Od tamtej trefnej kłótni z Leire minęło już kilka dni i jest już dobrze. Wychodzimy prawie codziennie na wieczorne, wspólne spacery z Messim i spędzamy ze sobą każdą wolną chwilę, bo niedługo zacznę treningi i będzie tego czasu mniej.
Dziś miało być inaczej, bo moja dziewczyna umówiła się na drinka z koleżankami z roku, więc ten wieczór miałem spędzić na męskim spacerze z moim pupilem. To był przezabawny widok, gdy Leire przeszukiwała szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego i jednocześnie klęła, że nie cierpi się stroić. Więc gdy zapytałem ją o to, dlaczego tak bardzo ma ochotę się wystroić. bo to jest dziwne, odpowiedziała, że dwie z dziewczyn, które mają tam być zawsze wszystkich krytykują, a ona ma tego dosyć. Zacząłem się śmiać i powiedziałem, że wygląda przepięknie nawet w worku po kartoflach. Jak to Leire i jej skromność, odpowiedziała, że dziś worek zostawia w domu, bo jednak tamte wtedy wybuchłyby z zazdrości.
Tak więc zostałem sam. Zjadłem coś, chwilę obejrzałem telewizję, a gdy pies zaczął już marudzić, postanowiłem go zabrać na ten spacer. Wyszliśmy z budynku i sam Messi pociągnął mnie w kierunku parku. Pochodziliśmy trochę, pobiegaliśmy, mój kompan załatwił to co musiał i już mieliśmy się kierować w drogę powrotną, kiedy na małym mostku zauważyłem drobną, ciemnowłosą dziewczynę o znanej mi sylwetce. Nie wiedziałem czy mam tak sobie podejść i normalnie zagadać czy może odpuścić. Spojrzałem na psa, który akurat teraz był spuszczony ze smyczy i wpadłem na pomysł.
- Messi, smyku - przykucnąłem przy nim i złapałem na pysk, patrząc mu w oczy. - Pobiegniesz tam, dobrze? Do tej dziewczyny - wskazałem na mostek, a pies tylko cicho zaskomlał. - No biegnij - podrapałem go jeszcze za uchem, po czym posłusznie zrobił to o co go prosiłem. Wstałem i podążyłem za nim wzrokiem. Faktycznie podbiegł do dziewczyny i usiadł przy niej, merdając ogonem. To chyba był moment na moje wejście, prawda? Alice wtedy przyuważyła psa i coś tam do niego mówiła. - Messi! - zawołałem będąc już blisko nich. Ten tylko odwrócił głowę i spojrzał na mnie. - O, Alice? Jaka niespodzianka! - powiedziałem, udając zaskoczonego. W tym samym czasie przypiąłem smycz do obroży Messiego. Dobrze się spisał, więc w mieszkaniu dostanie nagrodę w postaci jakiegoś smakołyku.
- Cześć, Isco - uśmiechnęła się do mnie. - Co ty tu robisz?
- Często tutaj spaceruję z Messim - wskazałem na labradora. - Mieszkam niedaleko.
- Mieszkasz tu? W Madrycie? - była wyraźnie zdziwiona.
- Już przeszło rok - uśmiechnąłem się. - Gram w Realu, więc tu też i mieszkam.
- Naprawdę? - dalej patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. - Nie wiedziałam.
- Naprawdę - zaśmiałem się. - A ty tutaj sama, bez Alvaro? - zapytałem, opierając się o barierkę.
- Alvaro pojechał gdzieś z Raulem. Przyjechał dziś i chyba ma jakieś problemy z dziewczyną - zaśmiała się cicho.
- I starszy brat mu pomaga? W sumie ja też najczęściej zwracałem się po coś do brata - podrapałem się po zarośniętym policzku.
- Wiele się o tobie dowiaduje - zaśmiała się cicho. - Alvaro jest świetnym starszym bratem. Ty też z pewnością takiego masz.
- Prócz tego, że na każdym spotkaniu kłóci się z Leire, to jest najlepszym starszym bratem.
- A to chyba nie za dobrze - skrzywiła się.
- Zawsze staram się panować nad sytuacją - pokiwałem głową. Nawet bez uśmiechu na twarzy, Alice wyglądała prześlicznie!
