasnęła w dłonie.
   - Skarbie, a od kiedy ty taka chętna do picia jesteś? - zaśmiałem się. 
   - Jak wypije sobie trochę to może i lepiej zacznę tańczyć, prawda?
   - Wtedy już każdy jest mistrzem w tej dziedzinie - dodała uśmiechnięta Leire. 
   - Ja tam zawsze jestem - puścił do nas oczko Isco.
   - Więc dlaczego grzejesz krzesło? W sezonie dosyć się nasiedzisz - zażartowałem. 
   - Nie chciałem zostawiać twojej kobiety samej. 
   - Nic by się nie stało, ale dziękuję, że zostałeś - Alice kiwnęła go niego głową.
   - I chyba dobrze się bawiliście - spojrzałem na puste szklanki. - Nie byłem wam do niczego potrzebny - trochę się wkurzyłem. 
   - Ty tańczyłeś się z Leire - rzucił Isco. - I też dobrze się bawiliście.
   - Panowie, spokojnie - powiedziała poważnie Ali. - Nic się przecież nie stało.
  - Wiem, że bójki są częste na weselach, ale tym razem to nie jest konieczne - Leire pokręciła głową. - Isco, zatańcz ze mną - wyciągnęła do niego rękę.   
   - Alvaro, co to było? - zapytała Ali, kiedy para odeszła.
   - Nic.. - mruknąłem pod nosem. 
   - A to ponoć ja jestem zazdrośnicą - uśmiechnęła się szeroko.
   - Wcale nie byłem zazdrosny - powiedziałem i zacząłem bawić się szklanką, w której na dnie było jeszcze odrobinę wody.
   - W takim razie nie wiem co to było - Ali odsunęła szklankę i złapała mnie za podbródek. - Ale jeśli nawet byłbyś zazdrosny, to naprawdę nie masz o co. Podobasz mi się tylko ty - cmoknęła mnie w usta.
   - I tak ma być - uśmiechnąłem się i dałem lekkiego jej pstryczka w nos. - Zostajemy, idziemy przywitać się z innymi czy może naszła cię ochota na taniec? - złapałem jej dłoń.
   - Z tobą to ja nawet mogę tańczyć - zaśmiała się słodko i ruszyliśmy na parkiet. Teraz taniec wychodził nam o wiele lepiej. Ali miała śmielsze ruchy i nie była już tak bardzo spięta. Ciągle się do mnie uśmiechała, a ja skradałem jej szybkie całusy, co ją rozśmieszało. Zdążyłem zauważyć, że Isco co chwilę zerka w naszą stronę, ale starałem sobie nie zaprzątać tym głowy. Przecież to mój kumpel.

LEIRE
 Wielki ślub, przygotowywania, mnóstwo wydanych pieniędzy. Jeden wieczór, noc i po wszystkim. Muszę przyznać, że bawiłam się świetnie i poznałam świetnych ludzi, między innymi Alvaro, świadka na weselu Jordiego. I muszę potwierdzić wszystkie ploteczki o tym, że ten piłkarz ma cudne oczy, bo ma! Był naprawdę w porządku i na początku to z nim najwięcej się bawiłam, do momentu dziwnej konwersacji przy stoliku. Później jakoś to przeszło i było normalnie pomiędzy naszą czwórką. Parę razy też zatańczyłam z jednym chłopakiem, młodszym, ale również dobrym tancerzem i na końcu okazało się, że jest to młodszy brat Alvaro.
 Zaraz następnego dnia żadne z nas nie mogło prowadzić, bo oczywiście mieliśmy resztki procentów w sobie, więc kierunek na Madryt obraliśmy dwa dni później. Przez ten czas po prostu zwiedzaliśmy Barcelonę z Isco.
 Gdy wjechaliśmy tylko do miasta, poczułam się jakbym była już w domu i leżała sobie we własnym łóżeczku. Mieliśmy szczęście, bo nawet szybko dotarliśmy do mieszkania. Udało nam się zdążyć przebić przez miasto jeszcze przed godzinami szczytu! Isco zaparkował samochód i wysiedliśmy. Chłopak zabrał torbę, a ja dwa futerały, w których była moja sukienka i garnitur Alarcona.
Weszliśmy do mieszkania i na dzień dobry usłyszałam głośny śmiech i odgłosy z telewizji, dobiegające z salonu. No tak... Miał tutaj być Antonio, brat Isco. Miał zajmować się Messim pod naszą nieobecność.
   - Może pójdę od razu to rozpakować - mruknęłam do chłopaka i zabrałam od niego torbę, kierując się od razu do sypialni.
   - Leire.. - tuż za mną wszedł mój chłopak. - To mój brat. I przecież nic złego nie robi.
   - Mogę się założyć, że jeżeli tam wejdę to nie minie pięć minut i zaczniemy sobie dogryzać, a ja nie mam na to siły, bo jestem zmęczona po podróży - westchnęłam.
   - Naprawdę tak trudno wam sie dogadać?!
   - Isco, to on od początku miał do mnie jakieś wąty, a nie ja do niego - jęknęłam.
   - A co wy się tak czaicie, przecież słyszę, że jesteście - usłyszałam głos starszego Alarcona, który wyszedł z salonu i stanął przy nas w korytarzu.
   - Musimy pogadać - Isco wzruszył ramionami.
   - Stało się coś? - Antonio zmarszczył czoło, a ja wywróciłam oczami, odkładając torbę na podłogę. 
   - Nie, nic.. No coś ty - zaśmiał się jego brat.
   - Więc chodzi o mnie. Jak widać twoja dziunia nie może się pogodzić z myślą, że rodzina jest najważniejsza - wypiął dumnie pierś. 
   - Co proszę? - zamrugałam powiekami. - Jeszcze raz nazwiesz mnie dziunią, a sobie popamiętasz - wysyczałam przez zęby.
   - Ale spokojnie! - ryknął Isco, patrząc na mnie wymownie. 
   - Ale co ja? Jeszcze mi teraz powiedz, że to ja zaczęłam - wymachiwałam rękami. 
   - Od zawsze kłócicie się o jakieś bzdury. Mnie już na was sił brakuje!
   - Ale to twoja dziunia prowokuje! - odezwał się Antonio, a we mnie się zagotowało. Miałam ogromną ochotę się na niego rzucić i zedrzeć mu ten durnowaty uśmieszek, ale Isco w ostatniej chwili złapał mnie w pasie i zatrzymał. 
   - Leire, to mój brat i radzę ci się uspokoić!
   - Wiecie co? Obaj jesteście siebie warci - jęknęłam i zabrałam smycz z wieszaka. - Messi! - zawołałam go, a ten od razu pojawił się przy nas. - My idziemy na spacer, a ci panowie sobie tutaj zostają - powiedziałam i wyszłam razem z psem.
   Całe popołudnie i wieczór spędziłam z Messim w mieszkaniu mojej koleżanki ze studiów. Zanim wprowadziłam się do Isco, to właśnie z nią tutaj mieszkałam. Lia miała swojego pupila, czyli suczkę labradora - Księżniczkę, praktycznie dzięki której poznałam się z Isco. Wtedy byłam z nią na spacerze w parku, Isco z Messim i tak jakoś zaskoczyło.
  Do mieszkania wróciłam dosyć późno. Nigdzie się nie świeciło, co nawet uznałam za bardziej wygodne. Messi od razu pognał do swojego posłania, a ja poszłam do kuchni by się czegoś napić. Po chwili usłyszałam, że Isco wychodzi z sypialni i cicho wchodzi do pomieszczenia.
   - Leire, gdzie tyle byłaś? Dzwoniłem - powiedział.
   - Niepotrzebnie. Mogłeś wspaniale spędzić czas z bratem - syknęłam. 
   - No i spędziłem!
   - Bardzo się cieszę - powiedziałam i napiłam się soku. - Mieliście swoją ciszę i wymarzony spokój. 
   - To i tak nie zmienia faktu, że się martwiłem - syknął w moją stronę.