- Ja uwielbiam Raula. To wspaniały chłopak. Nie mam swojego rodzeństwa, więc traktuje go jak brata - wzruszyła ramionami. - Nie za dużo gadam?
- Za dużo? Skądże! Jest w porządku - uśmiechnąłem się.
- Zawsze byłam trochę gadatliwa.
- Mnie to nie przeszkadza - machnąłem ręką. - Lubię słuchać, więc możesz opowiadać.
- Zastanawiam się tylko dlaczego Alvaro nigdy mi o tobie nie wspominał.. - zmrużyła oczy.
- Bał się konkurencji - wypaliłem, udając powagę.
- To bardzo możliwe - szepnęła.
- A miałby o co się bać? - zapytałem, patrząc na nią. Spojrzała na mnie niepewnie. Dobra, to było dziwne pytanie. Chyba nie na miejscu, jeżeli oboje kogoś mamy.
- Nie wiem. Kochamy się.. - odpowiedziała, nie patrząc na mnie. To było trochę niezręczne.
- Domyślam się. Głupio wypaliłem - uśmiechnąłem się lekko. - Wybacz.
- Zrzucę to wszystko na mój urok osobisty - zaśmiała się.
- Okej - odpowiedziałem tym samym. - Ładny wieczór - rzuciłem, bo nie wiedziałem jak to dalej pociągnąć.
- Ale trochę chłodny - dopiero teraz zauważyłem, że jest w samej sukience.
- Pożyczę ci moją bluzę - powiedziałem, zdejmując ją z ramion. - Mnie jest ciepło - uśmiechnąłem się.
- Dziękuje - posłała mi uśmiechem i spojrzała na Messiego. - Duża bestia z niego.
- Ale za to potulny jak baranek - odparłem i oddałem jej swoją bluzę. Oczywiście była na nią za duża, sięgała jej do połowy ud, a o rękawach już nie wspomnę.
- Nie widać tego - uśmiechała się.
- Czasem tylko poszczeka na listonosza - wzruszyłem ramionami. - I jest strasznym pieszczochem.
- Ale jest bardzo duży! Zaczynam się go bać - mruknęła, bo Messi właśnie ją wąchał.
- Spokojnie. Messi, chodź tutaj - przywołałem go, ale ten nie chciał wrócić, więc pociągnąłem za smycz. Dopiero wtedy wrócił do mnie i usiadł.
- Nie wiem jak Leire może mieszkać z taką bestią!
- Mówisz o psie czy właścicielu? - zapytałem, śmiejąc się. Ona również się zaśmiała, wydając iście perlisty podźwięk. - Nie no, uwielbiają się - dodałem.
- Nie wątpię, skoro jesteście razem - zażartowała, mają na myśli to, że to ja jestem tą bestią.
- Mimo wszystko, ja też posiadam ten urok osobisty - wyszczerzyłem się.
- Z pewnością - spuściła lekko wzrok.
- Oczywiście działa najbardziej na Messiego - zażartowałem.
- To pies!
- Czyli najlepszy przyjaciel człowieka - puściłem do niej oczko i poczułem wibrację w kieszeni. Wyjąłem telefon i zajrzałem co to było. Oczywiście wiadomość od operatora z rachunkiem.
- Która godzina? - zapytała nagle.
- Już grubo po dziesiątej - odparłem i schowałem telefon do kieszeni.
- To muszę wracać do domu! Rodzice będą się martwić.
- Jasne - pokiwałem głową. - Nie zatrzymuję. My też będziemy już wracać, bo Messi długo w miejscu nie potrafi usiedzieć gdy jesteśmy na spacerze - uśmiechnąłem się.
- To do zobaczenia? - zapytała.
- Mam cichą nadzieję, że niedługo.
- Ja też - uśmiechnęła się, ciągle na mnie patrząc. - Na razie, Isco.
- Na razie - odpowiedziałem, a ona ruszyła w swoją stronę. Jaka szkoda, że przeciwna do naszej. Odprowadziłem ją kawałek wzrokiem i my też ruszyliśmy w drogę. - Ani słowa Leire - pokiwałem palcem do psa, a ten tylko zaszczekał.
ALVARO
Odstawiłem młodszego braciszka na stację i zaczekałem aż odjedzie do Barcelony. Raul nieszczęśliwie się zakochał i przyjechał po jakieś rady. Ale co ja mu miałem powiedzieć, skoro jestem szczęśliwie zakochany? Dlatego zabrałem go do Pablo, który zawsze wie, co powiedzieć. Jest mistrzem pocieszania i jedynym z moich najlepszych przyjaciół.
Oczywiście trochę pogadaliśmy i zapiliśmy, więc cieszyłem się, że Ali u mnie nie ma. Pewnie by się jej to nie spodobało. Dlatego odczekałem aż wszystko będzie ze mną w porządku, odholowałem brata i pojechałem do ukochanej.
Do domu wchodziłem jak do siebie, bo przecież niedługo mamy zostać rodziną. W salonie siedzieli rodzice Alice, ale jej nigdzie nie było.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się, witając z przyszłymi teściami.
- Dzień dobry, Alvaro - odezwała się jej mama. - Ali jest u siebie, jeszcze nie gotowa.
- Norma - zaśmiałem się. - Pójdę do niej - dodałem i ruszyłem schodami na górę. Zapukałem cicho do drzwi i zajrzałem przez uchylone drzwi. Alice siedziała akurat przy toaletce i czesała włosy. Zauważyła mnie w lustrzanym odbiciu i od razu się uśmiechnęła.
- Wchodź - pokiwała ręką.
- Widzę, że już prawie jesteś gotowa - powiedziałem, całując ją w usta.
- Prawie - zaśmiała się. - Daj mi jeszcze tylko jakieś pięć minut. I opowiadaj jak tak tam ta cała sprawa z twoim bratem?
- Dziewczyna go rzuciła - zaśmiałem się, siadając na łóżku.
- Biedactwo - mruknęła. - Ma jeszcze czas na wielkie romanse - dodała.
- Oczywiście - przytaknąłem i rozejrzałem się po pokoju. Mój wzrok stanął na obrotowym krześle, na którym wisiała męska bluza. Wstałem i zabrałem ją do ręki. - Kogo to?
- Ale co? - odwróciła się do mnie i spojrzała niepewnie na bluzę. - No jak to czyja? Przecież zostawiłeś ją u mnie niedawno - uśmiechnęła się lekko.
- Nie używam takich perfum, Ali - spojrzałem na nią.
- Jesteś pewien? - zmarszczyła brew. - Miałeś taką podobną.
- Bluzę na pewno, bo to reprezentacyjna, ale nie mój rozmiar i nie moje perfumy. Czekam na jakieś wytłumaczenie.
- Poczekaj, poczekaj - zamyśliła się. - Byłam przecież niedawno ze znajomymi ze studiów w klubie. Fernando pożyczał mi bluzę, bo było chłodno. To musi być ta - mówiła.
- Nie wiem dlaczego, ale jakoś ci nie wierzę - jęknąłem. - Ali, kręcisz i ja to widzę.
- Nie kręcę - pokręciła głową. - Wypiłam wtedy z nimi kilka drinków i nie zwracałam uwagi na to jaką miałam bluzę.
- A może ty mnie zdradzasz, co?
- Alvaro! - zrobiła się poważna. - Nie opowiadaj głupot!
- Nie wiem co o tym myśleć..
- Za miesiąc się pobieramy - powiedziała. - Kocham cię. Jak ty sobie to wyobrażasz?
- Na pewno muszę mieć do ciebie pełne zaufanie, a teraz tego zaufania nie ma. Masz u siebie w pokoju męską bluzę, która nie należy do mnie i na dodatek kręcisz - spojrzałem na nią. Doskonale wiedziałem, że coś ukrywa, tylko z jakiegoś powodu nie chciała mi wyznać prawdy.
- Alvaro, nie mów tak - posmutniała. - Możesz mi ufać! To bluza Fernando i mogę mu ją nawet dziś zwrócić!
- Zwróć ją prawdziwemu właścicielowi, a spotkanie z fotografem odłożymy na później. Może na przyszły tydzień..
- Masz rację. W takim nastroju nic nie załatwimy - powiedziała cicho. - Oddam mu ją dziś.
- Wracam do siebie. Do zobaczenia - mruknąłem i ruszyłem w stronę drzwi, rzucając bluzę na łóżko. Wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół, oczywiście wpadając na matkę Alice.
- Już gotowi? Gdzie Alice? - Mam coś nagłego do załatwienia. Pojedziemy do fotografa kiedy indziej - uśmiechnąłem się lekko. - Do zobaczenia - dodałem i wyszedłem z domu.
LEIRE
Wyszłam z łazienki w samym ręczniku i przeszłam do sypialni. Na łóżku leżały już moje rzeczy, które przygotowałam sobie wcześniej. Najpierw ubrałam czystą bieliznę, później jeansowe szorty i szarą bluzkę na ramiączkach z cekinami. Ubrałam czarne conversy i zabrałam małą torbę przez ramię. Poprawiłam włosy, użyłam swoich perfum i wyszłam z pokoju. Zajrzałam do salonu, gdzie siedział mój chłopak tępo patrząc w telewizor i drapiąc psa po głowie.
- Isco, na pewno nie chcesz tam ze mną iść? Lia chciała nam przedstawić swojego nowego chłopaka - jęknęłam, siadając po turecku tuż obok niego na kanapie.
- Wolę zostać w domu - oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na mnie, uśmiechając się lekko.
- Jesteś jakiś taki nieswój - mruknęłam. - Stało się coś?
- Nie.. wszystko jest okej. Nie martw się.
- Na pewno? - spojrzałam na niego badawczo. - Mogę do niej zadzwonić i umówić się na inny dzień.
- Przestań - machnął ręką. - Idź i baw się dobrze. Ja zostanę z Messim.
- Jak wolisz - powiedziałam i nachyliłam się by go pocałować. - Nie będę długo siedzieć. Zobaczę tylko kogo sobie to przygruchała i wracam do was - uśmiechnęłam się i wstałam.
- Czasem możemy być na spacerze - uśmiechnął się.
- To na was poczekam - powiedziałam jeszcze, pomachałam i ruszyłam do wyjścia. Szybko pokonałam schody w budynku i chwilę później znalazłam się na zewnątrz. Żwawym krokiem pomaszerowałam w stronę klubu, gdzie umówiłam się z przyjaciółką.
W klubie wszyscy już na mnie czekali. Zawsze spotykaliśmy się całą paczką, ale dziś brakowało Isco. Trochę dziwiło mnie jego zachowanie, bo lubił moich znajomych i nie miał nic przeciwko naszym spotkaniom, ale dziś był jakiś dziwny. Jakby ciągle o czymś myślał.
- Leire, hej! - machali do mnie. Uśmiechnęłam się na ich widok i od razu podeszłam do narożnika, przy którym siedzieli. Była tam Lia, obok której siedział całkiem przystojny chłopak oraz dwójka naszych znajomych, Julia i Manel.
- Leire, hej! - machali do mnie. Uśmiechnęłam się na ich widok i od razu podeszłam do narożnika, przy którym siedzieli. Była tam Lia, obok której siedział całkiem przystojny chłopak oraz dwójka naszych znajomych, Julia i Manel.
- Cześć - najpierw przywitałam się z dziewczynami, później z kolegą, a na końcu Lia przedstawiła mi Roque.
- A gdzie twój przystojniak? - zaśmiała się Julia.
- Został w domu - odpowiedziałam i zajęłam miejsce pomiędzy dziewczynami. - Stwierdził, że nie ma dziś humoru i ochoty na wyjścia - wzruszyłam ramionami.
- Niech żałuje!
- Dokładnie, bo będziemy się dobrze bawić - wyszczerzył się Manuel. - Idzie ktoś ze mną po jakieś zaopatrzenie do barku?
- Ja! - krzyknęłam z uśmiechem. Oboje wstaliśmy i pokierowaliśmy się do baru, gdzie kłębiło się mnóstwo ludzi. Chwilę musieliśmy się nastać, by w końcu barman zabrał od nas zamówienie. Teraz znów musieliśmy tutaj sterczeć by to odebrać.
- Muszę się napić, Pablo. I to porządnie - usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam jak obok mnie staje dwóch facetów, jednym z nich był Alvaro, którego poznałam na weselu w Barcelonie. Nie zauważył mnie na początku. Tego drugiego też kojarzyłam, oczywiście z tego piłkarskiego świata. - Alvaro? - zaczepiłam go, a ten dopiero teraz zorientował się, że ma mnie koło siebie.