   - Gdybyś choć spróbował stanąć w mojej obronie, nie musiałbyś - powiedziałam i odwinęłam się w drugą stronę, wychodząc w kuchni. Weszłam do naszej sypialni i zabrałam swoją poduszkę i koc. Chciałam wyjść, ale on zagrodził mi przejście.
   - Znowu chcesz uciec?
   - Tym razem niedaleko, bo za ścianę - wywróciłam oczami. - Mógłbyś być tak łaskawy i mnie puścić? - spojrzałam na niego z wyrzutem.
   - Nie! Za każdym razem robisz to samo! Zawsze unikasz odpowiedzialności - warknął.
   - Okej - przytuliłam do siebie poduszkę i koc, zakładając ręce na piersiach. - Unikam odpowiedzialności od czego, bo nie rozumiem? To twój brat zaczął, a ty jak zwykle miałeś te swoje klapki na oczach i miałeś to gdzieś. 
   - Zawsze, kiedy się kłócimy to biegniesz do tej swojej koleżaneczki! Za każdym razem!
   - Aż tak bardzo ci to przeszkadza? Ty pewnie z nikim nie rozmawiasz. 
   - Powinnaś porozmawiać ze mną - spojrzał na mnie. - To chyba ja jestem najważniejszy. 
   - Jasne - syknęłam. - Pan i władca się znalazł. Naprawdę nie widzisz tego, że mam dość odzywek Antonio? 
   - Ale to mój brat.. I dlatego z nim rozmawiałem. Obiecał mi, że się poprawi - posłał mi lekki uśmiech.
   - Oczywiście, Isco - pokiwałam głową. - Już to widzę kiedy następny raz się zobaczymy. Będzie to samo, ty nadal nic nie zrobisz, a mnie znów to będzie bolało - powiedziałam ostro i wyminęłam go. Rzuciłam rzeczy na kanapę w salonie, a sama wyszłam na balkon by ochłonąć. Po chwili poczułam jego dłonie na swojej tali i mimowolnie się uśmiechnęłam.
   - Nie pozwolę na to - szepnął.
   - Nie lubię się z tobą kłócić, szczególnie jeżeli chodzi o twojego brata - oparłam głowę o jego tors.
   - Ja też tego nie lubię. Nawet bardzo - westchnął.
   - Więc tego nie róbmy - powiedziałam pewnie. 
   - Dobrze. Chodźmy spać - pocałował mnie w czubek głowy.  Złapał moją dłoń i pociągnął do mieszkania. Zabrał poduszkę z sofy i poszliśmy do naszego pokoju. Położyliśmy się razem, a ja mocno w niego wtuliłam. Chciałam zapomnieć całe dzisiejsze popołudnie.

ALICE
 Po ślubie Melissy i Jordiego zostaliśmy kilka dni w Badalonie u rodziców Alvaro. Chodziliśmy trochę na plażę z jego bratem i kilka razy wyszliśmy z jego przyjaciółmi do jakieś knajpki, a tak to dopinaliśmy nasz ślub na ostatni guzik. Zaproszenia były już wysłane, kościół oraz restauracja załatwiona i zostały teraz drobiazgi. Oczywiście nadal nie miałam sukienki, ale od jutra zaczynam poszukiwania, bo w końcu został mi zaledwie miesiąc.
 Dwa dni temu wróciliśmy do stolicy. Alvaro zaczął treningi, a ja musiałam zobaczyć się z moimi najbliższymi koleżankami ze studiów. Sasha była Rosjanką, a Rosario Hiszpanką i zawsze trzymałyśmy się we trzy. Z Rosario znam się od dziecka, a Sashę poznałyśmy na studiach. Od dwóch lat studiujemy medycynę i jesteśmy bardzo zadowolone. Oczywiście mamy bardzo nauki, ale nie narzekamy. W końcu od małego chciałyśmy ratować ludzkie życie.
  Przebudziłam się i zeszłam do kuchni, by zjeść śniadanie. Oczywiście od rana grasowała już tam mama, która zawsze przygotowywała śniadanie dla całej rodziny i jeszcze ojcu do pracy. Tak było od zawsze.