- O, Leire. Cześć - uśmiechnął się i zaczął się rozglądać. Pewnie szukał Isco.
- Wolny wieczór? - zaśmiałam się. - A, to jest Manuel, mój kolega - wskazałam na chłopaka za mną.
- Można tak powiedzieć - skrzywił się. - Hej, miło mi poznać. Alvaro.
- Coś straszny tłok dzisiaj - rozejrzałam się za barmanem, który był gdzieś dalej. - Co słychać? - uśmiechnęłam się do napastnika.
- Nic nowego. A u ciebie?
- Też jakoś leci. Może dosiądziecie się do nas? Z tego co widzę to nie ma dużo wolnych miejsc.
- Byłoby super! Prawda, Pablo?
- Pewnie. Byłoby super! - wyszczerzył się Sarabia.
- Pewnie. Byłoby super! - wyszczerzył się Sarabia.
- Świetnie - pokiwałam głową i w końcu dostaliśmy nasze ogromne zamówienie. Często gdy się spotykaliśmy, nie szczędziliśmy sobie. Manuel wziął jedną tacę, a ja drugą i we czwórkę udaliśmy się do stolika. Tam od razu Julii zaświeciły się oczy na widok dwóch przystojniaków. Przedstawiłam ich sobie i usiedliśmy.
- A gdzie Isco? Zgubił się? - wyszczerzył się Pablo.
- Strzelił focha i został w domu - zaśmiała się Lia.
- Czyli wy tez się kłócicie? - wypalił Vazquez.
- Jak każda para - uśmiechnęłam się lekko. - Z wami coś nie tak? - zapytałam ciszej chłopaka.
- Później ci powiem - szepnął i duszkiem opróżnił swoją szklankę. - Na zdrowie - dodał z uśmiechem.
- Zdrowie - kiwnęłam głową i sama wypiłam zawartość kieliszka, który mi podsunęli. Siedzieliśmy tam jeszcze do momentu gdy większość tego co kupiliśmy... powiedzmy, że sama wyparowała. Każdy już czuł się bardzo radosny i uciekł na parkiet. Roque porwał Lię, Julia wyciągnęła Sarabię, a Manuel wyrwał jakąś blondyneczkę. Takim sposobem zostałam przy stoliku sama z Alvaro.
- Chcesz tańczyć czy tu zostać?
- Jest mi to obojętne, choć wiem, że bardzo dobrze się ruszasz - zaśmiałam się i obróciłam się do niego przodem, siadając po turecku. Tak zawsze było mi najwygodniej.
- Ale chyba jednak zostać - również się zaśmiał. - Więc zostaniemy.
- A właśnie - zorientowałam się i wzięłam ze stołu szklaneczkę z niebieskim drinkiem z palemką. - Mów o co chodzi z tym kłóceniem się.
- To dość delikatny temat.. Wiesz, ja i Ali mamy się pobrać, a ona chyba mnie zdradza - spuścił głowę.
- Serio? - otworzyłam szeroko oczy. - Mam nadzieję, że nie, bo byłaby to dziwna sytuacja. Przed samym ślubem...
- Ale takie są fakty. Znalazłem u niej męską bluzę, która na pewno nie należny do mnie.
- Może to jakiegoś znajomego? Nie obraź się, ale Alice nie wygląda na taką, która byłaby skora do zdrady. Od razu wydała mi się spokojna i poukładana.
- Bo zawsze taka była, tylko dziś widocznie coś kręciła. Już sam nie wiem co myśleć - westchnął.
- Dobra, Alvaro - wstałam. - Widzę, że to nie był dobry pomysł, bo zaraz będziesz tym przytłoczony. Idziemy tańczyć - wyciągnęłam do niego dłoń.
- Chyba nie mam wyjścia - zaśmiał się i ruszyliśmy na parkiet.
___
Hej, tu Moniika!
Mam nadzieje, że nie najedliście się za dużo :)
Lubię ten rozdział, ale.. Ale zdradzę, że kolejny jest jeszcze lepszy! Warto czekać :D