   - Dzień dobry - uśmiechnęłam się do swojej rodzicielki, która od razu wlała mi soku do szklanki.
   - Dzień dobry, słoneczko. Głodna? - zapytała.
   - Jak wilk - usiadłam przy stole i napiłam się soku. - Co dobrego mamy?
   - Wszystko, co dusza zapragnie - odparła z uśmiechem, również siadając przy stole. Wsypałam sobie musli do miski, które zalałam zimnym mlekiem i zaczęłam jeść.
   - Ojciec już w pracy?
   - Nie. Pojechał gdzieś z twoim przyszłym teściem - zaśmiała się.
   - No tak. Teraz to wielcy przyjaciele!
   - Wolałabyś żeby się nienawidzili? - uśmiechnęła się. - Masz już jakieś plany na dziś?
   - W sumie to jeszcze nie. Wczoraj widziałam się z dziewczynami, to dzisiaj pewnie wyjdę z Alvaro - wzruszyłam ramionami. 
   - No tak - pokiwała głową. - Korzystajcie zanim Alvaro zacznie swoje treningi. 
   - No trochę go nie będzie..
   - Kochanie, chwila rozłąki zrobi wam tylko dobrze - zaśmiała się. - Do czego doprowadziło to, że Alvaro wyjechał? Do oświadczyn! 
   - To akurat mnie cieszy - uśmiechnęłam się szeroko. - Kto by pomyślał, że weźmiemy ślub? No kto?
   - Wiesz, że zawsze powtarzałam, że do siebie pasujecie, prawda? - kiwnęła głową i wstała od stołu, by wyłączyć piszczący czajnik.
   - Prawda. Ja już sobie nie wyobrażam sobie życia bez Alvaro.
   - To świetny chłopak i jestem zadowolona z tego, że cię uszczęśliwia - dodała i zaczęła robić dla siebie kawę.
   - Ale na razie nie myśl o wnukach!
   - Ja nic nie mówię - uniosła rękę, broniąc się. - To twój ojciec ma na tym punkcie bzika.
   - Przecież jesteśmy jeszcze młodzi.. I pomyśl sobie: Alvaro i dziecko - parsknęłam śmiechem.
   - Przesadzasz - pokręciła głową. - Każdy facet słodko wygląda z dzieckiem.
   - Ale on sam jest jeszcze dużym dzieckiem - jęknęłam cicho.
   - No może i masz trochę racji, ale musisz mi przyznać, że każdy mężczyzna jest takim dużym dzieckiem.
   - To prawda, ale czasami to bardzo przeszkadza.
   - Można się przyzwyczaić, a jeżeli już masz zamiar stawać na ślubnym kobiercu, to to nastanie szybciej niż sobie wyobrażasz - uśmiechnęła się do mnie.
   - To na pewno, bo kocham go najmocniej na świecie - powiedziałam pewnie. - A teraz pójdę się przebrać i spadam do miasta.
   - Jasne, nie zatrzymuję - powiedziała i cmoknęła mnie w czoło, po czym sama ruszyła na taras. Ja udałam się na górę.


4 komentarze:

  1. Rany, tyle czekałam na ten rozdział! I wreszcie się doczekałam *-*
    Isco się trochę zbulwersował, ale w sumie nie dziwię mu się. Ciężko jest wybierać między rodziną, a miłością. Nic nie wybrał i chyba dobrze zrobił. Ale czekam na dalsze rozwinięcie akcji bo nadal niewiele można o tym wszystkim powiedzieć. Alice jest bardzo ciekawą postacią i czuję, że Isco nieźle namiesza w jej życiu, dlatego czekam na dalsze części. Piszcie dziewczyny, bo strasznie mnie to nurtuje;)
    Wspaniałe jest!!

    suenos;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Isco się zbulwersował! Oh ty kochasiu!
    Pasują do siebie z Leire, no tak jak Alvaro i Alice :)
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń